12 września 1683 roku połączone siły polsko-austriacko-niemieckie pod wodzą Jana III Sobieskiego przybyły z odsieczą dla Wiednia obleganego przez wojska tureckie. O tym, jak doszło do jednego z największych tryumfów polskiego oręża i jakie były konsekwencje tej bitwy, porozmawialiśmy z prof. Mirosławem Nagielskim, historykiem z Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego.
Zacznę od pytania, które musi paść w dyskusji o odsieczy wiedeńskiej. Czy było warto?
To jest bardzo trudne pytanie. Jako młody historyk dyskutowałem na ten temat jeszcze ze śp. prof. Janem Wimmerem [historykiem, autorem monografii poświęconej odsieczy wiedeńskiej - przyp. red.], biorąc pod uwagę to, jak nam się Austria odpłaciła w późniejszych czasach. Mam tu na myśli udział w rozbiorach. Jan Wimmer stał na stanowisku, że w tej sytuacji, jaka miała miejsce, to jest, kiedy po 1678 roku upadły plany bałtyckie Jana Sobieskiego [próba podporządkowania przy pomocy Francji podległych elektorowi brandenburskiemu Prus Książęcych - przyp. red.], znaleźliśmy się w osamotnieniu.
Trzeba było więc podjąć decyzję: albo zawrzeć przymierze z Habsburgami wymierzone w Imperium Osmańskie, albo czekać na kolejne tureckie uderzenie, bo Turcja, która wspierała hetmana kozackiego Piotra Doroszenkę, cały czas stanowiła zagrożenie dla Rzeczypospolitej. Jan III Sobieski uważał, że lepiej walczyć w porozumieniu z Habsburgami i państwami Rzeszy Niemieckiej, gdyż pozostanie sam na sam z Turcją mogłoby się skończyć tragicznie.
Oczywiście Sobieski był wybitnym dowódcą, który już miał duże doświadczenie w walce z Turcją - wystarczy wspomnieć bitwę pod Chocimiem z 11 listopada 1673 roku - ale Turcja wciąż była siłą bardzo groźną dla Europy Środkowo-Wschodniej.
Należy też pamiętać, że wezyr Kara Mustafa długo podejmował decyzję, czy przeprowadzić atak na Wiedeń, czy uderzyć na Rzeczpospolitą. Nawet do 1681 roku Habsburgowie bardzo ostrożnie podchodzili do propozycji Sobieskiego zawarcia sojuszu odporno-zaczepnego skierowanego przeciwko Turcji, dlatego że ich rezydent w Stambule, Alberto Caprara, donosił, że wielce prawdopodobne jest, że Porta [jedno z określeń rządu tureckiego - przyp. red.] wybierze kierunek uderzenia na Rzeczpospolitą. Kiedy okazało się, że to jednak będzie Wiedeń, wtedy Austrii zaczęło zależeć na tym, aby włączyć do tej wojny również Rzeczpospolitą. Wówczas państwo polsko-litewskie, dzięki poselstwu wojewody chełmińskiego Jana Gnińskiego, miało zawarty z Turkami traktat pokojowy.
Co by było, gdybyśmy nie poszli pod Wiedeń? Trudno powiedzieć czy stolica Habsburgów by padła, ale wiemy, że sytuacja tego miasta była bardzo trudna, pod murami były podłożone ładunki wybuchowe. Kara Mustafa popełnił błąd, sądząc, że odeprze uderzenie wojsk sprzymierzonych i nawet nie zdjął piechoty ze wszystkich okopów. Zatem w czasie odsieczy znaczna część oddziałów tureckich zamiast walczyć przeciw sprzymierzonym siłom była zajęta obleganiem Wiednia. Wezyr nie docenił skoncentrowanych sił sprzymierzonych, liczących ponad 60 tys. ludzi. Można powiedzieć, że wraz z Polakami doprowadził do pięknego zwycięstwa 12 września 1683 roku.
Dla strony polskiej najważniejsze było wtedy odzyskanie Podola i Kamieńca Podolskiego [które znajdowały się w rękach tureckich od 1672 roku - przyp. red.] i dlatego też w tej dyskusji z prof. Wimmerem podnosiłem, czy nie lepiej byłoby skoncentrować działania na tym terenie. Wiemy jednak, że to nie było takie proste, bo przecież później przez kilkanaście lat blokowaliśmy ten Kamieniec poprzez budowę Okopów Świętej Trójcy, Szańca Panny Marii, fortów, które miały utrudnić dostarczenie posiłków, czyli tzw. zachary, w mury twierdzy.
