"Osiem i pół" to film wyjątkowy, przez wielu uznawany z najwybitniejszy film w historii kina. Z tego powodu jest często porównywany ze słynnym "Obywatelem Kane’em" Orsona Wellesa. Tamten film pchnął kino do przodu, w pewnym sensie umożliwił nastanie epoki wielkich mistrzów kina z lat 60. i 70., ponieważ to wtedy kino zrozumiało" czym jest.
Casus "Obywatela Kane’a"
Dzięki filmowi "Obywatel Kane" X muza przestała być gorszą siostrą, która, aby uprawomocnić swoje istnienie, musi zadowalać się definiowaniem własnej tożsamości poprzez naśladowanie pozostałych dziedzin sztuki. Welles zrobił film, w którym w absolutnie harmonijny sposób zaistniała istota kina jako sztuki w pełni samodzielnej, której istotą jest opowiadanie obrazem.
Chodzi tu o opowiadanie jedynie przy użyciu środków, które są rdzennie filmowe, a nie "pożyczone" z teatru, literatury, malarstwa czy muzyki. Nie znaczy to oczywiście, aby film przestał wykorzystywać fabuły stworzone przez literaturę, czy inspirować się wybitnym malarstwem lub pozbył się ścieżki muzycznej, niemniej Welles pokazał, na czym polega zespolona siła umiejętnie wykorzystanych, rdzennie filmowych, środków wyrazu, takich jak zdjęcia, montaż, scenografia czy gra aktorska.
Jakie znaczenie ma więc zestawianie filmu Felliniego z tak ogromnym krokiem milowym kinematografii, jakim był film Wellesa, który notabene miał podobno powiedzieć, że Fellini jest reżyserem, który nie ma nic do powiedzenia?
03:36 federicco fellini (rozmowa z Lubelskim) - osiem i pół.mp3 Federico Fellini. Rozmowa Anny Fuksiewicz z filmoznawcą Tadeuszem Lubelskim na temat twórczości wybitnego reżysera w audycji z cyklu "Rozmowy o kinie". (PR, 17.11.2017)
Wyznanie własnej niemocy
"Osiem i pół" jest filmem opowiadającym o uznanym reżyserze Guido Anselmim (oczywistym alter ego Felliniego), który ma właśnie rozpocząć zdjęcia do swojego nowego filmu. Problem polega na tym, że nie ma pojęcia, o czym ten film ma być. Ale machina jest puszczona w ruch, wybrani są aktorzy, postawiono ogromną dekorację, wszyscy czekają na kolejne dzieło mistrza, natomiast on sam jest coraz bardziej przerażony.
Wybitny polski reżyser teatralny Krystian Lupa na temat "Osiem i pół" w wywiadzie dla Polskiego Radia w 2012 roku mówił w ten sposób:
- Genialny jest motyw wyznania, na które zwykle, tworząc dzieło, sobie nie pozwalamy. Tworzenie dzieła z równoczesnym obnażeniem niemocy indywidualnej, która temu towarzyszy i która zazwyczaj w akcie twórczym jest ukrywana. Genialne jest właśnie obnażenie tej niemocy.
05:17 krystian lupa___v2012005639_tr_0-0_107966910d226b5d[00].mp3 "Jestem absolutnym wyznawcą tego filmu" – Krystian Lupa w rozmowie z Andrzejem Matulem w audycji z cyklu "Rozdroża kultury". (PR, 12.11.2012)
Co w tym genialnego?
Chodzi nie tylko o to, że Fellini trafił w postmodernistyczne tendencje do dekonstrukcji fabularnej i autotematyzmu albo o to, że kino po "Osiem i pół", biorąc wybitne dzieło mistrza Felliniego za wzór, zaczęło coraz wyraźniej skręcać w tym kierunku.
Chodzi o to, że decydując się na wymagającą niezwykłej odwagi szczerość mówienia o własnych wątpliwościach, towarzyszących procesowi twórczemu, Fellini zachował autentyczność. Dzięki temu udało mu się wyprowadzić swoją widownię, która zaufała artyście, doceniając jego szczerość, poza ramy niepodważalnego dotąd układu, polegającego na tym, że reżyser porozumiewa się z widownią jedynie poprzez fabułę opowiadanej historii.
Fellini zaproponował wyznanie, które przełamało ten schemat. Było bezpośrednim zwróceniem się do widowni, pokazaniem, że niemniej istotne od fabuły (której w "Osiem i pół" właściwie nie ma) jest skierowanie uwagi na sam proces tworzenia dzieła.
Nowy sposób rozmowy z widzem
Efektem artystycznego zabiegu zastosowanego przez Felliniego okazało się otwarcie sztuki filmowej, ale i rozmowy prowadzonej między twórcą a widownią, na wielość interpretacji. Co ważne, nie chodzi tu o dowolność interpretacji, ale właśnie wielość możliwości. O to, że widownia została raz na zawsze nobilitowana poprzez zaproszenie jej do wspólnej podróży ramię w ramię z twórcą, na drodze do odkrywania znaczeń wpisanych w dzieło filmowe.
