Od 1937 roku zaprzysiężenie odbywa się 20 stycznia (w przypadku, gdy 20 stycznia wypada w niedzielę, to oficjalna ceremonia zaprzysiężenia odbywa się 21 stycznia – ostatnia jak do tej pory taka sytuacja nastąpiła w 2013 roku) roku następującego po wyborze prezydenta, o godzinie 12:00 czasu waszyngtońskiego (18:00 czasu polskiego). Prezydent elekt składa przysięgę w obecności wszystkich najważniejszych osób w państwie – z sędziami Sądu Najwyższego, senatorami, kongresmenami i członkami gabinetu włącznie.
Biblia masonów i pukle włosów Lincolna
Prezydent Stanów Zjednoczonych składa przysięgę, trzymając dłoń na Piśmie Świętym. Z tym gestem łączy się wiele anegdot sięgających początku historii amerykańskiej prezydentury. Jerzy Waszyngton zapomniał swojej Biblii na uroczystość. Rozpoczęło się gorączkowe poszukiwanie egzemplarza. Najbliższy znaleziono w znajdującej się nieopodal loży masońskiej. Użyty przez Waszyngtona (a później także Warrena Hardinga, Dwighta Eisenhowera, Jimmy'ego Cartera i George'a Busha seniora) zawiera mnóstwo symboli masońskich.
Jerzy Waszyngton – pierwszy prezydent USA
Jedynym do tej pory prezydentem, który nie złożył przysięgi na Biblię był John Quincy Adams, 6. prezydent USA. Podczas ceremonii zamiast Pisma Świętego użyto egzemplarza Konstytucji USA.
Barack Obama i Donald Trump złożyli przysięgę, kładąc rękę na egzemplarzu Biblii należącym do Abrahama Lincolna. To niejedyni prezydenci, którzy w uroczystość swojego zaprzysiężenia wpletli pamiątki po jednym z najważniejszych przywódców w dziejach Stanów Zjednoczonych. Theodore Roosevelt podczas inauguracji swojej kadencji miał na palcu pierścień, w którym znajdował się pukiel włosów jego poprzednika. Nietypowa biżuteria została mu wręczona przez Johna Haya, byłego osobistego sekretarza Lincolna, który wykupił cztery kosmyki włosów zamordowanego prezydenta od lekarzy wykonujących sekcję zwłok.
Trumna poprzednika i zaprzysiężenie przed ojcem
Zgonie z tradycją, zaprzysiężenie nowego prezydenta odbywa się w stolicy, przed Kapitolem, a przysięgę odbiera Prezes Sądu Najwyższego. Od tej reguły jest jednak kilka historycznych wyjątków. Wiążą się one z sytuacją, w której umiera urzędujący prezydent. Wówczas urząd głowy państwa obejmuje wiceprezydent, składając przysięgę niezwłocznie przed sędzią, który jest w danej chwili dostępny.
Wybory w USA. 10 historycznych ciekawostek, o których mogłeś/aś nie wiedzieć
W jednym z takich przypadków nowego prezydenta zaprzysięgał jego własny ojciec. Gdy niespodziewanie, 2 sierpnia 1923, zmarł Warren Harding, wiceprezydent Calvin Coolidge przebywał w rodzinnej posiadłości w Plymouth Noth w stanie Vermont. Przysięgę przyjął ojciec Coolidge’a, który był miejscowym notariuszem i sędzią pokoju (najniższy stopień w hierarchii systemu USA). Zaprzysiężenie odbyło się w nocy, przy świetle lamp naftowych i w obecności pięciu osób. Sam Coolidge senior wątpił, czy tak przeprowadzona inauguracja jest ważna pod względem prawnym, dlatego na wszelki wypadek uroczystość powtórzono po przybyciu nowego prezydenta do stolicy.
Pierwsze zaprzysiężenie Calvina Coolidge'a miało miejsce w obecności pięciu świadków, przy świetle lampy naftowej. Fot.: Wikimedia Commons/dp
Nie był to jedyny przypadek w historii, kiedy ceremonię trzeba było powtórzyć. Podczas zaprzysiężenia Obamy w 2009 roku Prezes Sądu Najwyższego John Glover Roberts pomylił tekst przysięgi. Niewłaściwe słowa powtórzył prezydent elekt, w związku z czym ceremonię trzeba było powtórzyć następnego dnia.
