Historia

"Kompletnie nieznany". Jak Bob Dylan za pomocą prądu zmienił historię muzyki w USA

Ostatnia aktualizacja: 17.01.2025 05:56
Oparty na faktach film o Bobie Dylanie opowiada o jego artystycznych sukcesach i porażkach w latach 1961-1965, a tytuł produkcji nawiązuje do piosenki, która w tamtym czasie stała się narzędziem brzemiennej w skutkach kontrowersji.
Po lewej: fragment plakatu filmu Kompletnie nieznany. Po prawej: Bob Dylan w 1963 roku
Po lewej: fragment plakatu filmu "Kompletnie nieznany". Po prawej: Bob Dylan w 1963 rokuFoto: materiały prasowe/domena publiczna

Filmowe żywoty Boba Dylana                                                     

W "Kompletnie nieznanym" (w oryginale "A Complete Unknown") zobaczymy całą galerię postaci mających swoje pierwowzory w rzeczywistości. Boba Dylana - młodego artystę szybko zyskującego sławę, przyszłego noblistę - kreuje Timothée Chalamet; Joan Baez, słynną amerykańską piosenkarkę, aktywistkę i partnerkę artysty gra Monica Barbaro; muzyka folkowego Pete'a Seegera odtwarza Edward Norton, a innego artystę, który był przyjacielem i mentorem młodego Dylana, gra Scoot McNairy. W drugim i trzecim planie ukazuje się jeszcze więcej kobiet i mężczyzn wcielających się w role autentycznych osób.

Film w reżyserii Jamesa Mangolda (reżysera takich kasowych hitów, jak "Kate i Leopold" czy "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia", a także opartych na faktach obrazów "Le Mans ’66" oraz "Spacer po linie" o Johnnym Cashu) to dzieło oparte na reportażowej książce "Dylan Goes Electric!" (2015) autorstwa muzyka, dziennikarza i historyka Elijaha Walda.

Produkcja wpisuje się w nurt kina biograficznego na temat epizodów z życia wciąż żyjących osób. Filmowcy musieli więc liczyć się ze zdaniem Boba Dylana w sprawie fabuły. Na jego żądanie zmieniono m.in. personalia amerykańskiej artystki Suze Rotolo, dziewczyny Boba Dylana w latach 1961-1964, uwiecznionej na okładce słynnej płyty "The Freewheelin' Bob Dylan". W filmie Mangolda postać ta, grana przez Elle Fanning, nazywa się Sylvie Russo, ale twórcy podkreślają, że poza tym należy traktować ją jak Suze Rotolo.

Okładka płyty "The Freewheelin' Bob Dylan", na której wykorzystano fotografię wykonaną w lutym 1963 roku przez Dona Hunsteina, fotografa pracującego dla wytwórni Columbia Records, wydawcy albumu. Na zdjęciu Bob Dylan i Suze Rotolo idą nowojorską ulicą. Ikoniczna i kultowa okładka wyznaczyła nowy trend w wydawnictwach muzycznych tamtego okresu. Fot, Okładka płyty "The Freewheelin' Bob Dylan", na której wykorzystano fotografię wykonaną w lutym 1963 roku przez Dona Hunsteina, fotografa pracującego dla wytwórni Columbia Records, wydawcy albumu. Na zdjęciu Bob Dylan i Suze Rotolo idą nowojorską ulicą. Ikoniczna i kultowa okładka wyznaczyła nowy trend w wydawnictwach muzycznych tamtego okresu. Fot. Don Hunstein/Sony Music/Columbia Records/materiały prasowe

"Kompletnie nieznany" to kolejna już produkcja na temat amerykańskiego artysty, a związki Boba Dylana z kinem oraz z przemysłem filmowym mają długą tradycję i są dość skomplikowane.

Muzyk jest przede wszystkim głównym bohaterem kilku filmów dokumentalnych powstałych w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat, począwszy od kręconych na gorąco dzieł Donna Alana Pennebakera (1925-2019), zwanego "kronikarzem amerykańskiej kontrkultury", aż po stworzone w ostatnich latach produkcje dokumentalno-historyczne, jak m.in. "No Direction Home" (2005) w reżyserii Martina Scorsesego.