Rysunek przedstawiający oblężenie Kamieńca Podolskiego w 1672 roku. Fot. Polona.pl
Kamieniec wrócił do Rzeczypospolitej dopiero w wyniku traktatu pokojowego zawartego między krajami Ligi Świętej i Turcją w Karłowicach 26 stycznia 1699 roku.
Wydaje mi się więc, że nie możemy gdybać i było to [wspieranie Austrii] optymalne założenie. Tutaj prof. Wimmer zgodził się ze mną, że trzeba było rozpatrzyć, czy warto było po rozbiciu wojska Kary Mustafy prowadzić z Austriakami wyprawę w celu opanowania Węgier i dobicia powstania Imre Thökölyego [wymierzonego w Habsburgów w porozumieniu z Turcją - przyp. red.]. I tu zdania są podzielone, bo wiemy, że cesarz Leopold I nie godził się na żadne ustępstwa w stosunku do Sobieskiego i po zdobyciu Ostrzyhomia w październiku 1683 roku oddaliśmy inicjatywę Austriakom. I jak patrzymy perspektywicznie, to przecież traktat w Karłowicach ukazał, kto lepiej wyszedł na tym sojuszu. Austria zajęła nie tylko znaczną część Węgier. Ba, zajęła również część Serbii, łącznie z Belgradem. My natomiast odzyskaliśmy to, co straciliśmy w 1672 roku, czyli Podole z Kamieńcem Podolskim.
Zamierzenia były ogromne, ale współdziałanie polsko-austriackie okazało się fatalne, za co winą raczej należy bardziej obciążyć Austrię, która realizowała swój plan odzyskania tej części Europy Środkowo-Wschodniej.
Jakie plany miała Porta w 1683 roku?
Wydaje się, że Kara Mustafa przygotowywał tę wyprawę naprawdę z wielkim rozmachem. Armia turecka liczyła, z oddziałami pomocniczymi, czyli kontyngentami z Mołdawii, Wołoszczyzny, Siedmiogrodu, Tatarami krymskimi, około 60-70 tysięcy ludzi. Plan zakładał zdobycie Wiednia, a następnie opanowanie północnych Włoch, a nawet Rzymu. Wielu dostojników dywanu [rady przybocznej sułtana - przyp. red.] uważało te plany za zbyt optymistyczne, mimo że nadal armia turecka dysponowała dość dobrą artylerią.
Zdobycie Wiednia było realne, ale pod warunkiem przyspieszenia działań. Siły tureckie dotarły pod miasto dosyć późno, nie wykorzystały też ładunków wybuchowych podłożonych pod mury i bastiony. Kara Mustafa zagrał bardzo ostro, uważając, że odeprze siły sprzymierzone, nie przerywając tego oblężenia.
Pamiętajmy, że w przeddzień bitwy, gdy Turcy dowiedzieli się, że nadchodzi armia sprzymierzonych, masowo zaczęli uciekać z obozu, bo przez te dwa miesiące wyprawy nagrabili się wystarczająco. Kronikarze tureccy wspominają, że Kara Mustafa musiał wyznaczać dodatkowe oddziały, które powstrzymywały tych, którzy sądzili, że ta kampania może zakończyć się klęską, i próbowali uciec z łupami.
Trzeba poruszyć jeszcze kwestię koncepcji kampanii sił sprzymierzonych. Karol Lotaryński, który od wiosny prowadził ciężkie walki na terenie Węgier z armią turecką, uważał, że Wiedeń może paść w każdej chwili i zależało mu na odsieczy miasta. Dla Sobieskiego natomiast ważniejsze było nie odrzucenie armii tureckiej, która nadal byłaby groźna, ale rozbicie tej armii. Z tych dwóch celów zrealizowano tylko jeden, tj. odblokowanie Wiednia. Po udanej szarży prawie 20 tys. kawalerii - była to jedna z największych szarż ówczesnej Europy – Kara Mustafa musiał porzucić obóz główny i wycofać się spod Wiednia, ale armia turecka nadal dysponowała znaczną siłą, nie została rozbita.
Spotkanie Jana III Sobieskiego z cesarzem Leopoldem pod Wiedniem. Obraz autorstwa Feliksa Sypniewskiego. Fot. Cyfrowe MNW/domena publiczna
Z korespondencji Sobieskiego, ale i Karola Lotaryńskiego, wynika jasno, że głównodowodzącym był polski monarcha, ale obaj wodzowie ustalili bez żadnych sporów generalny plan i ustawienie poszczególnych kontyngentów wojska. Możemy mówić tu o współpracy, ale ona zakończyła się po 12 września 1683 roku.
