Przed stanem wojennym
W położonym na Dolnym Śląsku przemysłowym Zagłębiu Miedziowym Lubinie, ideały "Solidarności" padły na podatny grunt. Związek przyciągnął do siebie wielu pracowników największego zakładu przemysłowego regionu – Kombinatu Górniczo-Hutniczego Miedzi. Pierwsze strajki w tym regionie odbyły się już w lipcu 1980 roku, a więc na miesiąc przed podpisaniem porozumień sierpniowych. Wiodącą w tym regionie była centrala związkowa Zakładów Górniczych "Rudna".
Zobacz film przygotowany przez wrocławski oddział Instytu Pamięci Narodowej o strajku w Zakładach Górniczych "Rudna" w grudniu 1981 roku:
VIDEO
Niezgoda na stan wojenny
Wprowadzenie stanu wojennego w grudniu 1981 roku spotkało się z oporem wśród pracowników KGHM. Już 14 grudnia wybuchł największy strajk na Dolnym Śląsku. Tego dnia stanęły należące do KGHM kopalnie: "Rudna", "Rudna Zachodnia", "Polkowice", "Sieroszowice", "Lubin", huty miedzi "Głogów" i "Legnica" oraz inne zakłady przemysłowe w Zagłębiu Miedziowym.
- Strajk został wywołany zarówno przez górników, jak i działaczy związkowych, którzy chcieli wypełnić instrukcje "Solidarności" na wypadek wprowadzenia stanu wyjątkowego - wyjaśnił dr Łukasz Sołtysik z wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
- Rano 14 grudnia poszedłem do pracy w Zakładach Górniczych "Rudna Zachodnia". Zastanawialiśmy się, co robić. Czołowi działacze "Solidarności" podjęli decyzję, że zostajemy na powierzchni i zaczynamy strajk - mówił działacz NSZZ "Solidarność" Władysław Grocki.
Wejdź na stronę serwisu specjalnego:
- W tamtym czasie byłem przewodniczącym NSZZ "Solidarność" Zakładów Górniczych "Rudna". Już wcześniej mieliśmy ustalone, że w przypadku pojawienia się jakiejkolwiek agresji ze strony władz w stosunku do związku, Komisja Zakładowa przekształca się w Komitet Strajkowy i wszyscy podejmujemy strajk na terenie zakładów górniczych - wyjaśniał Andrzej Poroszewski, przewodniczący Zakładowej Komisji "Solidarności" ZG "Rudna".
Początek strajku
Strajk rozpoczął się w poniedziałek, 14 grudnia około godz. 6.00. Jeden z członków prezydium zakładowej "Solidarności" - Franciszek Kamiński - zatrzymał pierwszą zmianę górników, która była już przygotowana do zjazdu na dół kopalni. Górnicy jednomyślnie wyrazili zgodę o przystąpieniu do strajku. Przyłączyli się również do niego pracownicy firm inwestycyjnych prowadzący prace na terenie kopalni.
Komitet Strajkowy i górnicy spotkali się w cechowni - wielkiej auli na terenie kopalni, w której odbywały się różne uroczystości. Od tego momentu rozpoczął się strajk w ZG "Rudna". Domagano się uwolnienia internowanych działaczy "Solidarności" oraz przerwania stanu wojennego.
W wyniku odcięcia łączności, strajkujący nie wiedzieli, jaka panuje sytuacja w innych kopalniach. W "Rudnej Zachodniej" oddalonym od "Rudnej" o około dwa kilometry, utworzył się niezależny Komitet Strajkowy. Jednak tam, z racji braku cechowni, około tysiąca górników zebrało się w holu łączącym szyb z pomieszczeniami gospodarczymi.
Pokojowy protest
Do protestujących wyszli przedstawicieli dyrekcji kopalni, którzy próbowali nakłonić ich do przerwania strajku, jednak zostali wygwizdani przez załogę.
- Główny dyrektor poprosił nas o rozważne zachowanie i poinformował, że od tej chwili jako Komitet Strajkowy ponosimy odpowiedzialność za rozwój wydarzeń - przypomniał dawny wiceprzewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" Stanisław Lembas.