Autor "Taksówkarza" do tematu Boba Dylana podchodził jak dotąd dwukrotnie. W 2019 roku wyreżyserował także dokument z elementami pseudodokumentu pod tytułem "Rolling Thunder Revue: A Bob Dylan Story by Martin Scorsese". To rzecz o trasie koncertowej zorganizowanej w latach 1975-1976, zmontowana z materiałów archiwalnych i współczesnych fikcyjnych scenek z udziałem m.in. Sharon Stone.

Scorsese posłużył się przede wszystkim dokonanymi podczas tytułowej trasy Rolling Thunder Revue nagraniami filmowymi, które zresztą wykorzystał sam Bob Dylan jeszcze w 1978 roku w eksperymentalnej produkcji "Renaldo and Clara", również złożonej z elementów dokumentalnych i fikcyjnych. Bob Dylan był zarówno scenarzystą i reżyserem tego filmu, jak i odtwórcą tytułowego Renalda. Co ciekawe, pojawia się tam również postać imieniem Bob Dylan, ale kreowana przez innego muzyka - rockandrollowca Ronniego Hawkinsa (1935-2022).

Film "Renaldo and Clara", podobnie jak inne fabuły z Bobem Dylanem w głównych rolach - dramat muzyczny "Hearts of Fire" (1987) oraz "Jeźdźcy Apokalipsy" z 2003 roku ("Masked and Anonymous", do którego Dylan współtworzył scenariusz) - nie odniósł sukcesu w kinach. Muzyk nie okazał się utalentowanym filmowcem.

Eksperymentem biograficznym był również film "I’m Not There. Gdzie indziej jestem" (2007) w reżyserii Todda Haynesa, jednego z czołowych twórców amerykańskiego kina niezależnego. Dzieło, w zamyśle twórców "inspirowane muzyką i wieloma żywotami Boba Dylana", nie jest de facto o Bobie Dylanie, bo poza cytowaną tu wzmianką w filmie to nazwisko już się nie pojawia. Oglądamy za to sceny z życia uogólnionego artysty, zmetaforyzowane epizody biografii w niechronologicznie prowadzonej fabule. Co ciekawe, główna postać grana jest w filmie przez wielu aktorów w różnym wieku, m.in. Christiana Bale'a, Cate Blanchett, Richarda Gere'a, Heatha Ledgera i Bena Whishawa.

Na tym tle "Kompletnie nieznany" to film bardzo tradycyjny, trzymający się linearnej narracji i starający się nie mieszać prawdy z fikcją ponad zabiegi wynikające z konieczności udramatyzowania i skondensowania pewnych faktów. Twórcy produkcji, jak zwykle w takich przypadkach bywa, musieli bowiem ponaginać kilka historycznych faktów, aby przedstawić fenomen młodzieńczej twórczości Boba Dylana zgodnie z duchem legendy, jaką stał się on w amerykańskiej popkulturze. Źródeł tej legendy należy szukać właśnie w epoce odwzorowanej w "Kompletnie nieznanym".


Posłuchaj
30:39 bob dylan - miedzy rockiem a noblem 2016.mp3 "Bob Dylan to artysta, który niechętnie wyjaśnia wszystkie pogłoski na swój temat, a wręcz chętnie gmatwa te wątki, umyka mediom, ukrywa się, co jest bardzo dziwne, bo jest jednym z najbardziej popularnych artystów z Ameryki, gdzie, wydawałoby się, infiltracja mediów jest totalna". O Bobie Dylanie opowiadają Szymon Kloska i Jarosław Szubrycht. Z gośćmi audycji "O wszystkim z kulturą" rozmawia Jacek Wakar (PR, 2016)

 

Bohaterki i bohaterowie młodego Dylana

Film Jamesa Mangolda rozpoczyna się sceną przyjazdu Boba Dylana do Nowego Jorku w 1961 roku. Tak rzeczywiście było - niespełna 20-letni artysta, jeszcze bez dorobku, ale już z pewnym doświadczeniem koncertowym, rzuciwszy studia w college'u w Minneapolis, w styczniu 1961 roku znalazł się w Nowym Jorku. Chciał tam m.in. odwiedzić swego idola Woody'ego Guthriego (1912-1967), muzyka folkowego, który w tamtym czasie wywarł największy wpływ na artystyczną wrażliwość chłopca (na początku Dylan śpiewał nawet w stylu Guthriego).