Gdy Wiedeń został odblokowany, zaczęły się ogromne kłopoty z aprowizacją, a nawet pochówkiem polskich żołnierzy, co doprowadziło do scysji. Dochodzi też sprawa łupów, które były astronomiczne i trafiły w większości w ręce Polaków. Austriacy, którzy w ciężkich walkach od piątej rano spychali Turków w kierunku Wiednia, zajęli główne pozycje nieprzyjaciela, ale łupy zdobyte na piechocie i janczarach przedstawiały niewielką wartość.
Sobieski próbował rozładować atmosferę i obdarowywał bogatymi łupami dowódców Rzeszy Niemieckiej, cesarza Leopolda I, Karola Lotaryńskiego, ale zawiść ma swoje prawa. W związku z tym żołnierze niemieccy i cesarscy napadali na polskie tabory i je grabili.
Czy wydarzenia z roku 1683 były punktem zwrotnym w dziejach Imperium Osmańskiego? Czy Turcja nadal była groźna, czy tu zaczyna się jej regres?
Na pewno była groźna, natomiast to, co stracił Kara Mustafa, było nie do odzyskania. Aparatura wojenna, logistyka, artyleria – Turcja nie była już w stanie odbudować tego arsenału w takim wymiarze. Kolejna kwestia to dwie bitwy stoczone między siłami sprzymierzonymi a Turkami pod Parkanami. Ta z 7 października 1683 roku zakończyła się sukcesem Turków, natomiast dwa dni później, 9 października, kawaleria turecka poniosła ogromne straty, nawet większe niż pod Wiedniem.
Turcy stracili inicjatywę i w kolejnych latach się już tylko bronili. 31 marca 1684 roku zawiązała się Liga Święta, rok do roku ruszają wyprawy austriackie w celu opanowania całych Węgier, Sobieski organizuje kampanie mołdawskie. Turcy prowadzą również działania na Morzu Śródziemnym, bo w tej Lidze Świętej uczestniczy również Wenecja i papiestwo.
Pokój w Karłowicach ukazał osłabienie Turcji, która już tej inicjatywy nie odzyskała. Przyszły kolejne wojny, w których pokazali, że przy pomocy np. inżynierów francuskich, potrafią zagrozić potędze Austrii Habsburgów, natomiast był to już początek schyłku tej wielkiej potęgi militarnej Turcji, do czego przyczyniliśmy się walnie.
Co by się wydarzyło, gdyby Sobieski zdecydował się nie pomagać Habsburgom? Czy Turcy ruszyliby na Rzeczpospolitą?
Sobieski wychodził z założenia, że jak padnie Wiedeń, padnie Kraków, w związku z tym trzeba było walczyć z Austriakami, aby powstrzymać pochód armii tureckiej, która była groźna również dla Rzeczypospolitej. Sobieski nie miał pola manewru, dlatego że inne działania nie wchodziły w grę po tym nieudanym aliansie z Francją skierowanym przeciwko elektorowi brandenburskiemu.
Inną kwestią jest to, jak prowadzone były rokowania ze stroną austriacką w Warszawie. Zabrakło takiej chytrej, lisiej polityki. Kiedy Austria znalazła się w bardzo trudnej sytuacji, poselstwo austriackie przybyło do Wilanowa i na kolanach prosiło o szybszą reakcję, bo Wiedeń może paść - strona polska nie stawiała wówczas dodatkowych warunków. Mowa była tylko o wsparciu finansowym i zaopatrzeniu armii. Sobieski wszedł w to, ale nie pojawiły się w tym miejscu te kwestie, o których słyszymy później, czyli m.in. sprawa mariażu syna króla, Jakuba, z córką cesarza Leopolda. Myślano, że te sprawy załatwi się po.
Wydaje mi się takie elementy, jak choćby podział łupów po ewentualnym sukcesie z Turcją, należało omówić przed kampanią. Potem Sobieski miał pretensje do Habsburgów, że nie godzą się na podział wpływów, na zasadzie: Węgry i Serbia dla Austrii, hospodarstwo mołdawskie dla Rzeczypospolitej. Ale było już po harapie. Austria jako strona silniejsza dyktowała warunki, a nieudane kampanie mołdawskie dodatkowo osłabiały pozycję Sobieskiego.
Te sprawy należało przedyskutować przed podjęciem decyzji. Wydaje się, że Austriacy, którzy znaleźli się w tak trudnej pozycji, musieliby się zgodzić na te warunki.
