Mochnacki był jednym z najaktywniejszych przedlistopadowych konspiratorów w Warszawie. Wraz z bratem należał do sprzysiężenia Piotra Wysockiego. W pamiętną noc z 29 na 30 listopada 1830 roku ten powstańczy trybun ogłosił na Rynku Starego miasta rozpoczęcie zrywu i to on poderwał lud stolicy do szturmu na Arsenał.
Powstanie listopadowe – klęska na własne życzenie
"Warstwy posiadające Królestwa nigdy nie przebaczyły Mochnackiemu zbrodni poruszenia i uzbrojenia pospólstwa. Szlacheccy pamiętnikarze ze zgrozą opisują, jak »diabłu podobny« młody potwór w czarnej rozwianej pelerynie i czarnym płaskim cylinderku uwijał się na czarnym koniu wśród mas plebejskich Starego Miasta i Powiśla, podjudzając je do ataku na śródmieście" pisał Marian Brandys w "Końcu świata szwoleżerów”.
Odtąd ten młody, bo liczący zaledwie 27 lat, radykał nazywany będzie "polskim Robespierrem". Jeśli warszawskie zachowawcze elity, z ministrem skarbu księciem Franciszkiem Druckim-Lubeckim na czele, bały się wówczas czegoś bardziej od Moskali, to byli to nieprzewidywalni rewolucjoniści, a za takiego postrzegany był Mochnacki. Dlatego zaraz po wybuchu powstania kontrolę nad stolicą przejęło środowisko konserwatywno-ugodowe.
Ale Mochnacki nie miał zamiaru dać za wygraną. Jego środowisko powołało do życia Towarzystwo Patriotyczne. Przewodniczącym okrzyknięto Joachima Lelewela. Klub miał poparcie tłumu i trzeba było liczyć się z jego zdaniem. Ulica wrzała, ostudzić ją mogło tylko wprowadzenie do rządu członków TP. Wśród nich był Mochnacki.
Ksawery Drucki-Lubecki – wierny carowi, oddany Polsce
"Tegoż dnia (2 grudnia – przyp. red.), a raczej tej nocy, Mochnacki, zasiadłszy na kanapie z ks. Lubeckim, kilka godzin rozmawiali, a kiedy mieliśmy się na spoczynek udawać i gdy (Mochnacki) już opuścił radę, ks. Adam (Czartoryski) spytał się Lubeckiego: »Nad czym tak długo radziliście?« Na co ks. Lubecki odpowiedział: »Z tego wszystkiego, com od Mochnackiego słyszał, powziąłem przekonanie, iż ma zamiar mnie powiesić«" odnotował pamiętnikarz Leon Dembowski.
Haki na trybuna
Młody rewolucjonista nie cieszył się sukcesem długo. Dał się wymanewrować. Wkrótce ukonstytuował się Rząd Tymczasowy, w którym nie było już miejsca dla przedstawicieli klubowiczów Mochnackiego. To był cios dla patrioty-radykała, który zdawał sobie sprawę, że ugodowa postawa rządu i nowo wybranego dyktatora powstania, gen. Józefa Chłopickiego, to prosta droga ku klęsce sprawy narodowej. Co gorsza za zbyt radykalnego uznali go też dotychczasowi sprzymierzeńcy z Towarzystwa Patriotycznego, z Lelewelem na czele.
Gwoździem do trumny politycznych aspiracji Mochnackiego było ujawnienie i rozpowszechnienie przez jego przeciwników najbardziej wstydliwego i kompromitującego dokumentu w życiorysie trybuna. Mowa o manifeście, który Mochnacki złożył carskim władzom, gdy za udział w konspiracyjnym stowarzyszeniu studentów trafił do więzienia.
- W więzieniu, bo został na skutek denuncjacji aresztowany, złożył memoriał, w którym poucza władze carskie jak postępować z młodzieżą, by oderwać ją od patriotyzmu. Moim zdaniem był to element gry, którą prowadził z władzami carskimi, bo w tym dokumencie on parodiuje już wprowadzone rozwiązania. Ani jedna osoba nie została na podstawie jego zeznań aresztowana – wskazywał pisarz i reportażysta historyczny Dionizy Sidorski w audycji Elizy Bojarskiej pt. "Dziejopis powstania listopadowego - Maurycy Mochnacki".
25:19 dziejopis powstania listopadowego - maurycy mochnacki___f 23553_tr_0-0_1160400928b020c0[00].mp3 "Dziejopis powstania listopadowego - Maurycy Mochnacki" - audycja Elizy Bojarskiej. (PR, 22.11.1980)
Dla opinii publicznej nieszkodliwość dokumentu nie miała żadnego znaczenia. Mochnacki był w tej chwili skompromitowany.