Woody Guthrie przebywał wówczas w szpitalu Greystone Park, ponieważ cierpiał na chorobę Huntingtona, która stopniowo pozbawiała go zdolności mówienia oraz śpiewania i z powodu której zmarł kilka lat później. W filmie obaj muzycy poznali się się w szpitalnej sali, w rzeczywistości jednak, po kilku bezskutecznych próbach, Dylanowi udało się w końcu spotkać z Guthriem w domu przyjaciół tego drugiego, państwa Gleasonów, którzy czasem zabierali chorego ze szpitala na weekend.

W dziele Mangolda młodzieniec prezentuje Guthriemu swój utwór "Song to Woody", który jest hołdem dla bohatera wyobraźni młodego artysty i który znalazł się na debiutanckiej płycie Dylana z 1962 roku. Piosenka jest prawdziwa, powstała jednak dopiero pod wpływem kilku rozmów z Guthriem, a nie już przed ich pierwszym spotkaniem.

Wers "Hey, hey Woody Guthrie, I wrote you a song" ("Hej, Woody Guthrie, napisałem dla ciebie piosenkę") to jeden z najbardziej rozpoznawalnych cytatów amerykańskiej popkultury tamtej epoki, podjęty m.in. przez Davida Bowiego, który w piosence "Song for Bob Dylan" śpiewa: "Now, hear this, Robert Zimmerman, I wrote a song for you" ("Posłuchaj tego, Robercie Zimmermanie, napisałem piosenkę dla ciebie").

Robert Zimmerman to prawdziwe imię i nazwisko Boba Dylana, który urodził się 24 maja 1941 roku w Duluth w stanie Minnesota w żydowskiej rodzinie jako syn Beatrice Stone i Abrama Zimmermana. Jego ojciec był z kolei dzieckiem dwojga rosyjskich Żydów z Odessy - Zigmana Zimmermana i Anny Kirghiz, którzy w XIX wieku wyemigrowali do USA, aby uciec od inspirowanych przez carat prześladowań osób pochodzenia semickiego.

Robert Zimmerman swój pseudonim sceniczny wymyślił jeszcze podczas występów w Minneapolis. Zdaniem biografów zmiana personaliów miała posłużyć muzykowi przede wszystkim zrzuceniu piętna małomiasteczkowości, która definiowała jego dzieciństwo i wczesną młodość. Nie była to jednak próba przekreślenia żydowskich korzeni, bo kwestie religijne, choć w nierównym natężeniu, były istotne dla Boba Dylana przez wiele lat (przez pewien czas muzyk był nawet katolikiem).

Przyjęcie pseudonimu miało też dla muzyka wymiar pewnego rytuału. Swoje nazwisko wziął bowiem od imienia walijskiego poety Dylana Thomasa (1914-1953), słynnego tyleż dzięki swoim tekstom, co niekonwencjonalnym manierom. Dla młodego zbuntowanego Roberta Zimmermana przechrzczenie się na "Boba Dylana" oznaczało więc namaszczenie samego siebie na artystę, który pójdzie własną drogą.

W filmowej scenie w szpitalu, która, jak wiemy, nie miała miejsca, pojawia się dodatkowo kolejny zmyślony szczegół - to poznanie przez Dylana Pete'a Seegera (1919-2014), muzyka folkowego i przyjaciela Guthriego. W rzeczywistości artysta ten nawiązał znajomość z Dylanem już pod koniec lat 50., gdy w ramach upowszechniania amerykańskiego folku dawał koncerty dla studentów w salkach uniwersyteckich. To zresztą on zainspirował młodzieńca do podróży do Nowego Jorku. A tam - w 1962 roku - zaprosił go do zagrania kilku piosenek podczas folkowego koncertu w Carnegie Hall.

Podczas tournée po uniwersytetach Seeger poznał również Joan Baez (ur. 1941), rówieśniczkę Boba Dylana, która wkrótce odegrała jedną z ważniejszych ról w karierze młodego muzyka. Na początku lat 60., gdy Dylan dopiero próbował się przebić, Baez była już popularną i uznaną autorką folkowych piosenek. Chłopak poznał ją w 1961 roku w nowojorskim klubie Gerde's Folk City. Zachwycona jego wykonaniami, artystka przyczyniła się do popularyzacji jego wczesnej twórczości.