Posłowie papiescy i cesarscy błagają Jana III Sobieskiego o pomoc dla Wiednia. Obraz Henryka Rodakowskiego z ok. 1860 roku. Fot. Cyfrowe MNW/dp
Czy zatem powinniśmy umieścić odsiecz wiedeńską wśród wielkich, niewykorzystanych tryumfów polskiego oręża? Zadaję to pytanie w kontekście wydarzeń z kolejnych lat – podstawowy cel, jakim było odzyskanie Kamieńca Podolskiego, osiągnięto przecież dopiero w 1699 roku, już po śmierci Sobieskiego – jak i tego, co się działo w XVIII wieku, czyli udziału Austrii w rozbiorach Rzeczypospolitej.
Pamiętajmy, że w XVIII wieku jest już inna sytuacja Rzeczypospolitej, a po Sejmie Niemym z 1717 roku, na którym ustalono stałą armię w liczbie 23 tys. ludzi, państwo polsko-litewskie nie miało już czego szukać w Europie.
Inną kwestią jest to, że za Sobieskiego Rzeczpospolita, a w szczególności jej siły zbrojne, zostały odbudowane. Wystarczy spojrzeć na tę osławioną husarię, jazdę przełamania, która odegrała bardzo istotną rolę w czasie szarży 12 września 1683 roku. W dobie potopu szwedzkiego i po nim król Jan Kazimierz dysponował sześcioma-siedmioma chorągwiami, nieprzekraczającymi 700-800 koni, a tutaj mieliśmy ponad 2,5 tys. husarii. Zrobiono więc wiele pod względem organizacyjnym, taktycznym i strukturalnym. Można powiedzieć, że te siły były już na wyższym poziomie.
Bitwy pod Chocimiem i Wiedniem odbudowały prestiż Polski na arenie międzynarodowej, chociaż kampanie mołdawskie udowodniły, że jest to już podzwonne. Dochodzimy do wielkiej wojny północnej [międzynarodowy konflikt z lat 1700-1721, który toczył się w dużej mierze na terytorium państwa polsko-litewskiego - przyp. red.] i tu zadajemy sobie pytanie: skoro było tak dobrze, to czemu było tak źle?
Tu kwestii jest kilka. Należy pamiętać, że długi wobec armii z czasów kampanii mołdawskich spłacane były jeszcze w okresie wielkiej wojny północnej, a więc wojsko było nieopłacone. Przez wiele lat działaliśmy na tym samym teatrze operacyjnym, który stymulował działania kawalerii, czyli mówimy o skostnieniu sztuki operacyjnej. Po śmierci Sobieskiego dochodzi też brak dobrych dowódców, z charyzmą, doświadczonych w dowodzeniu wieloma rodzajami broni.
Wszystkie te elementy zgrały się ze sobą i kiedy przyszło nam działać przeciw innemu przeciwnikowi, gdzie główną rolę odgrywały oddziały strzelcze, czyli piechota i dragoni oraz artyleria, to nie byliśmy w stanie przeciwstawić się ani Sasom, ani Rosjanom, ani Szwedom. Zatem wielka wojna północna pokazała już upadek pozycji Rzeczypospolitej i upadek jej sił zbrojnych, choć to tylko jedno pokolenie po śmierci Sobieskiego.
Czyli mimo tych wielkich triumfów nie nastąpił rozwój Rzeczpospolitej?
Tutaj dochodzi jeszcze kwestia tego, że szlachta nie chciała łożyć na wojsko. "Po cóż nam siła zbrojna, nas nikt nie zaatakuje". Totalny pacyfizm. Po Sejmie Niemym z 1717 roku nastąpiła pełna decentralizacja systemu skarbowego i wojskowego, co zaciążyło na całym wieku XVIII.
Za panowania Augusta III Sasa wiele sejmów podejmowało sprawę powiększenia sił zbrojnych wobec zagrożenia przez państwa ościenne, ale obrady były permanentnie zrywane przez posłów, m.in. tych opłacanych przez obce dwory.
Także z jednej strony mówimy, że był to [odsiecz wiedeńska - przyp. red.] ostatni blask oręża polskiego, ale widzimy też tutaj cienie. Upadek polskiej wojskowości w dobie wielkiej wojny północnej zaczął się nie w czasie tego konfliktu, ale jego geneza sięga wypraw mołdawskich Sobieskiego.
Zatem podsumowując, ten wielki tryumf spod Wiednia miał ogromne znaczenie we wzroście prestiżu Rzeczypospolitej i dynastii Sobieskich.
Rozmawiał Tomasz Horsztyński