Historia

Oscary 2020. Znamy przepis na zwycięstwo

Ostatnia aktualizacja: 05.02.2020 05:55
Niektórzy twierdzą, że da się ułożyć wzór na film oscarowy. Analiza ostatnich werdyktów wydanych przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej pozwala przypuszczać, że w tym roku najlepszym kandydatem do Oscara będzie historyczna, najlepiej dziejąca się w czasie wojny, oparta na faktach opowieść o mężczyźnie, w której w głównej roli wystąpi brytyjski aktor, a całość muzycznie zilustruje wzięty kompozytor. Przed kamerą powinien też przebiec koń, a za kamerą usiąść Steven Spielberg.
Audio
  • "Oscary to nagroda pełna paradoksów" – Katarzyna Czajka – Kominiarczuk w audycji Jakuba Kukli "Blichtr ponad wszystko - przed Oskarami" z cyklu "O wszystkim z kulturą" (PR, 20.02.2019)
Przygotowania przed oscarową galą w 2005 roku.
Przygotowania przed oscarową galą w 2005 roku.Foto: AP Photo/Amy Sancetta/EastNews

pawlikowski oscary 1200 PAP.jpg
Polscy zdobywcy Oscarów. Kto sięgnął po złote statuetki?

Za parę dni dowiemy się, czy film Jana Komasy "Boże ciało" zdobędzie Oscara w kategorii film międzynarodowy (nowa nazwa kategorii do tej pory nazywana filmem nieanglojęzycznym). Pewnie go nie zdobędzie i taki wniosek nasuwa się nie tylko po analizie naszych dotychczasowych dokonań w tej kategorii.  

Bo statystyka rzeczywiście nie jest zbyt pocieszająca. "Boże ciało" jest dwunastym polskim filmem nominowanym w tej kategorii, ale tylko "Idzie" Pawła Pawlikowskiego udało się w 2015 roku zdobyć nagrodę i wtedy była to nasza dziesiąta nominacja. Jesteśmy więc dopiero na początku drugiej dziesiątki i teoretycznie potrzebujemy jeszcze ośmiu nominacji, żeby "zgarnąć" kolejną statuetkę. Tyle że tego typu statystyki, oczywiście, nie mają większego sensu.

Wzór na film oscarowy

oscary statuetki free shut 1200.jpg
Polskie akcenty w Hollywood

Niektórzy twierdzą, co prawda, że da się ułożyć wzór na film oscarowy na podstawie analizy historii nagrody. Taki wzór przedstawia na przykład Katarzyna Czajka–Kominiarczuk w książce "Oscary. Sekrety największej nagrody filmowej".

Według autorki analiza werdyktów wydanych przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej w pierwszych kilkunastu latach XXI wieku pozwala przypuszczać, że najlepszy kandydat do Oscara to taki, który jest historyczną, opartą na faktach opowieścią, dziejącą się w czasie wojny, w jakiś sposób nawiązującą do ważnego problemu. Nie zaszkodzi, by główną rolę zagrał brytyjski aktor, bo raczej będzie to opowieść o mężczyźnie, i nie byłoby źle, gdyby muzykę napisał znany kompozytor (np. John Williams). W filmie powinien pojawić się koń i najlepiej, żeby za kamerą stanął Steven Spielberg.

Rozwinięcia rzecz jasna wymaga sformułowanie "ważny problem". Autorka wymienia ich co najmniej kilka, ale tak rozcieńcza swoją analizę rozważaniami na temat wyjątków od reguły, że w efekcie nie odważa się nazwać wprost, owych ważnych w opinii Akademii problemów. No, może poza bezpiecznym sformułowaniem, że zawsze duże szanse na Oscara mają filmy o boksie!

To na pewno prawda, ale nie ulega wątpliwości, że Akademia od lat przychylnie patrzy na filmy mówiące o niewolnictwie, Zagładzie, mniejszościach rasowych i (od kilku lat) seksualnych. Od jakiegoś czasu doceniane są też filmy antywojenne. I mimo że wymienione tematy są ewidentnie faworyzowane, to i tak nieźle, że Akademia nie ocenia zgłaszanych do nagrody filmów np. tylko przez pryzmat pieniędzy, które można na nich zarobić.

Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej została przecież założona w 1929 roku po to, żeby w dobie kryzysu gospodarczego powstrzymać coraz bardziej zyskujące na znaczeniu związki zawodowe. Od początku miała więc służyć interesom zwłaszcza dużych producentów.

Oscar za wysoki poziom artystyczny?

Trzeba oddać Akademii, że mimo iż zdarzały się lata, a nawet całe okresy, kiedy doceniano filmy przede wszystkim kasowe, w mniejszym stopniu skupiając się na ich walorach artystycznych, to jednak przez większą część swojej historii Oscary przyznawano twórcom filmów, które reprezentowały wysoki poziom artystyczny. Na ogół oczywiście ten poziom nie mógł zupełnie pomijać potrzeb tak zwanej szerokiej widowni – Oscary to z całą pewnością nie miejsce dla ambitnego kina niszowego, ale wielokrotnie o statuetkę ścigały się rzeczywiście jedne z najlepszych filmów danego roku.

Zwłaszcza od utworzenia w 1948 roku kategorii "najlepszy film nieanglojęzyczny", kiedy dopuszczono do rywalizacji o jedną ze statuetek filmy spoza Stanów Zjednoczonych, nagroda zyskała na znaczeniu. Była to zresztą dosyć przytomna reakcja przedstawicieli amerykańskiej branży filmowej na fakt, że kinematografie innych krajów, zwłaszcza europejskich, po II wojnie światowej coraz bardziej rosły w siłę.

Ponadto należy stwierdzić, że w ostatnich 20 latach widać wzrost znaczenia ambitnych produkcji z nie bardzo wysokim budżetem w oscarowych nominacjach, co jest zjawiskiem pozytywnym.

Brutalizacja kampanii oscarowych

Składają się na to co najmniej dwa czynniki. Pierwszym jest pewne zmęczenie członków Akademii brutalizacją kampanii oscarowych, które w latach 90. do apogeum doprowadził Harvey Weinstein. Wieloletni szef wytwórni Miramax, w ostatnich latach kojarzony głównie z zarzutami o molestowanie, przez prawie trzy dekady siał postrach wśród starających się o Oscary rywali. Nie cofał się przy tym przed "chwytami poniżej pasa", takimi jak opłacanie działań marketingowych dyskredytujących tematy, bohaterów czy wykonawców zaangażowanych do filmów rywalizujących o statuetki z filmami z jego studia.

Precedensowy był rok 1999, kiedy wyprodukowany przez braci Weinsteinów "Zakochany Szekspir" dostał 7 Oscarów i to w tych wiodących kategoriach, wygrywając dzięki skutecznej kampanii z takimi filmami jak "Cienka czerwona linia" Terence'a Malicka czy "Szeregowiec Ryan" Stevena Spielberga.

Było to wynikiem kolejnej w latach 90. agresywnej kampanii Miramaxu i pozostaje swoistym kuriozum. Przyjemnej komedii o twórcy "Hamleta" nie da się bowiem porównać z potężnymi wydarzeniami w światowej kinematografii, jakimi były oba wspomniane filmy wojenne.

Zdobywcy Oscara za film "Zakochany Szekspir" w 1999 roku. David Parfitt, Donna Gigliotti, Harvey Weinstein, Gwyneth Paltrow, Edward Zeick i Marc Norman, Marzec 1999. Fot. Robert Hepler/Everett Collection Zdobywcy Oscara za film "Zakochany Szekspir" w 1999 roku. David Parfitt, Donna Gigliotti, Harvey Weinstein, Gwyneth Paltrow, Edward Zeick i Marc Norman, Marzec 1999. Fot. Robert Hepler/Everett Collection

Produkcje o superbohaterach

W latach 90. wielu producentów przejęło, niestety, styl prowadzenia kampanii oscarowych od braci Weinsteinów. Jednak poza nasilającą się po 2000 roku niechęcią większości środowiska do tego typu praktyk, jest jeszcze inny powód coraz większego znaczenia ciekawego kina o nie największym budżecie w nominacjach oscarowych.

