Historia

Rolling Stone nigdy się nie starzeje

Ostatnia aktualizacja: 06.02.2020 05:40
6 lutego 1967 roku założony został dwutygodnik "Rolling Stone", magazyn muzyczny, bezpośrednio zaangażowany w życie nowo powstałej społeczności "dzieci kwiatów".
Okładka magazynu Rolling Stone
Okładka magazynu Rolling Stone Foto: East News

To znana prawda, że kamień, który się toczy nigdy nie porasta mchem..., można powiedzieć, że nie widać na nim upływu czasu. Istnieje nawet takie angielskie przysłowie – jak się okazuje bardzo popularne w kulturze Zachodu. Motyw ten był wykorzystywany przez największych wykonawców drugiej polowy XX wieku. Najlepszym tego przykładem jest kultowy utwór Boba Dylana "Like a Rolling Stone" z 1965 roku. Hippisi natychmiast podchwycili słowa tej piosenki i uczynili z niej jeden ze swoich manifestów.

Rozwijający się potężny ruch kontestacyjny młodzieży potrzebował także swojego magazynu – wydawnictwa periodycznego, w którym mogliby oznajmiać światu swoje idee, pisać o tym, co ich najbardziej interesuje, wokół którego mogliby się skupiać. Takim pismem stał się dwutygodnik "Rolling Stone", którego pierwsze wydanie ukazało się 53 lata temu – 6 lutego 1967 roku. Założyli je i przez długi okres wydawali J. Wenner i R.J. Gleason. Wenner świeżo co wyleciał z Berkeley, a Gleason, redaktor wydawniczy i krytyk jazzowy w "San Francisco Chronicle", wziął go pod swoje zawodowe skrzydła.

Razem postanowili założyć nowy magazyn muzyczny, bezpośrednio zaangażowany w życie nowo powstałej społeczności "dzieci kwiatów" - jak nazywano hippisów. Wybór głównej tematyki pisma był oczywisty i wynikał z założeń ruchu. Mało kto obecnie zastanawia się nad pochodzeniem tej nazwy, a przecież "hippie" wzięło się z angielskiego zwrotu "to be hip" - czyli "żyć dniem dzisiejszym, na bieżąco"..., swoiste "carpe diem", jak powiedziałby Horacy. Prawdą jest też, że bunt hippisów odnosił się do świata dorosłych, rodziców, świata ułożonego, z jasnymi i nieprzekraczalnymi zasadami. Te zasady właśnie krępowały młodych i mówiły im jak mają żyć. Oni jednak chcieli czuć się ludźmi wolnymi, bez wszędobylskich nakazów.

"Zaraza", jak mówili starsi, zaczęła szerzyć się głównie z obszarów wokół San Francisco. Rzesze młodych ludzi, ubranych w kwieciste koszule, roześmianych, roztańczonych słało w świat swój znak wolności i miłości. W zasadzie nic nie robili oprócz słuchania muzyki, wspólnego przebywania. Jedynym problemem mogły być tylko pieniądze, bo skąd je brać skoro się nie pracuje. Dlatego też imali się głównie prac dorywczych, by zarobić na płyty, bilety na koncerty, jakieś marne jedzenie i oczywiście wszelkiego rodzaju używki. Nic ich nie krępowało, nawet intymność miłości – żyli w komunach, a tam każdy dzielił się z innymi wszystkim, co posiadał. Życie dla nich było proste, a jedyną siłą, która je napędzała, zdawała się być właśnie muzyka. Stąd powstanie takiego pisma, jak żywo odnoszącego się do ich ideologicznych zasad, było strzałem w dziesiątkę.

Tych 7,5 tysiąca dolarów, które Wenner pożyczył od swojej rodziny i od rodziny przyszłej żony, zwróciło się bardzo szybko z ogromną nawiązką. Dwaj wydawcy wiedzieli, że treść jest bardzo ważna. Jednak, by pismo "się sprzedawało", musieli namówić niemajętnych przecież młodych ludzi na to, by je nabyli. Takim magnesem stały się kapitalnie pomyślane okładki – kolorowe, z ukochanymi gwiazdami, w niespotykanych ujęciach. Wielokrotnie zdarzało się, że pierwsza strona "Rolling Stone" szokowała swoim obrazem – jak choćby nagi John Lennon obejmującą ubraną Yoko Ono. Im bardziej "rodzice" się oburzali, tym bardziej młodzi chcieli taki magazyn kupić.

Dwutygodnik z miejsca zyskał niesamowitą popularność i był tak wydawany, by zaspokoić potrzeby młodych. W środku można było znaleźć dużo ciekawych informacji o najpopularniejszych wykonawcach ukochanej muzyki. Było dużo zdjęć, także reporterskich. Pojawiały się też różne wywiady, teksty piosenek i rankingi. Tymi ostatnimi czasopismo zasłynęło i do tych właśnie rankingów niezwykle się przykładało. Układane one były na podstawie głosów uznanych znawców, dziennikarzy, krytyków i samych wykonawców. Każdy chciał zobaczyć na którym miejscu na liście wszech czasów znajduje się jego ulubiony utwór, ulubiony wykonawca czy ulubiona płyta. Prowadzili także rankingi muzyków – np. najlepsi gitarzyści, perkusiści czy wokaliści. Do tej pory można obejrzeć takie listy tego magazyny – są publikowane w Internecie, także w języku polskim... z wieloma wyborami można nie zgadzać się, ale należy je szanować, bo w plebiscycie głosowało po kilkuset znawców.

Pismo zawsze oscylowało wokół ogólnie pojętego rocka. Mniej zajmowali się nowo powstającymi trendami muzyki popularnej. Dopiero ostatnie problemy finansowe, już w XXI wieku zmusiły ich do zainteresowania się także tym, co w danej chwili jest najpopularniejsze. Zmienili się też właściciele pisma i częstotliwość jego wydawania. Teraz jest miesięcznikiem.

… a sama nazwa pisma – nie tylko Dylan skorzystał ze staroangielskiego przysłowia. Wcześniej, przed nim, uczynił to Muddy Waters w utworze "Rollin' Stone" - w 1950. To właśnie ten utwór słynnego bluesmana stał się przyczynkiem do powstania nazwy jednej z najsłynniejszych kapel wszech czasów – The Rolling Stones, założone w 1962 roku. Sam zespół jak i jego płyty i utwory pojawiają się na czołowych miejscach w licznych rankingach "Rolling Stone". Warto poszukać, zajrzeć, może i Wasze ulubione utwory i wykonawcy znajdują się tam na czołowych miejscach.

PP