Ostatnią desperacką próbę ratowania rewolucji podjął, podrywając do szturmu na siedzibę rządu dawnych współspiskowców podchorążych. Ale i tutaj na drodze stanął mu dotychczasowy sojusznik Piotr Wysocki. Karta obróciła się na niekorzyść "polskiego Robespierre’a", lud warszawski, pod wpływem plotki głoszącej, że Mochnacki nastaje na życie Chłopickiego, gotów był powiesić tego samego człowieka, którego jeszcze kilka dni temu nosił na rękach. Przed gniewem ulicy ratowali go… członkowie Rządu Tymczasowego. Znienawidzony przez Mochnackiego Ksawery Drucki-Lubecki miał przywitać zdanego na swoją łaskę i niełaskę trybuna znamiennymi słowami: "Oj, niebezpiecznie, panie Mochnacki, tak wysoko latać".
Na wewnętrznej banicji
- W czasie powstania władze, mając dosyć jego wystąpień, podburzania ludu do niezbyt uporządkowanego działania, chciały się go pozbyć. Wysłano go na Wołyń z pozorną misją, dokąd zresztą nie dotarł – mówił dr Jan Sałkowski w audycji Andrzeja Sowy z cyklu "Na historycznej wokandzie".
14:54 maurycy mochnacki___425_93_iv_tr_0-0_1033323137574a2c[00].mp3 Maurycy Mochnacki - audycja Andrzeja Sowy z cyklu "Na historycznej wokandzie". (PR, 13.11.1993)
Mochnacki ruszył na tę misję z polecenia prezesa rządu narodowego Adama Jerzego Czartoryskiego. Towarzyszył mu adiutant dyktatora Chłopickiego. Oficjalnym celem wyprawy było wybadanie możliwości rozszerzenia powstania na wschodnie ziemie przedrozbiorowej Rzeczpospolitej. Sam "polski Robespierre" zdawał sobie jednak sprawę, że misja to właściwie wewnętrzna banicja.
Mochnacki nie mógł odmówić, sam wystawił się niejako na ochotnika, pisząc pod koniec grudnia 1830 roku w artykule "Jak rozumieć powstanie polskie?": "Powstaną za naszym przykładem jak my uciśnieni, jak my rozżaleni, jak my nieszczęśliwi bracia i współziomkowie nasi na Litwie, na Wołyniu, na Podolu, na Ukrainie".
Ostatecznie bazą swojej operacji Mochnacki uczynił Lublin. Wraz z jego przyjazdem zaktywizowały się tutejsze środowiska radykalne. Trybun insurekcji widząc podatny grunt, znów zaczął agitować przeciwko dyktaturze Chłopickiego. I znów się przeliczył. Powtórzył się scenariusz warszawski z początku insurekcji. I tym razem Mochnacki musiał salwować się ucieczką.
Mieczem i piórem
Gdy wraz z detronizacją cara Mikołaja jako króla Polski 25 stycznia 1831 powstanie przerodziło się w wojnę polsko-rosyjską, Mochnacki uznał, że jego miejsce jest w szeregach wojska. Walczył jako prosty szeregowy w bitwie o Olszynkę Grochowską, gdzie został ranny. Kulom nie kłaniał się podczas bitwy pod Wawrem. Z dalszej walki wyeliminowały go dopiero rany, które odniósł w bitwie pod Ostrołęką 26 maja, już jako oficer. Za męstwo na polu bitwy został uhonorowany Virtutti Militari.
Bitwa pod Olszynką Grochowską – odepchnąć Rosjan od stolicy
"Polski Robespierre" nie przestał publikować. Na łamach wydawanego wówczas przez grupę swoich współpracowników pisma "Nowa Polska" Mochnacki wciąż optował za rozszerzeniem powstania na ziemie zabrane. Urągał na sejmokrację, przez którą – jego zdaniem – upaść może sprawa narodowa.
Co najistotniejsze, wychodząc z pozycji niepodległościowych, proponował wprowadzenie aktem rewolucyjnym zmian społecznych. Postulował nobilitowanie (a co za tym idzie, włączenie do wspólnoty narodowej) wszystkich, którzy z bronią w ręku staną w obronie ojczyzny – wliczając w to mieszczan, a przede wszystkim włościan.