Otóż główny nurt tak zwanych blockbusterów poszedł w ostatnich latach w stronę szeroko pojętej fantastyki i niekończących się serii realizowanych na podstawie niesfilmowanych jeszcze komiksów. Największe budżety mają dziś filmy o super bohaterach, tymczasem fantastyka nigdy nie była gatunkiem specjalnie przez Oscary hołubionym.

Najnowsze filmy z tego gatunku są chyba zbyt wyraźnie w kierunku rozrywki, która na dodatek nie próbuje nawet udawać, że ma coś istotnego do powiedzenia. Inna rzecz, że sukces finansowy, który często jest wyraźnie wzmocniony dzięki przyznaniu filmowi Oscara, nie jest na tyle duży, by istotnie wpłynąć na i tak ogromne zyski, jakimi mogą pochwalić się najdroższe produkcje dla młodzieży z ostatnich lat. Coraz dalej posunięte obniżanie lotów przez kino komercyjne przekłada się niestety na pieniądze.

Flirt z agresywną komercją

Oscary, do tej pory, zachowały cnotę. Co prawda Oscar za film "Kształt wody" Guillermo del Toro z 2018 roku jest ukłonem w stronę dosyć tandetnej komercji, jednak nagrodę można czytać jako spóźnioną próbę docenienia reżysera za znacznie bardziej udane, poprzednie filmy (zwłaszcza "Labirynt fauna").

Za to mimo 3 Oscarów dla twórców "Avataru", frekwencyjnego hitu z 2009 roku, na szczęście nie dostał on statuetek za najlepszą reżyserię i najlepszy film, bo pod tymi względami był to film naprawdę mierny, a jego głównym i jedynym walorem była widowiskowość.

Inną kwestią jest, że mimo iż Oscary do pewnego stopnia są w stanie bronić się przed prymitywną komercją, to nagradzane filmy oczywiście nie są oceniane tylko pod kątem artystycznym, a tematy tak zwane poprawne politycznie mają tu zdecydowane pierwszeństwo. Nie znaczy to oczywiście, że wystarczy modny temat.

Film oscarowy powinien więc reprezentować wysoki poziom artystyczny, a temat - chwytliwy, zgodny z poglądami amerykańskich elit o raczej lewicowej proweniencji - może być tu znaczącym dodatkiem. Inna sprawa, że przytoczony na początku tekstu "przepis" na film oscarowy podany przez Katarzynę Czajkę-Kominiarczuk również nie jest niezawodny.

Sama autorka pisze bowiem, że do wspomnianego "przepisu" właściwie idealnie pasuje film Stevena Spielberga z 2012 roku pod tytułem "Lincoln". Problem w tym, że w 2013 roku film ten nie zdobył Oscara w najważniejszych kategoriach, czyli za najlepszy film i najlepszą reżyserię, choć doceniono go statuetką za pierwszoplanową rolę męską, rzeczywiście wybitnego, brytyjskiego aktora Daniela Day-Lewisa.

Zdobywcy Oscara w kategoriach aktorskich w 2013 roku: Daniel Day Lewis, Jennifer Lawrence, Anne Hathawey, Christopher Waltz. Fot. Xinhua/Yang Lei/EastNews Zdobywcy Oscara w kategoriach aktorskich w 2013 roku: Daniel Day-Lewis, Jennifer Lawrence, Anne Hathaway, Christopher Waltz. Fot. Xinhua/Yang Lei/EastNews

"Boże ciało" - Akademia lubi prawdziwe wydarzenia

Na szczęście w pełni przewidzieć werdyktu się nie da. Spójrzmy jednak na tegorocznego polskiego kandydata pod kątem wspomnianego przepisu. "Boże ciało" Jana Komasy nie spełnia większości wymogów. Akcja filmu nie jest osadzona w dalekiej przeszłości, choć istotnym walorem jest, że rzeczywiście jest to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, co Akademia lubi.