19:31 O przebiegu strajku ZG Rudna mówił dawny wiceprzewodniczący Komitetu Zakładowego NSZZ "Solidarność" Stanisław Lembas. (PR, 12.12.2018) O przebiegu strajku ZG Rudna mówił dawny wiceprzewodniczący Komitetu Zakładowego NSZZ "Solidarność" Stanisław Lembas. (PR, 12.12.2018)
- To był pokojowy strajk. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w przypadku starcia ze służbami mogą być ofiary śmiertelne, więc nie chcieliśmy walczyć - zaznaczył Andrzej Poroszewski.
41:11 Przewodniczący Zakładowej Komisji "Solidarności" ZG Rudna Andrzej Poroszewski opowiadał o przebiegu strajku. (PR, 12.12.2018) Przewodniczący Zakładowej Komisji "Solidarności" ZG "Rudna" Andrzej Poroszewski opowiadał o przebiegu strajku. (PR, 12.12.2018)
Bierny charakter protestu wymusiła także specyfika pracy, która nie mogła zostać całkowicie wygaszona. Kopalnie musiały być w ciągłym ruchu. Nie można było wyłączyć niektórych maszyn, gdyż groziłoby to katastrofą. W związku z tym Komitet Strajkowy przystąpił do podziału obowiązków wśród górników, którzy wykonywali je bardzo zdyscyplinowanie. W rezulatcie tych działań, zaraz po zakończeniu strajku, można było bez przeszkód przystąpić do prac związanych z wydobyciem.
Komitet Strajkowy przygotował opaski "Solidarności" i transparenty, które zostały porozwieszane w różnych miejscach kopalni. Przejął także pieczę nad bezpieczeństwem. Wydał polecenie zamknięcia tych bram wejściowych, które uznano za mało przydatne. Wyznaczone służby strajkowe zaspawały bramy i wzmocniły drzwi. Ustawiono również posterunki i warty, które zmieniały się co kilka godzin. Pilnowano ruchu osobowego, by nie odbywał się całkiem spontanicznie. Górnicy z "Rudnej Zachodniej" wspinali się na wieżę szybową, skąd monitorwali ruchy sił wojsk, milicji i ZOMO okalających zakład. Poza tym strajkujący w tej kopalni zostali odcięci dostępu do bieżącej wody i ogrzewania.
Jak wyglądała organizacja strajku w ZG "Rudna"? Dowiedz się tego z relacji Stanisława Lembasa.
Przebieg strajku
Strajkujący górnicy obserwowali siły milicji, wojska i ZOMO, które z każdą minutą w coraz większej liczbie przybywały w okolice kopalni. Wkrótce "Rudna" i "Rudna Zachodnia" zostały całkowicie otoczone przez służby.
- Szczególnie dobrze zapamiętałem rolników z "Solidarności Rolników Indywidualnych" zamieszkujących pobliskie wsie, którzy wiele ryzykując podjeżdżali furmankami pod płot zakładu i przerzucali jedzenie - wspominał Andrzej Poroszewski.
Przez dwa pierwsze dni strajk przebiegał spokojnie. Komitet Strajkowy umiejętnie zarządzał sytuacją. Górnicy dostosowywali się do wszystkich wydawanych przez niego poleceń.
16 grudnia, górnicy dzięki nasłuchowi Radia Wolna Europa, dowiedzieli się o krwawej pacyfikacji kopalni "Wujek" w Katowicach. Komitet Strajkowy zastanawiał się, czy wieść o tych strasznych wydarzeniach podać do wiadomości. Obawiano się reakcji górników. Ostatecznie zdecydowano się przekazać informację. Załoga przyjęła je ze wzburzeniem, ale nie podjęła działań zaczepnych wobec sił porządkowych.
Tego samego dnia, podziemnymi chodnikami na teren "Rudnej", przedostało się około trzystu górników z kopalni "Polkowice", która także podjęła strajk. Górnicy z "Polkowic", która była mniejszą kopalnią, obawiali się podobnego przebiegu wydarzeń jak w "Wujku". Stwierdzili, że bezpieczniej będzie dołączyć do większej grupy.