Fellini był reżyserem tak zwanym intuicyjnym. Tworząc filmy, nie odwoływał się, jak niektórzy, przede wszystkim do wiedzy i intelektu, ale właśnie do swojego wewnętrznego intuicyjnego głosu, o którym mówił, że sam go często nie rozumiał. Skoro proces twórczy był tajemnicą dla niego samego, najwidoczniej uznał, że nie ma sensu utrzymywanie iluzji, według której artysta wie wszystko o swoim dziele, a odbiorcy mają go pokornie słuchać.
Naśladowcy Felliniego
Po sukcesie filmu "Osiem i pół" kino artystyczne poszło głównie w stronę zaproponowana przez Felliniego. Napotkało, rzecz jasna, na tej drodze liczne trudności, zwłaszcza wtedy, kiedy zainspirowani filmem Felliniego twórcy, zaczęli powielać zewnętrzne elementy wybitnego dzieła, a nie jego istotę.
- Oczywiście po filmie "Osiem i pół" podobne twory zaczęły się mnożyć, no i okazuje się, że nie można w nieskończoność mówić o tym, że nie mamy nic do powiedzenia – stwierdził Krystian Lupa w wywiadzie dla Polskiego Radia w 2012 roku.
Jednak, patrząc z drugiej strony "metoda" Felliniego może być też przykładem na to, jak współcześni twórcy mogą sobie radzić z wszechobecną dziś dowolnością narracji, która powoduje, że coraz trudniej jest powiedzieć coś na poważnie.
- Jest coś takiego, że w tej chwili nasza kultura coraz bardziej wnika w tę niemoc twórcy, coraz bardziej się nią interesuje, coraz bardziej ją ujawnia. Być może, tak jak to jest w "Osiem i pół", ujawnienie tej niemocy jest najlepszym środkiem jej przezwyciężenia – dodaje reżyser.
Czy to jednak w pełni zadowalające rozwiązanie problemu? Nie do końca. Według słów Anny Osmólskiej-Mętrak, znany francuski krytyk Marcel Martin, obejrzawszy "Osiem i pół" miał powiedzieć: "Jeśli pan, panie Fellini w taki sposób nie ma nic do powiedzenia, to niech Pan mówi jak najczęściej".
Jednak nie każdy rodzi się Fellinim. - Są takie postaci, które są nie do zastąpienia. Geniusze nie rodzą się na kamieniu – powiedziała Anna Osmólska-Mętrak w audycji Polskiego Radia na temat Federico Felliniego.
- Epoka takich artystów jak Fellini skończyła się bezpowrotnie, w ogóle tego typu gigantyczne użycie kina do tego typu narracji. W tej chwili takich wizjonerów właściwie nie ma – stwierdzał Lupa.
Właśnie o to chodzi, że aby przezwyciężyć w sobie, występującą przecież w każdej epoce, artystyczną niemoc twórczą, tak jak zrobił to Fellini w "Osiem i pół", trzeba by zdobyć się na podobne wyznanie, jakie czyni sam Fellini ustami wcielającego się w jego alter ego Marcello Mastroianniego: "Chciałem zrobić film prosty, uczciwy, bez żadnych komplikacji, film, który pozwoliłby pogrzebać te martwe rzeczy, które nosimy w sobie. Ale tak naprawdę ja nie mam odwagi niczego pogrzebać, mam zupełny mętlik w głowie, nie mam nic do powiedzenia. Ale mimo to chcę mówić".
Problem w tym, że dzisiejsi twórcy często zaczynają od końca. Coraz częściej nie chcą w ogóle opowiadać "prosto i uczciwie", zasłaniając się poglądem, że po takich filmach jak między innymi "Osiem i pół" nie da się już powrócić do źródeł.
Według słów filmoznawcy Tadeusza Lubelskiego, wybitny polski reżyser Krzysztof Kieślowski miał powiedzieć kiedyś, że on już reprezentuje pokolenie tych rzemieślników kina, którzy mogą tylko zadawać pytania i mnożyć wątpliwości. Za przykład mistrza, który wie, co jest najważniejsze w życiu, podawał właśnie Felliniego.
Fellini zawsze opowiadał "naprawdę", nawet w tak awangardowym filmie jak "Osiem i pół". Inna rzecz, że jako znany prześmiewca powiedział kiedyś:
- Nie powinniście mieć zaufania do moich słów, ponieważ za rok mówiłbym zupełnie co innego. Byłoby rzeczą okropnie przygnębiającą powtarzać to samo przez całe życie.
Po filmie "Osiem i pół" Federico Fellini zrobił jeszcze wiele filmów i w każdym próbował powiedzieć coś nowego.
Aleksander Zalewski