Pojawia się tu jednak pewien problem. Otóż pierwowzór postaci głównego bohatera odcina się od filmu i przedstawionej w nim wersji wydarzeń. Jest to więc raczej nie rzeczywista biografia, a swoista fantazja twórców dosyć swobodnie podchodzących do autentyzmu przedstawionych w filmie scen. Nie sądzę, żeby nie mieli do tego prawa, ale to już oczywiście inny rodzaj filmu.

Idźmy jednak dalej. Film Komasy nie dzieje się w czasie wojny, oczywiście nie gra w nim też brytyjski aktor, choć jest to opowieść o mężczyźnie. Przez cały film ani razu, chyba, nie pojawia się koń, no i reżyserem, rzecz jasna, nie jest Steven Spielberg. Pozostają jeszcze dwie kwestie. Pierwsza to znany kompozytor. Muzyki do "Bożego ciała" nie napisał co prawda Hans Zimmer czy John Williams, ale producenci zatrudnili duet uznanych na zachodzie kompozytorów Evgenija i Saszę Galperine, autorów muzyki między innymi do słynnego filmu "Niemiłość" Andrieja Zwiagincewa. 

Ostatnia i zapewne najistotniejsza sprawa, to ów "ważny problem". "Boże ciało" nie jest filmem o Zagładzie, czy o niewolnictwie, nie skupia się też na mniejszościach rasowych czy seksualnych i nie jest to też film antywojenny. 

Film Komasy porusza znacznie bardziej złożony problem. Opowiada bowiem o młodym chłopaku, który wychodzi z poprawczaka i zamiast pracować w stolarni, do której go wysłano, żeby mógł udowodnić, iż w pełni nadaje się do powrotu na łono społeczeństwa, na terenie jednej z wiejskich parafii zaczyna podszywać się pod księdza. I nie byłoby w tym nic specjalnie ciekawego, gdyby nie to, że chłopak okazuje się wręcz wzorem do naśladowania nie tylko dla wiernych, ale też dla księży w ogóle.

Bartosz Bielenia w filmie "Boże ciało" Jana Komasy. Fot. Materiały prasowe Kino Świat Bartosz Bielenia w filmie "Boże ciało" Jana Komasy. Fot. Materiały prasowe Kino Świat

O czym jest "Boże ciało"?

pap bartosz bielenia 1200.jpg
Bartosz Bielenia: "Boże Ciało" mówi samo za siebie

Film Komasy stawia liczne i trudne pytania, między innymi o kondycję dzisiejszego społeczeństwa i dzisiejszego człowieka. Pytania te nie są jednak wcale łatwe do jednoznacznego zdefiniowania. Jednocześnie niezbyt przejrzyste wydaje się stanowisko samego twórcy filmu. Ambitne kino europejskie lubi takie "zagrania", ale pytanie, czy amerykańska branża filmowa znajdzie w tym coś dla siebie. Na pewno można powiedzieć, że film podejmuje trudny temat kondycji współczesnego duchowieństwa (popularny ostatnio na oscarowych galach, żeby wymienić tylko "Spotlight" – Oscar za najlepszy film i najlepszy scenariusz w 2016 roku), ale wydaje się to być wizja wyważona.

Być może jednak społeczeństwa zachodnie niejako "z automatu" patrzą inaczej na pewne zagadnienia niż obywatele krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Jedna z relacji dotyczących odbioru filmu w czasie autorskich pokazów w Stanach Zjednoczonych mówiła o dużym zainteresowaniu oraz o tym, że film często wywoływał śmiech. Często w momentach, w których sam reżyser się tego nie spodziewał.

Dosyć "przezroczysty" film Komasy można pewnie odczytywać różnie w zależności od tego, jakie ma się osobiste przekonania. Niewykluczone, że znacznie bardziej laicka widownia zachodnia dostrzega w obrazie twórcy "Sali samobójców" przede wszystkim krytykę współczesnego kleru w pewnym sensie ośmieszonego w filmie przez młodego kryminalistę. Jednocześnie można jednak patrzeć na film, jak na skomplikowaną opowieść o powołaniu, która mimo wszystko daje nadzieję.

