Podczas zejścia ze szczytu Mount Everest w lawinie zginęło pięciu polskich himalaistów: Zygmunt Andrzej Heinrich, Wacław Otręba, Mirosław Dąsal i Mirosław Gardzielewski. Następnego dnia w wyniku odniesionych obrażeń zmarł Eugeniusz Chrobak.
- Zdobywałem szczyt z Eugeniuszem Chrobakiem. Sądziliśmy, że przyjdzie nam działać w górze kilkanaście, jeśli nie ponad dwadzieścia godzin. Butla wystarczała na maksimum czternaście godzin, więc postanowiliśmy maksymalnie długo oszczędzać tlen. Rzeczywiście, szliśmy bez tlenu do momentu, kiedy napotkaliśmy skalne trudności. W ich pokonanie trzeba było włożyć dodatkowy wysiłek - mówił po latach w wywiadzie dla Polskiego Radia himalaista Andrzej Marciniak.
- Oprócz dotkliwego mrozu, dosięgnęło nas rażące słońce - było jak soczewka skupiająca promienie słoneczne. W miejscu, w którym szliśmy, było gorzej niż na plaży nad morzem. Doskwierał nam straszliwy ukrop, brak tlenu, to niesamowicie jaskrawe słońce dawało nam się we znaki - dodał Andrzej Marciniak.
Jak dokładnie wyglądała ta droga? Dowiedz się tego z audycji.
Atak na szczyt
Himalaiści ocenili, że są niedaleko szczytu. Męczącą drogę pokonali praktycznie bez ubezpieczenia. Do granicy pól poszytowych, które wyznaczały bezpośrednią drogę na szczyt, dotarli jednak dopiero o godz. 15. Zgodnie z założonymi planami, o tej porze powinni być już na samym szczycie. Marciniak, biorąc pod uwagę wycieńczającą trasę, był zdecydowany na powrót do obozu. Nie zgadzał się na to Chrobak, który poszukiwał u niego potwierdzenia swojej decyzji. Marciniak próbował wyperswadować ten pomysł koledze, przekładając różne argumenty, jednak Chrobak przekazał bazie, że idzie dalej.
- Gienek [Chrobak - przy. red.] był w bardzo dobrej formie, jednak zablokował mu się regulator z tlenem. Zdecydował się iść bez tlenu. Dotarł do skalnej ściany prowadzącej na właściwą grań zachodnią - wspominał Andrzej Marciniak.
Chrobak przypuścił atak na szczyt. Marciniak próbował protestować, ale widząc, jak kolega wspina się w górę, tak samo, jak gdyby był w Tatrach, postanowił mu pomóc. Podczas wspinaczki zaobserwowali morze siwych gór, które zbierały się pod nimi. Była to pierwsza oznaka załamania się pogody, jednak panowie w tym momencie już nie dyskutowali nad zasadnością wyprawy. Najwyższą górę świata zdobyli razem w godzinach nocnych.
Na dachu świata
- Na szczycie byłem zaledwie kilkadziesiąt sekund. Gienek, kiedy dotarłem do niego, powiedział, że to już koniec. Nie pozwolił mi nawet usiąść na szczycie - powiedział Andrzej Marciniak.
Mężczyźni, pomimo ciemności, zaczęli schodzić w dół. Kiedy szczęśliwie dotarli do obozu, padał już gęsty śnieg.
- Dopiero wtedy dotarło do nas, że byliśmy na szczycie, z tym że to była tylko świadomość. Nie było jeszcze euforii. Ja fatalnie się czułem, byłem zmęczony wspinaczką - wspominał Andrzej Marciniak.
Jakie uczucia towarzyszyły Marciniakowi po zdobyciu najwyższego szczytu na świecie? Posłuchaj audycji.
Próba odwrotu
Po kilku godzinach odpoczynku, w związku z pogarszającą się pogodą, wspinacze zadecydowali o rozpoczęciu zejścia z Mount Everestu. Dotarli do innego obozu, gdzie przebywali Mirosław Dąsal i Mirosław Gardzielewski. Ponadto z bazy, by zabezpieczyć odwrót, wyruszył Zygmunt Heinrich i Wacław Otręba.