Przygotowania do obrony
Górnicy postanowili kontynuować pokojowy strajk, mając tego świadomość, że może się on różnie zakończyć. Sytuacja była napięta. Pacyfikacja mogła rozpocząć się w każdej chwili. Z tego powodu górnicy zaczęli ostrzyć kotwy (elementy konstrukcji służące do montowania podłoża), zbierali kule używane w młynach, łańcuchy. Z pozostałych w cechowni po barbórkowej karczmie siatkach wojskowych, przygotowano zabezpieczenia na okna.
- Przedstawiłem załodze wniosek, że kiedy zakończymy strajk, to wyjdziemy zwartą grupą na teren pobliskiego miasta - Polkowic - i spotkamy się przed kościołem św. Michała Archanioła. Pomysł spotkał się z aprobatą. Takie rozwiązanie miało zapewnić bezpieczeństwo - twierdził Andrzej Poroszewski.
Tego samego dnia wieczorem na terenie "Rudnej" odbyła się Msza św. odprawiona przez wikariusza z parafii św. Michała w Polkowicach, który potajemnie przedostał się na teren kopalni.
- Drugi raz nie byłem na takiej mszy. Wszystkimi targały ogromne emocje. Na koniec ksiądz udzielił wszystkim zbiorowego błogosławieństwa i rozgrzeszenia na wypadek śmierci - wspominał Stanisław Lembas, działacz "S".
Podobna Msza św. odbyła się także na terenie "Rudnej-Zachodniej".
- Z racji tego, że miałem przy sobie różaniec, postawiono mnie na podwyższeniu i poproszono o poprowadzenie modlitwy. To był bardzo wzruszający moment - dodał Władysław Grocki. - Po nabożeństwie ktoś rozpuścił plotkę, że okolice kopalni są zaminowane. Do dziś, jak o tym pomyślę, przechodzą mnie dreszcze.
Szturm na kopalnię
17 grudnia, około godz. 7 rano, oddziały ZOMO rozpoczęły szturm na "Rudną". Transportery opancerzone rozwaliły główną bramę wjazdową. Do strajkujących strzelano gazem łzawiącym z granatników.
Komitet Strajkowy podjął decyzję o ewakuacji. Zaplanowano, że górnicy opuszczą kopalnię podzieleni na dwie grupy. Pierwszą, w skład której wchodziło około trzech tysięcy osób, prowadził Andrzej Poroszewski. To na niej skupił się główny atak ZOMO. Górnicy byli polewani wodą z armatek przy kilkunastustopniowym mrozie. Druga grupa liczyła około dwóch tysięcy osób. Kierował nią Franciszek Kamiński. Ta grupa była już bardziej rozproszona i mniej narażona na ataki. Dotarła do kościoła pw. św. Michała Archanioła na polkowickim rynku.
Jak dokładnie wyglądał przemarsz górników? Dowiedz się tego ze wspomnień Andrzeja Poroszewskiego.
Przed kościołem na górników czekały zwarte uzbrojone oddziały ZOMO i milicjii. Eskalacji przemocy zapobiegł proboszcz parafii, który przekonał funkcjonariuszy służb, że teren kościoła nie jest odpowiedni do toczenia walk. W kościele, po dołączeniu górników z "Rudnej Zachodniej", Andrzej Poroszewski rozwiązał strajk.
- Zakończyłem strajk, bo wiedziałem, że nie mamy szans w starciu z siłami ZOMO. Zresztą od samego początku nie chcieliśmy walczyć, bo wiedzieliśmy, że może to doprowadzić do tragicznych skutków - podkreślił Andrzej Poroszewski.
Walka w "Rudnej Zachodniej"
- Sytuacja w "Rudnej Zachodniej" wyglądała inaczej. Tam górnicy zabarykadowali się w łaźni i dzięki temu czuli się dość pewnie. Myśleli, że będą mogli dłużej stawiać opór - wyjaśnił dr Łukasz Sołtysik.
- Dotarła do nas informacja, że rozbito "Rudną Główną". Do kopalni przybył pułkownik, który starał się przekonać Komitet Strajkowy do opuszczenia zakładu, ale rozmowy nie przyniosły skutku - wspominał Władysław Grocki.
