42 lata temu, 2 kwietnia 1982 roku rozpoczęła się wojna o Falklandy. Pomimo upływu kilkudziesięciu lat od zakończenia wojny o Falklandy-Malwiny, na szereg pytań wciąż nie udało się znaleźć wyczerpujących odpowiedzi. Istnieje wiele wątpliwości, co do motywów przyjętych wówczas rozwiązań, nie tylko przez walczące ze sobą strony.
22:42 wojna o falklandy___f 57602_tr_0-0_106651739453704b[00].mp3 Audycja poświęcona wojnie o Falklandy z cyklu "Nie do końca wyjaśnione". Gościem red. Piotra Lignara jest Mirosław Głogowski (PR, 4.04.1993)
Odwieczny spór
Falklandy, nazywane również Malwinami (hiszpańska nazwa Islas Malvinas) to archipelag wysp, położony w południowej części Oceanu Atlantyckiego. Obszar dwunasty tysięcy kilometrów kwadratowych zamieszkuje dwa tysiące osób, w większości pochodzenia brytyjskiego. W świetle prawa międzynarodowego jest to brytyjskie terytorium zamorskie.
W latach 80. XX wieku, gdy proces dekolonizacji już dawno się zakończył, wydawało się, że to obszar bez znaczenia. Jednak w sporze o Falklandy ogromną role odegrała historia. Wszystko zaczęło się na początku XIX wieku, gdy Argentyna stała się niepodległym państwem. Przez siedem na wyspach stacjonował niewielki oddział argentyński. Jednocześnie pretensje do obszaru cały czas zgłaszali Brytyjczycy, którzy w XVI wieku odkryli archipelag i do 1774 roku utrzymywali tam własny garnizon.
W 1833 roku, gdy młode państwo argentyńskie przeżywało trudne chwile, brytyjski okręt wojenny "Clio" pojawił się u wybrzeży Falklandów. Wkrótce potem nad domem gubernatora w Port Stanley pojawiła się brytyjska flaga Union Jack. Argentyńczycy nigdy nie pogodzili się ze stratą wysp. W drugiej połowie XX wieku rozpoczęli starania w kierunku odzyskania spornego terytorium.
Starcie pełne entuzjazmu
Wojnę rozpoczęła Argentyna, zrzucając 2 kwietnia 1982 roku ośmiuset spadochroniarzy na archipelag obsadzony od lat kilkudziesięcioosobowym garnizonem brytyjskim.
Tego samego dnia prezydent Argentyny, szef rządzącej junty wojskowej, generał Leopoldo Galtieri wygłosił buńczuczne przemówienie, w którym akcję wojsk argentyńskich uzasadnił koniecznością położenia kresu ciągłym odwlekaniem rozwiązania problemu przez Wielką Brytanię. Stwierdził, że działania podjęte przez Argentynę nie są agresją wobec mieszkańców archipelagu, których prawa i sposób życia będą respektowane.
Akcja była autentycznym zaskoczeniem dla świata i samych Argentyńczyków.
– W kraju wybuchła euforia. Nawet zacięci przeciwnicy rządów wojskowych byli zadowoleni – mówił na antenie PR Mirosław Głogowski – był to wyjątkowy okres wielkiego narodowego zjednoczenia, w czasie okrutnej dyktatury, która w dramatyczny sposób podzieliła cały kraj.
Brytyjska reakcja była błyskawiczna. Od początku nie było mowy o innym rozwiązaniu, niż odzyskanie Falklandów.
- Brytyjska mocarstwowa duma, nieco uśpiona, została na powrót obudzona. Prasa i rząd Margaret Thatcher uznali, że jest to zamach na najświętsze wartości Wielkiej Brytanii – analizował dziennikarz.
Falklandy były ważne dla obu stron z trzech powodów. Po pierwsze wody wokół wysp należą do jednych z najobfitszych łowisk świata. Po drugie na dnie stwierdzono bogate, jeszcze nieeksploatowane złoża ropy naftowej. Wreszcie posiadanie archipelagu znacznie ułatwia formułowanie roszczeń wobec dużego pasa Antarktydy, która wciąż nie jest do końca podzielona. W Wielkiej Brytanii 79 proc. społeczeństwa popierało wojenną politykę Margaret Thatcher, w Argentynie niemal całe społeczeństwo opowiadało się za obroną Malwinów.
Tykający zegar
W ciągu trzech dni Wielka Brytania sformułowała korpus ekspedycyjny, w którego skład weszło 2/3 floty wojennej. Trzon stanowiły dwa lotniskowce. Na okręty załadowano kilkanaście tysięcy żołnierzy. Razem z marynarzami w stronę Falklandów wypłynęło 27 tysięcy ludzi. W odpowiedzi Argentyńczycy przerzucili na wyspy ponad 12 tysięcy żołnierzy.
Na pokojowe rozwiązanie konfliktu pozostały dwa tygodnie. Tyle brytyjska flota potrzebowała na dopłynięcie do Falklandów. Sprawą zajęła się ONZ na wniosek Wielkiej Brytanii.
– Obie strony przykładały sobie i negocjatorom pistolet do skroni. Zarówno Argentyna, jak i Wielka Brytania w gruncie rzeczy, poza gołosłownymi oświadczeniami, nie myślały o pokojowych rozmowach – mówił gość audycji.
Brudna wojna
Walki rozpoczęły się pod koniec kwietnia 1982 roku. Punktem przełomowym było zatopienie 2 maja argentyńskiego krążownika "Admirał Belgrano". Dzień później eskadra argentyńskich myśliwców typu Mirage zaatakowała brytyjskie okręty wojenne, zatapiając najnowocześniejszy brytyjski niszczyciel ”Sheffield". W sumie argentyńskim pilotom udało się zatopić i ciężko uszkodzić kilkanaście jednostek brytyjskich.
Brytyjska dominacja w powietrzu szybko zagoniła argentyńskie okręty do macierzystych portów, a walki kontynuowali piloci. Desant na Falklandy rozpoczął się 21 maja 1982 roku.
– Była to brudna wojna w każdym tego słowa znaczeniu. Toczyła się w falklandzkich błotach, a sposób jej prowadzenia okazał się bardzo brutalny – stwierdził Mirosław Głogowski - w jej trakcie popełniono dziesiątki błędów w dowodzeniu, po obu stronach.
Morale argentyńskie było silne do pewnego momentu. Gdy prezydent Argentyny pozostawił argentyński korpus bez wsparcia, zaczęło brakować wszystkiego. Żołnierze marzli, głodowali, ginęli w okopach i mieli coraz mniejszą chęć do walki. 14 czerwca Brytyjczycy otoczyli Port Stanley. Argentyna ogłosiła wówczas, że jest skłonna do zawieszenia broni i rozmów pokojowych.
Londyn nie czekał, w ciągu kilku godzin przeprowadzono ostateczny szturm. Wieczorem Margaret Thatcher ogłosiła zwycięstwo Wielkiej Brytanii. Flaga Union Jack ponownie zawisła nad pałacem gubernatora.
mjm/im