Himalaiści musieli pokonać przełęcz Lho-La. Nieprzerwanie padający gęsty śnieg wymuszał ciągłe zmiany na prowadzeniu. Dodatkowym utrudnieniem był silny wiatr. Cała szóstka wspinaczy dopiero po kilku godzinach znalazła się pod ścianą, którą możliwe było zejście poziom niżej.
- Trzeba było ubijać stopami stopień, a potem kolejny. Zdobywanie każdego centymetra trwało bardzo długo - dodał Andrzej Marciniak.
Mężczyźni znajdowali się już blisko rozwidlenia żlebu, pod którym dalsza droga miała już przebiegać w bezpieczniejszych warunkach. Jednak w momencie, kiedy Mirosław Gardzielewski wymijał Wacława Otrębę, została naruszona równowaga stoku i żleb ruszył w dół.
Zejście lawiny
- Pamiętam tylko ten ostatni moment, kiedy dotarł do mnie cały wał śniegu. Pochłonął mnie całego. Ocknąłem się na dole. Nie wiem, co działo się w trakcie lotu. Stwierdziłem, że jestem na śniegu i nie jestem przysypany. Zacząłem myśleć, gdzie są pozostali - opowiadał Andrzej Marciniak.
Himalaista zaczął rozglądać się za towarzyszami wyprawy. Zobaczył, że kilka metrów od niego znajduje się Chrobak, który dawał oznaki życia. Marciniak chwilę potem spostrzegł wystającą spod śniegu rękę. Zmierzając w jej kierunku, napotkał na wystające spod pokrywy buty Otręby. Szybko odkopał kolegę i rozpoczął reanimację, która niestety okazała się bezcelowa.
- Odkryłem wtedy, że ta ręka należała do Zygmunta Heinricha. Był on o tyle bezpieczny, bo oprócz ręki wystawała głowa. Odkopałem go, rozcinając mu plecak. Potwornie zwijał się z bólu, miał prawdopodobnie złamany kręgosłup - mówił Andrzej Marciniak.
Niedługo po tym odnalazł nieżyjących już Dąsala i Gardzielewskiego. Usłyszał także jęki Chrobaka, który został uwięziony na linie.
- Wtedy zrozumiałem, że zostaliśmy we dwóch. Ja i Gienek. Dotarłem do niego, ale on był w szoku, praktycznie nie reagował na moje słowa. Krzyczał, że ma złamaną nogę - dodał Andrzej Marciniak.
Dramatyczne chwile
Wspinacz, po nawiązaniu kontaktu z lekarzem w bazie, włożył Chrobaka do śpiwora i starał się usztywnić mu nogę. Sam uszykował sobie legowisko koło niego. Niestety - w nocy mężczyźni musieli zmierzyć się z kolejną lawiną. Jednak tym razem pokrywa śnieżna była na tyle płytka, że himalaiści zdołali odkopać się samodzielnie. Marciniak próbował ciągnąć kolegę za sobą. Niestety - Chrobak zmarł podczas transportu.
- Był to dla mnie cios, bo pozostałem sam w tym momencie - wspominał Andrzej Marciniak.
Wysłana z bazy ekipa ratunkowa przez trzy dni bezskutecznie próbowała dotrzeć do osamotnionego Marciniaka. Himalaista postanowił, że spróbuje samodzielnie zejść ze szczytu po bezpieczniejszej do pokonania stronie. Już zabierał się do drogi, kiedy usłyszał... muzykę.
- Okazało się, że byli to ratownicy. To był najszczęśliwszy moment w moim życiu - wspominał Andrzej Marciniak.
Jak wyglądała droga powrotna? Posłuchaj audycji.
Andrzej Marciniak - jedyny ocalały z tej wyprawy - zginął 7 sierpnia 2009 roku podczas wspinaczki w Tatrach.
seb