"Kruk oko wydziobał"
Gdy po klęsce pod Ostrołęką szansa na powodzenie powstania spadła, ale sytuacja nie była jeszcze beznadziejna, Mochnacki związał się politycznie z gen. Janem Krukowieckim. Towarzystwo Patriotyczne wiązało nadzieje z postacią Krukowieckiego. Stronnictwo miało zamiar wykorzystać jego posłuch w armii, by następnie samodzielnie - już bez udziału dowódcy - przejąć władzę. Rzecz w tym, że dokładnie tak samo traktował Krukowiecki radykałów. I był od nich skuteczniejszy. Towarzystwo Patriotyczne, mając nadzieję na rządy u boku generała, zainspirowało rozruchy, które wybuchły 15 sierpnia 1831 roku. Rząd, w obawie przed zrewoltowanym tłumem, musiał salwować się ucieczką. Ale Krukowiecki, zamiast podzielić się władzą, rozpędził Towarzystwo Patriotyczne.
Czarne chmury zebrały się też nad samym Mochnackim. W czasie szturmu na Warszawę najbliższy współpracownik Krukowieckiego i zarazem najbardziej zajadły przeciwnik radykałów z Towarzystwa Patriotycznego gen. Wojciech Chrzanowski po tym, jak między nim i Mochnackim doszło do ostrej wymiany zdań, bezpardonowo nakazał odprowadzić "polskiego Robespierre’a" na szańce Woli, by tam "zginął od granatów nieprzyjacielskich". Ponoć Chrzanowski dodał przy tym, że "na takiego człowieka szkoda polskiej kuli". Jeszcze boleśniejsze musiało być dla Mochnackiego to, że gdy cudem uniknął śmierci z rąk nieprzyjaciela, rozstrzelać kazał go… sam Krukowiecki. Po raz kolejny okazało się (już co najmniej szósty raz podczas ostatnich 10 miesięcy), że "polski Robespierre" urodził się pod szczęśliwą gwiazdą, bo i z tej opresji zdołał się wywinąć.
Człowiek z wizją
Po upadku listopadowego zrywu Mochnacki zasilił szeregi Wielkiej Emigracji. Do kraju nie mógł wrócić już nigdy – powstrzymywał go przed tym zaocznie wydany przez carski sąd wyrok śmierci. Na emigracji Mochnacki napisał swoje, jak się okazało, najważniejsze dzieło polityczne: publicystyczno-kronikarskie, nieukończone "Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831"
- Mochnacki umieścił w tej książce powstanie w ciągu walk wyzwoleńczych, który jego zdaniem zaczynał się na konfederacji barskiej - oceniał historyk literatury prof. Stefan Treugutt w audycji Andrzeja Piotrowskiego "Sto książek - sto rozmów". - Energia jego jest skupiona intensywnie na sprawie odzyskania niepodległości. To sprawia, że książka o klęsce, o tym, jak ten wspaniały, udany zryw marnieje. W pierwszym tomie nawet klęski opisuje tak, że zaczynamy ufać, że naród to wspaniała rzecz, ba!, nawet ci generałowie, których on atakuje to też są patrioci, tylko zgrali swoją kartę i wyczerpali siły.
14:45 powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831 maurycego mochnackiego.mp3 "Powstanie narodu polskiego w roku 1830 i 1831" Maurycego Mochnackiego było tematem audycji z cyklu "Sto książek - sto rozmów". (PR, 23.03.1986)
Na emigracji szybko ewoluowały jego poglądy polityczne. Przekraczając zaledwie trzydziestkę z radykała przeobraził się w zwolennika konserwatywnego księcia Adama Jerzego Czartoryskiego, którego uznał za jedyną osobę cieszącą się wystarczającym autorytetem wśród swoich i możnych tego świata, by dalej prowadzić sprawę narodową. W życiu Mochnackiego wszystko pędziło znacznie szybciej niż u innych; zupełnie jakby zdawał sobie sprawę, że nie ma wiele czasu na tym świecie – zmarł bowiem młodo, mając zaledwie 33 lata, 21 grudnia 1834 roku.
Adam Jerzy Czartoryski. Król, którego nie było
Choć dzieje udziału Maurycego Mochnackiego w powstaniu listopadowym po nocy z 29 na 30 listopada stanowią niemal nieprzerwany ciąg porażek, to nie na sukcesach politycznych zasadza się jego wielkość i znaczenie. Z perspektywy czasu widać, że poglądy Mochnackiego, choć były najbardziej radykalne na tle całego ruchu powstańczego, niosły jednocześnie największe szanse na uratowanie sprawy narodowej.
- Był jednym z niewielu, którzy wiedzieli, w jaki sposób zapobiec nieszczęściu upadku sprawy narodowej i widział przyszłość. Wszystkie jego prognostyki się spełniały. Rzecz w tym, że nie miał narzędzi, by temu nieszczęściu zapobiec – oceniał prof. Jerzy Łojek na antenie Polskiego Radia. - Problem również w tym, że gdy opinia publiczna przyznawała mu rację, on głosił już poglądy, do których ludzie dopiero dojrzewali i byli mu przeciwni.
Bartłomiej Makowski