Profesor Zonn był przez wiele lat także prezesem Polskiego Towarzystwa Astronomicznego i współtwórcą warszawskiej szkoły astronomicznej, znanej z tworzeniem swoistych idei mechaniki nieba i astrofizyki.
Kurlandczyk
Co ciekawe , urodzony w Wilnie, w rodzinie kurlandzkich Niemców, młody Zonn przyswoił sobie język polski dopiero w wieku nastoletnim, w 1905 roku. Wymóg ten związany był z wybraną opcją wykształcenia na miejscowym Uniwersytecie Stefana Batorego.
Józef Hurwic tak opisuje w swoim artykule kulturę profesora, nie zapominając o jego rodzeństwie - jeden z braci był rzymsko-katolickim księdzem, drugi był bolszewickim ateistą, a siostra gorącą wyznawczynią prawosławia. Encyklopedysta Hurwic opowiada: "Pochodził z rodziny baronów kurlandzkich, ale już jego ojciec Karol nie stawiał przed nazwiskiem szlacheckiego »von«. W domu rodzinnym w Wilnie panowała kultura rosyjska, lecz kultywowano tradycje niemieckie. Był formalnie ewangelikiem, ale faktycznie agnostykiem, co nie przeszkadzało mu interesować się religią. Cenił sobie towarzystwo takich ludzi, jak astrofizyk ks. prof. Michał Heller. Andrzej M. Sołtan, dawny uczeń prof. Zonna, opowiada, że na wykładach profesor używał czasami zwrotów w rodzaju »astronomiczny Pan Bóg rozrzucił gwiazdy po niebie«".
Polak z wyboru
Do szkół podstawowych i średnich uczęszczał w różnych miejscach carskiej Rosji ze względu na częste przenosiny całej rodziny w związku z pracą ojca. Różne były koleje tej nauki. Dopiero powrót rodziny do Wilna w początkach 1920 roku dał młodemu chłopakowi impuls do nauczenia się języka polskiego i zgodnego z językiem wyboru obywatelstwa. Tak, późniejszy profesor, powtarzał, że właśnie jako Polak najpełniej odczuwał swoje jestestwo.
Hurwic, który osobiście znał profesora, tak opisuje ten istotny w jego życiu fakt i dalsze kroki związane z wykształceniem: "Żartobliwie tłumaczył to tym, że z pochodzenia był Niemcem, mówiącym po rosyjsku, a Polska leży między Niemcami a Rosją. W 1924 roku zdał egzamin dojrzałości jako ekstern przed komisją Kuratorium Okręgu Szkolnego w Wilnie. W następnym roku wstąpił na Wydział Matematyczno-Przyrodniczy Uniwersytetu Stefana Batorego w Wilnie. Pod tą nazwą wskrzeszono w 1919 roku Uniwersytet Wileński w odrodzonej Polsce. Zonn wybrał kierunek astronomii, co było wówczas zupełną rzadkością. Bezpośrednim powodem, jak mi wyznał, który go skłonił do studiów astronomicznych, było przeczytanie, w przekładzie rosyjskim, tuż przed egzaminem maturalnym, książki Camille'a Flammariona, francuskiego astronoma i popularyzatora astronomii".
Specjalizacja z przypadku
Studia zdawały się być niezwykle ciekawym naukowym przeżyciem, a swoboda i otwartość umysłu młodego adepta astronomii pozwoliły na uzyskanie magisterium w 1931 roku i w konsekwencji dalszej pracy naukowej na Uniwersytecie uzyskanie stopnia doktora w 1935 roku. Praca doktorska skupiała się na wynikach fotograficznych obserwacji gwiazd zmiennych. Wybór kierunku w astronomii nastąpił całkowicie przez przypadek podczas wyprawy naukowej do Grecji, której celem była obserwacja całkowitego zaćmienia Słońca w 1936 roku. Zonn relacjonował , że w trakcie zaćmienia, podczas robienia zdjęć, zacięła mu się migawka i - jak się później okazało - najlepsze zdjęcie wykonał właśnie on przy pomocy kapelusza, którym zasłonił obiektyw, odsłaniając go dosłownie na chwilę w najlepszym momencie. Zdjęcia jego pozwoliło na dokonanie niezwykle dokładnych pomiarów fotometrycznych.