11:30 O strajku i walkach z ZOMO w ZG "Rudna Zachodnia" mówił działacz NSZZ "Solidarność" Władysław Grocki. (PR, 12.12.2018) O strajku i walkach z ZOMO w ZG "Rudna Zachodnia" mówił działacz NSZZ "Solidarność" Władysław Grocki. (PR, 12.12.2018)
Górnicy obserwujący sytuację z wieży szybowej, widzieli jak milicja rozgania ludzi z "Rudnej", którzy zdążyli już opuścić zakład. Wzdłuż pochodu ciagnęły milicyjne wozy, które polewały ich z armatek wodnych.
Około godz. 10 przystąpiono do rozbijania strajku w "Rudnej Zachodniej". Górnicy z regałów i kratownic zrobiili zabezpieczenia, by uniemożliwić wtargnięcie służb. ZOMO zaczęło atakować na wąskim korytarzu prowadzącym do łaźni. Górnicy stawiali opór poprzez nacieranie na funkcjonariuszy z gaśnicami. ZOMO zdało sobie sprawę, że rozbicie strajku nie będzie proste. By tego dokonać, funkcjonariusze zaczęli wrzucać przez okna i otwory wentylacyjne pociski z gazem łzwiącym i petardy.
Jak dokładnie wyglądała walka zabarykadowanych górników z ZOMO? Posłuchaj relacji Władysałwa Grockiego.
Kiedy w wyniku trafienia pociskiem, jeden z górników stracił przytomność, strajkujący postanowili przerwać walkę. Obawiali się ofiar śmiertelnych. Stwierdzili, że przystąpią do negocjacji. Dowodzący akcją milicjanci zgodzili się na takie rozwiązanie. Negocjatorem został ksiądz Zbigniew Dołchaj.
- Strajkujący wynegocjowali porozumienie, na mocy którego mieli spokojnie opuścić kopalnię i pójść do Polkowic. Można powiedzieć, że ten strajk został zakończony na warunkach górników - ocenił doktor Łukasz Sołtysik.
06:50 Doktor Łukasz Sołtysik z wrocławskiego IPN mówił o strajku w ZG Rudna w 1981 roku. (PR, 12.12.2018). Dr Łukasz Sołtysik z wrocławskiego IPN mówił o strajku w ZG Rudna w 1981 roku. (PR, 12.12.2018)
- Wyszliśmy z łaźni. Przed kopalnią stały autokary, ale baliśmy się wsiadać do nich. Myśleliśmy, że wywiozą nas do lasu. Oficerowie trzymający w ręce broń, odnosili się do nas lekceważąco. Na uwagę jednego z nich odpowiedziałem "przecież my was utrzymujemy, a wy nic nie produkujecie, to tak nam teraz dziękujecie". Oficer doskoczył do mnie, jakby chciał mnie uderzyć, ale ostatecznie tego nie zrobił - relacjonował Władysław Grocki.
Górnicy z "Rudnej Zachodniej", idąc w dziesięcioosobowych grupach, dotarli do kościoła pw. św. Michała Archanioła, gdzie zakończyli strajk.
- Najbardziej z tych dni pamiętam poczucie wspólnoty. Wszyscy byliśmy zwarci, czuło się prawdziwą solidarność między ludźmi. Nie było żadnej złośliwości pomiędzy strajkującymi - wspominał Władysław Grocki.
Po strajku
Przywódcy tego strajku - Andrzej Poroszewski, Franciszek Kamiński, Paweł Kotwicki, Grzegorz Laska - zaczęli się ukrywać i wydawać podziemne pismo "Biuletyn Informacyjny Stanu Wojny". Kilka dni później aresztowano pozostałych przywódców strajku. W lutym 1982 roku otrzymali oni kary więzienia w zawieszeniu.
- Strajk w Zakładach Górniczych "Rudna" był największy na Dolnym Śląsku. Należy podkreślić, że ze względu na jego przebieg i zakończenie, był wyjątkowy w skali całego kraju - zaznaczył doktor Łukasz Sołtysik.
Co jeszcze wyróżniało ten strajk na tle innych w czasie stanu wojennego? Dowiedz się tego z wypowiedzi dr Łukasza Sołtysika.
sb/im