Dwójka ta wkrótce rozpoczęła współpracę sceniczną. W wersji fabularnej stało się powodem zazdrości ze strony dziewczyny muzyka Sylvie Russo - czyli Suze Rotolo (1943-2011). Zresztą, jak się miało okazać, zazdrość była słuszna, bo filmowy Bob Dylan skorzystał z pierwszej okazji, by zdradzić filmową Sylvie/Suze z filmową Joan Baez.

W produkcji miało się to stać podczas kryzysu kubańskiego w październiku 1962 roku, gdy spanikowani nowojorczycy obawiali się rychłego wybuchu konfliktu atomowego i ataku komunistów. W rzeczywistości Dylan i Baez naprawdę mieli przelotny romans, ale wiele lat później, a Suze Rotolo była partnerką artysty aż do 1965 roku.

Od hymnu pokolenia do elektrycznej afery

Największym atutem "Kompletnie nieznanego" są oczywiście piosenki Boba Dylana, znane i lubiane zarówno w Ameryce, jak i na całym świecie. Filmowcy nie oparli się pokusie i poszczególnych utworów użyli w celu wzmocnienia czy podkreślenia dramatyzmu w wielu scenach filmu. W produkcji mamy więc do czynienia z bardzo swobodnie potraktowaną historią twórczości Dylana. Wspomniana wcześniej "Song to Woody" to tylko pierwszy przykład.

Najważniejszym dziełem tego okresu i piosenką, na którą czekają wszyscy widzowie, jest bez wątpienia "Blowin' in the Wind". Wedle filmowej wizji Bob Dylan zaprezentował utwór Joan Baez rankiem po ich pierwszej wspólnej nocy, piosenkarka zaś zaczęła go wtedy namawiać, żeby grał to arcydzieło na scenie.

Protest song "Blowin' in the Wind", który znalazł się na drugiej płycie muzyka "The Freewheelin' Bob Dylan" i w krótkim czasie okrzyknięty został hymnem pokolenia, w rzeczywistości powstał wiele miesięcy wcześniej, a w scenicznym repertuarze Dylana był co najmniej od kwietnia 1962 roku. Zgodnie z faktami więc nie tylko nie było owej upojnej nocy podczas kryzysu kubańskiego, lecz także - tym bardziej - nie było takiego poranka, podczas którego genialny utwór miał swoją prapremierę.

"Kompletnie nieznany" wspiera również legendę o nadzwyczajnej łatwości pisania piosenek, którą miał młody Bob Dylan, legendę, którą stworzył zresztą sam muzyk. – Kiedyś to, co pisałem, potrafiło mnie zaskoczyć. Teraz już tak nie jest – mówił Dylan w wywiadzie udzielonym dziennikarzowi Edowi Bradleyowi (1941-2006). – "Blowin' the Wind" powstało w dziesięć minut. "Don't Think Twice, It's All Right" właściwie samo wyszło mi spod ołówka. Działo się to tak jakoś po prostu. Moje wczesne piosenki brały się znikąd, to była czysta magia. To cud, kiedy zdarzy się to raz; nie udało się to kilka razy, ale wydaje mi się, że to było wtedy i już mi się to nie zdarzy. Chyba już nigdy nie będzie tego błysku – dodał.


Posłuchaj
04:05 pop-południe 2016 Bob Dylan.mp3 "Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, czy jestem szczęśliwy, czy też nie. Zawsze po prostu wiedziałem, że jest coś, do czego muszę dotrzeć". Fragment wywiadu Eda Bradleya z Bobem Dylanem; polskie tłumaczenie czyta Bartosz Panek (PR, 2016)

 

Tym, co nie budzi wątpliwości, jest ogromna sława, którą przyniosły artyście zarówno piosenka "Blowin' in the Wind", jak i cały album "The Freewheelin' Bob Dylan". Podczas gdy jego debiutancki krążek zatytułowany po prostu "Bob Dylan" i złożony niemal wyłącznie ze standardów folkowych i bluesowych nie zwrócił na siebie uwagi słuchaczy i krytyków (oczywiście potem się to zmieniło), po wydaniu drugiej płyty artysta właściwie z dnia na dzień stał się gwiazdą amerykańskiej muzyki.