Zamach na Johna F. Kennedy'ego
Ostatnią do tej pory osobną niebędącą Prezesem Sądu Najwyższego, która odebrała prezydencką przysięgę, była teksańska sędzia federalna Sarah T. Hughes. Miało to miejsce 22 listopada 1963 roku po zabójstwie prezydenta Johna Fitzgeralda Kennedy’ego. Zaprzysiężenie dotychczasowego wiceprezydenta, Lyndona B. Johnsona, miało miejsce na pokładzie prezydenckiego samolotu Air Force One, zaledwie 2 godz. i 8 min. po feralnych strzałach, które zakończyły życie Kennedy’ego. Na pokładzie maszyny znajdowała się trumna z ciałem poprzednika Johnsona, a podczas składania przysięgi towarzysząca nowemu prezydentowi wdowa po Kennedym, Jackie, miała wciąż na sobie kostium zabrudzony krwią męża.
Lyndon B. Johnson w chwili zaprzysiężenia na pokładzie Air Force One, kilka godzin po zabójstwie Kennedy’ego, źr. Wikimedia Commons/dp
Zabójcza przemowa i wiceprezydent na kacu
Nieodłączną częścią inauguracji prezydenckiej jest przemowa nowego przywódcy Stanów Zjednoczonych. Najkrótszą, bo zawierającą zaledwie 135 słów, mowę wygłosił Jerzy Waszyngton, który ograniczył się do podziękowań za powierzenie mu urzędu. Na przeciwległym biegunie znajduje się oracja z 1841 roku Williama Henry'ego Harrisona, która składała się z ponad 8500 słów i trwała ponad dwie godziny. Swój wywód, w którym prezydent elekt cofał się aż do antycznych źródeł demokracji, Harrison przypłacił życiem. Polityk chciał się pokazać jako twardy mężczyzna, dlatego na niesamowicie długiej uroczystości postanowił wystąpić bez kapelusza i płaszcza, mimo niskiej temperatury i deszczu. Harrison był już wówczas chory, a przemarznięcie tylko pogorszyło jego stan. Prezydent zmarł po zaledwie miesiącu sprawowania urzędu.
Krótką przemowę wygłasza także wiceprezydent USA. Do historii przeszło zwłaszcza wystąpienie Andrew Johnsona. Wiceprezydent (a po śmierci Abrahama Lincolna - 17. prezydent USA) przed uroczystością cierpiał z powodu gorączki. Brał silne leki. Medykamenty zareagowały z wypitą przez polityka dzień przed inauguracją whisky, w efekcie czego Johnsona dopadł morderczy kac. Druga osoba w państwie zaczęła bełkotać o swoim triumfie nad rebeliantami z Południa. Wyniszczająca kraj wojna secesyjna miała się ku końcowi, a Lincoln planował złagodzenie tonu, by ułatwić rozmowy pokojowe z Konfederacją. Nic dziwnego, że podobno przyjął wypowiedź zastępcy z przerażeniem, a były wiceprezydent Hannibal Hamlin usiłował powstrzymać Jacksona, ciągnąc go za poły fraka.
Nixon wybija gołębie
Inauguracji kadencji prezydenta towarzyszy zorganizowana z wielką pompą parada. Tradycyjnie uczestniczą w niej orkiestry uniwersyteckie, kadeci uczelni wojskowych i drużyny jeździeckie, ale od tej tradycji zdarzały się odstępstwa. Wielu prezydentów za punkt honoru stawiało sobie organizację oryginalnych pochodów inauguracyjnych.
Cóż może być bardziej widowiskowego, niż gromada kanarków wzbijająca się w powietrze na znak rozpoczęcia nowego rozdziału w historii Stanów Zjednoczonych? Tak myślał zapewne Ulisses Grant, bohater wojny secesyjnej, zaprzysiężony na prezydenta w 1869 roku. Prezydent nie zdołał urzeczywistnić swojej wizji. Miał pecha. Przeszkodziła mu najniższa temperatura w historii zanotowana w Waszyngtonie w marcu. Termometry wskazywały minus 15 stopni Celsjusza, ale ze względu na silny wiatr odczuwalna temperatura wynosiła -20 stopni. Tuż przed prezydencką inauguracją z wyziębienia padło sto kanarków.
Uroczystość inauguracyjna Ulissesa Granta. Fot.: Wikimedia Commons/dp
Zupełnie odmienny stosunek do ptaków miał Richard Nixon. 37. prezydent USA nie chciał, żeby mieszkające w stolicy gołębie zepsuły dzień inauguracji. Elekt nie zawahał się wydać 13 tys. dolarów na… środek chemiczny odstraszający ptactwo. Substancję rozpylono na trasie parady. Jej stężenie okazało się zabójcze dla gołębi. Ciała setek martwych zwierząt trzeba było uprzątać z ulic i parków Waszyngtonu.