Od września 1938 roku, po przeniesieniu się do Warszawy, do obserwatorium kierowanego przez prof. Michała Kamieńskiego, zatrudnił się w filii tej warszawskiej placówki -Obserwatorium Astronomiczno-Meteorologiczne im. Marszałka Józefa Piłsudskiego, wybudowanym w Karpatach Wschodnich na górze Pop Iwan (pasmo Czarnohory), na wysokości 2200 metrów. Obserwatorium potocznie zwane "Białym Słoniem", obecnie w stanie ruiny, w owym czasie było jednym z dwu najwyżej położonych w Europie. Zonn uwielbiał to miejsce i z pasją oddawał się pracy starszego asystenta. Dobrze zapowiadającą się pracę naukową niestety przerwała wojna.
Wykładowca z Oflagu
Zonn był porucznikiem rezerwy, artylerzystą, żołnierzem kampanii wrześniowej. Wzięty do niewoli trafił w końcu do Oflagu Vila w Murnau, gdzie spędził cały okres wojny. W obozie, wspólnie z malarzem Bohdanem Tomaszewskim. Razem założyli obozowe liceum ogólnokształcące, a Zonn prowadził wykłady z astronomii i matematyki, choć również z języka rosyjskiego oraz inne popularnonaukowe. Wtedy właśnie okazało się, że jest znakomitym wykładowcą, mówił ze swadą, niezwykle interesująco, a poruszanymi zagadnieniami naukowymi potrafił zainteresować całe rzesze słuchaczy.
Nie dziwi więc powojenna historia wykładów profesorskich w ramach astronomii ogólnej na Uniwersytecie Warszawskim oraz z fizyki i matematyki na Politechnice Warszawskiej. W ramach prac naukowych podróżował także do Paryża i Sztokholmu. Tytuł profesora otrzymał w 1962 roku już wtedy od ponad 10 lat prowadząc Obserwatorium Astronomiczne UW. W tym czasie pełnił też dwukrotnie funkcję prezesa Polskiego Towarzystwa Astronomicznego. Od chwili otrzymania tytułu w 1962 roku przewodniczył również Komitetowi Astronomii PAN.
Sygnatariusz "Listu 15"
Jednym z jego najważniejszych dzieł, tym, które wprowadzało czytelnika w pasję zainteresowań astronomią, niebem, gwiazdami był opracowany w oflagu skrypt "Astronomia ogólna", wielokrotnie po wojnie wznawiana. Kapitalnym wydawnictwem okazała się też, napisana wspólnie z Elwirą Milewską, książka pt. "Astronomia". Wśród wielu innych publikacji, przed śmiercią profesor wydał jeszcze dwie znaczące książki - najpierw "Astronomia z perspektywy czasu" (1974) i "Galaktyki i kwazary" (1975). Jeszcze rok przed śmiercią podpisał słynny "List 15", napisany przez Zbigniewa Herberta i Zygmunta Mycielskiego.
Hurwic tak opisuje te wydarzenia: "Zonn był człowiekiem odważnym. Gdy w 1974 roku Antoni Słonimski zbierał podpisy pod listem upominającym się o prawo Polaków w Związku Radzieckim do uczenia się języka polskiego, Zonn bez wahania list podpisał. Opublikowała go paryska »Kultura«. Odtąd służby bezpieczeństwa zaczęły się Zonnem interesować. Podpisania listu nie darowano mu nawet po śmierci. »Za karę« nie zezwolono na tradycyjne uczczenie zmarłego przez wywieszenie czarnej flagi na gmachu uniwersyteckim i umieszczenie klepsydry na murze, a także zabroniono zawiadomienia o jego zgonie w środkach masowego przekazu".
Profesor Zonn zmarł na raka płuc, większość swojego życia palił dużo papierosów i to tych w najmocniejszym wydaniu. Po śmierci został pochowany na cmentarzu ewangelicko-augsburskim w Warszawie. Warto wspominać tak wspaniałych ludzi nauki, którzy dużą część swojego życia poświęcili kształceniu kolejnych pokoleń spragnionych "niczym nieskrępowanej wiedzy" (jak sam mawiał)... spoglądając więc w gwiazdy warto pomyśleć o profesorze Zonnie, tym od gwiazd.
PP