161 lat temu, 9 czerwca 1863 roku, pracownicy Banku Polskiego mieszczącego się na warszawskim placu Bankowym przekazali powstańcom dowodzonym przez Aleksandra Waszkowskiego depozyty Kasy Głównej Królestwa Polskiego.
Spryt, odwaga i łut szczęścia
Aleksander Waszkowski był synem skromnego urzędnika. Pochodził z Tarnogrodu na Lubelszczyźnie, a kształcił się na Wydziale Matematycznym Uniwersytetu Petersburskiego. Do Warszawy przybył w 1862 roku. Po wybuchu powstania styczniowego włączył się w walki niepodległościowe.
– Był człowiekiem szalenie odważnym i tak pewnym siebie, że dokonywał niesamowitych rzeczy – mówił dr Janusz Osica na antenie Polskiego Radia.
To on wykradł z Biura Pomiarów Komisji Przychodów i Skarbu mapy sztabowe Królestwa, które okazały się nieocenioną pomocą dla dowódców oddziałów partyzanckich.
– Waszkowski wszedł przez nikogo niekontrolowany do biura w godzinach jego pracy. Skierował się do pokoju, gdzie były przechowywane mapy, wyjął je z szafy, a następnie pożegnał się grzecznie z przebywającymi w pomieszczeniu ludźmi i wyszedł do czekającej na niego przed budynkiem dorożki – opowiadał redaktor Andrzej Sowa w swojej audycji z cyklu "Kronika powstania styczniowego". – Nikt go nie zatrzymywał, bo wszyscy myśleli, że jest to jakiś ważny Moskal. Tacy się po tej instytucji często kręcili i nikomu się nie przedstawiali. Waszkowski wiedział, że "na bezczelnego" wszystko można załatwić – dodał.
Nie była to ostatnia tak spektakularna akcja powstańca. Niedługo później Waszkowski zaplanował i zorganizował kolejny skok – na budynek Banku Polskiego.
Plan doskonały
Przygotowując się do napadu, Waszkowski nawiązał kontakt z kasjerem Kasy Głównej Stanisławem Jankowskim oraz głównym kontrolerem Stanisławem Hebdą.
– Jankowski i Hebda byli ludźmi z długim stażem pracy: pierwszy miał siedemnastoletnie doświadczenie, a drugi siedmioletnie – tłumaczył dr Janusz Osica w audycji z cyklu "Kronika powstania styczniowego". - Obaj cieszyli się zresztą świetną opinią u rosyjskich urzędników państwowych. Do Jankowskiego miano także duże zaufanie. Tak duże, że posiadał on dodatkowy, trzeci klucz do kasy – dodał.
Urzędnicy zgodzili się wziąć udział w akcji. Postawili jednak dwa warunki: po pierwsze Waszkowski miał im dostarczyć rozkaz powstańczego Rządu Tymczasowego na piśmie i opatrzony stosowną pieczątką, a po drugie za swoją pomoc chcieli otrzymać stosowne honorarium i pomoc w ucieczce za granicę.
Organizatorowi napadu udało się zdobyć odpowiedni dokument – prawdopodobnie sam go zresztą spreparował. Rząd powstańczy nie zdawał sobie sprawy z opracowywanych planów. Wiedział o nich jedynie Zygmunt Laskowski, bezpośredni przełożony Waszkowskiego.
– Janowski i Hebda wtajemniczyli w sprawę dwóch jeszcze ludzi: woźnych Sebastiana Pielińskiego i Mateusza Tyszkowskiego, którzy przez dwa popołudnia nosili worki z pieniędzmi do dorożki […] – mówił dr Janusz Osica na antenie Polskiego Radia. - Zabrano tylko połowę skarbu, ale to i tak nie było mało. Powstańcy zyskali ponad czterdzieści tysięcy rubli w złotych monetach, czterysta siedemdziesiąt tysięcy rubli w banknotach i ponad trzy miliony w listach zastawnych Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego – dodał.
Papiery wartościowe szybko stały się bezużyteczne. Gdy tylko Rosjanie odkryli kradzież, opublikowali numery listów z informacją, że pochodzą one z napadu. Dlatego powstańcy nie mogli ich sprzedać.
Czytaj także:
Chciwy szwarccharakter
Akcja okazała się spektakularnym sukcesem powstańców. Autorytet Rządu Narodowego został podbudowany, a władze rosyjskie ośmieszone.
Organizatorzy skoku mieli wielkie szczęście – mało brakowało, a cały ich plan ległby w gruzach.
– Był pewien problem z niejakim Edwardem Czarneckim. Asystował on przy pobieraniu pieniędzy. Niby był to patriota, ale zażądał aż trzydziestu tysięcy rubli za udział w akcji. Otrzymał te pieniądze, bo był człowiekiem niepewnym. Bano się, że jak dostanie mniej, to wyda powstańców – tłumaczył Andrzej Sowa w swojej audycji z cyklu "Kroniki powstania styczniowego". – Za swoją pazerność Czarnecki został ukarany. Gdy uciekał na własną rękę za granicę, został schwytany przez carską policję. Ci wsadzili go do więzienia. Nie pytali, skąd ma tyle pieniędzy, a po prostu je zabrali – dodał.
Jankowski, Hebda, Pieliński i Tyszkowski za swoją pomoc otrzymali po osiem tysięcy rubli, dzięki którym byli w stanie wyemigrować z kraju.
Waszkowski natomiast kilka miesięcy po udanej akcji objął funkcję ostatniego powstańczego naczelnika Warszawy. W grudniu 1864 roku został aresztowany i osadzony w X pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Stracono go 17 lutego 1865 roku wraz z Emanuelem Szafarczykiem podczas ostatniej w stolicy publicznej egzekucji uczestników powstania.
jb/wmkor