Prezydent złapany na lasso
Inauguracja prezydentury Dwighta Eisenhovera, bohatera wojsk alianckich doby II wojny światowej, odbywała się w 1953 roku. Ameryka oddychała wówczas pełną piersią – to podczas powojennego bumu gospodarczego przed domami bogacącej się klasy średniej zaczęły pojawiać się samochody, a w salonach zagościły telewizory. Na ekranach królował ulubiony gatunek filmowy Amerykanów – western. Do jego popularności postanowili nawiązać organizatorzy parady inauguracyjnej Eisenhowera. Niespodziewanym punktem uroczystości był popis Montiego Montany, jeźdźca rodeo i gwiazdy westernów. Montana podjechał na swoim koniu do trybuny prezydenckiej i, ku uciesze tłumu i samego Eisenhowera, złapał przywódcę państwa na lasso.
Zobacz to wydarzenie na filmie (źr.: National Archives and Records Administration), od ósmej minuty:
Demolka w Białym Domu
Tradycyjnym, choć nieoficjalnym, elementem uroczystości inauguracyjnych jest bal wyprawiany na cześć prezydenta. Jedną z takich imprez zorganizował Frank Sinatra dla prezydenta Kennedy'ego. Ale impreza jednego z najsłynniejszych amerykańskich piosenkarzy nie umywała się do tej, którą w Białym Domu wyprawił po swoim zaprzysiężeniu Andrew Jackson. Siódmy prezydent USA dbał o swój wizerunek człowieka wychowanego w surowych warunkach pionierskiego pogranicza. I właśnie takich ludzi postanowił zaprosić po swoim zaprzysiężeniu do prezydenckiej rezydencji. Impreza szybko wymknęła się spod kontroli. Pionierzy upili się w sztok. Zrywali zasłony z okien, zadeptywali brudnymi buciorami dywany, a z szuflad zaczęły znikać srebrne sztućce. Sam prezydent musiał w końcu salwować się ucieczką. Sytuację opanowała dopiero sprytna służba, która wyprowadziła nieprzewidywalnych gości z posiadłości za pomocą podstępu. Biały Dom uratowało... wystawienie wanny pełnej whisky na trawnik przed rezydencją.
Na inaugurację Jacksona do Białego Domu przybyły nieprzebrane tłumy. Fot.: Wikimedia Commons/dp
Nieprezydent na jeden dzień
Joe Biden zostanie zaprzysiężony na 46. prezydenta USA. Będzie czterdziestą piątą osobą na tym stanowisku - różnica wynika z tego, że Grover Cleveland piastował urząd dwukrotnie, powracając na niego po kadencji przerwy, jest zatem 22. i 24. prezydentem USA. Numerację mogłoby wyrównać uznanie Davida Rice'a Atchisona za prezydenta. Polityk był przewodniczącym "pro tempore" Senatu - tzn. wybranym z grona senatorskiego przewodniczącym izby wyższej amerykańskiego parlamentu, zastępującym w tej roli wiceprezydenta, który z urzędu jest przewodniczącym Senatu, pod jego nieobecność. Nim w życie weszła XXV poprawka do Konstytucji USA, regulująca kwestię sukcesji, przewodniczący Senatu "pro tempore" był trzeci w linii sukcesyjnej po prezydencie i wiceprezydencie (obecnie spadł na czwarte miejsce po spikerze Izby Reprezentantów).
4 marca 1849 roku zakończyła się kadencja prezydenta Jamesa Polka i wiceprezydenta George'a Dallasa. Dzień ten przypadał w niedzielę, wobec czego pobożny prezydent elekt Zachary Taylor odmówił złożenia przysięgi. Teoretycznie zatem, gdyby Atchison złożył przysięgę, mógłby zostać uznanym za prezydenta USA przez jeden dzień. Senator nie rościł sobie nigdy prawa do tytułowania siebie prezydentem, choć do końca życia żartował, że "w czasie sprawowania przez niego urzędu, Ameryka miała najuczciwszą administrację w swoich dziejach".
David Rice Atchison. Fot.: Wikimedia Commons/dp
Opracował Bartłomiej Makowski
Korzystałem z: Longin Pastusiak "Prezydenci"/nbcnews.com/livescience.com/constitutioncenter.org