Szanse na Oscara

Czy walory filmu Jana Komasy okażą się wystarczające, żeby zdobyć Oscara? Trudno powiedzieć. Jednak skoro film został doceniony nominacją, to znaczy, że ma w sobie coś, co przypadło do gustów Akademii. Tak czy inaczej, należy się cieszyć, że kolejny polski film ma szansę na główną nagrodę. Fakt, że "Boże ciało" dostało nominację, mimo że nie wpisuje się w sposób "zbyt oczywisty" w żaden z pożądanych przez Akademię tematów, należy ocenić pozytywnie.

Czy to wystarczy na Oscara, to już inna sprawa. Cieszy też, że polscy twórcy w ostatnich latach są doceniani przez Akademię coraz częściej. Także w takich kategoriach jak "krótkometrażowy film dokumentalny" czy "krótkometrażowy film animowany".  

Aleksander Zalewski

Zobacz więcej na temat: oscary 2020 kino FILM
Czytaj także

Adamski: "Boże Ciało" ma realną szansę na Oscara, uniwersalizm siłą tego filmu

Ostatnia aktualizacja: 13.01.2020 17:13
- Nominacja do Oscara dla "Bożego Ciała" to wielki sukces polskiego kina. Jan Komasa powtórzył wyczyn Pawła Pawlikowskiego i Andrzeja Wajdy. Niesie on nową jakość naszej kinematografii - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Łukasz Adamski, krytyk filmowy i publicysta.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Hrapkowicz: "Boże Ciało" inteligentnie mówi o wspólnocie, duchowości i cielesności

Ostatnia aktualizacja: 13.01.2020 17:12
- Wydaje mi się, że Jan Komasa jako reżyser potrafi w dobrym amerykańskim stylu atrakcyjnie, inteligentnie opowiadać w kinie. Amerykańska Akademia Filmowa jak najbardziej to doceniła - powiedział krytyk filmowy Błażej Hrapkowicz, komentując nominację do Oscara dla filmu "Boże Ciało".
rozwiń zwiń
Czytaj także

Dyrektor PISF: opowiedziana w "Bożym Ciele" historia porusza widzów na całym świecie

Ostatnia aktualizacja: 13.01.2020 17:50
Dyrektor PISF Radosław Śmigulski nie krył zachwytu podczas poniedziałkowego briefingu, zorganizowanego po nominowaniu "Bożego Ciała" Jana Komasy do 92. Oscarów w kategorii "najlepszy pełnometrażowy film międzynarodowy". - To wielka praca producentów, wielka praca - powiedział
rozwiń zwiń
Czytaj także

"Boże Ciało" nominowane do Oscara. Michał Oleszczyk: w tej kategorii nigdy nic nie wiadomo

Ostatnia aktualizacja: 14.01.2020 14:43
- W tym momencie istotne jest to, w jaki sposób zostanie poprowadzona promocja tego filmu. Przypomnijmy, że w tym roku Akademia Filmowa postanowiła przyznać Oscary trzy tygodnie wcześniej niż to było w roku ubiegłym i już 9 lutego przekonamy się kto otrzyma statuetki. Czasu na promocję nie ma więc dużo. Akurat w tej kategorii zdarzają się niespodzianki - mówił w "Poranku Dwójki" krytyk Michał Oleszczyk.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Polskie akcenty w Hollywood. Polacy, którzy zdobyli Oscara

Ostatnia aktualizacja: 04.02.2020 17:43
92. ceremonia wręczenia nagród Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej zbliża się wielkimi krokami. Zanim dowiemy się, czy "Boże Ciało" Jana Komasy otrzyma statuetkę w kategorii najlepszy film międzynarodowy, zajrzymy w przeszłość. Bo to nie pierwsza nominacja dla polskich twórców w historii nagród Akademii. 
rozwiń zwiń
Czytaj także

Wpadka Akademii przyznającej Oscary. Opublikowała tweet ze... zwycięzcami

Ostatnia aktualizacja: 05.02.2020 09:22
W sieci pojawił się tweet, który wyglądał tak, jakby był dziełem Amerykańskiej Akademii Sztuki i Wiedzy Filmowej przyznającej Oscary. Co zawierał? Prognozę zwycięzców.
rozwiń zwiń