Niemal od razu okazało się też, że artyście ciąży sława tego, który ma mówić w imieniu jakiejś grupy. – Zawsze wiedziałem, że jestem tylko muzykiem, a nie prorokiem, jak okrzykiwały mnie media. Czułem się jak hochsztapler, wiedząc, co o mnie myślą ludzie, jak wyidealizowany obraz mają w głowie – mówił Bob Dylan w rozmowie z Edem Bradleyem. – Nigdy nie byłem ani prorokiem, ani zbawcą, ani anarchistycznym zagrożeniem dla stanu rzeczy. Mógłbym zostać nowym Elvisem - ale to tylko tyle. Zajmowałem się piosenkami, to nie były kazania. Myślę, że ludzie po prostu źle odbierali moje utwory. Słyszeli to, co chcieli słyszeć, a nie to, co w nich naprawdę było. Wolałem, gdy pisali o mnie "chory", "syjonista", "chrześcijanin", "mormon"... wszystko było lepsze niż "głos pokolenia" – wyznał.

W tym samym wywiadzie artysta zaznaczył, że już od dziecka napędzały go "wizja siebie, przekonanie o własnej drodze, wartości, pasji". Skupienie na artystycznej osobności i pewność tego, co chce robić, już niebawem doprowadziły Boba Dylana do konfliktu ze środowiskiem folkowych purystów, choć film "Kompletnie nieznany", podobnie jak część wielbicieli artysty, znacznie wyolbrzymia skalę owego zjawiska, które w dziejach amerykańskiej popkultury okrzyknięto "elektryczną kontrowersją Dylanowską" ("electric Dylan controversy").

Dążenie do artystycznej niezależności doprowadziło najpierw do wydania w lutym 1964 roku społecznie zaangażowanej płyty " The Times They Are a-Changin'", pierwszej w dorobku muzyka złożonej wyłącznie z jego autorskich utworów, a następnie, zaledwie po kilku miesiącach, zupełnie innego w treści albumu "Another Side of Bob Dylan", przez który na muzyka posypały się oskarżenia o "odwrócenie się od ludu".

Dylan, nie oglądając się na recenzje, gorączkowo tworzył dalej. Rok 1965 przyniósł kolejne dwa wydawnictwa: "Bringing It All Back Home" (ze słynnym "Mr. Tambourine Man") oraz "Highway 61 Revisited", gdzie znalazł się jeden z największych przebojów piosenkarza - "Like a Rolling Stone".

Obydwie płyty wprowadziły do amerykańskiej muzyki folkowej, w której dotąd dbano o trzymanie się dawnych tradycji, instrumenty zasilane prądem. Tym samym narodził się gatunek zwany "folk rockiem", czego konsekwencją było otwarcie tego rodzaju muzyki na świat rock and rolla i rozpoczęcie epoki wzajemnych wpływów między środowiskami, które do tej pory nawzajem się omijały. W dziejach muzyki pop był to jeden z bardziej znaczących przełomów, tym bardziej że dzięki warstwie tekstowej folk rock włączył się w amerykańską kontrkulturę lat 60. XX wieku.

Dla najbardziej zachowawczej części słuchaczy było jednak za wiele. W działaniu Dylana nie widzieli oni kolejnego etapu trwającego od dwóch dekad procesu odrodzenia amerykańskiego folku, tylko zamach na jego czystość, rozumianą również jako szlachetne unikanie "nowinek technicznych".

Kulminacją "elektrycznej kontrowersji" był występ Boba Dylana latem 1965 roku na Newport Folk Festival, najważniejszej imprezie folkowej w USA. Wtedy właśnie po raz pierwszy przed dużą publicznością grający wraz z zespołem muzyk zamienił gitarę akustyczną na elektryczną podłączoną do zestawu wzmacniającego dźwięk.

Dylan nie był jednak pierwszym artystą, który zagrał w Newport na gitarze elektrycznej, bowiem już rok wcześniej zrobił to na festiwalowej estradzie Johnny Cash (w filmie grany przez Boyda Holbrooka). To on zainspirował folkowego muzyka do zerwania z "odwieczną" tradycją. W "Kompletnie nieznanym mamy do czynienia z kolejnym skrótem fabularnym - film pokazuje, że Cash zagrał podczas Newport Folk Festival tuż przed występem Dylana (co nie jest prawdą) i bezpośrednio po zejściu ze sceny namówił kolegę, żeby też podłączył się do prądu.

Faktem jest, że gest "zelektryfikowania" folku podzielił publiczność. Na nagraniach z koncertu w Newport słychać zarówno okrzyki aprobaty, jak i oburzenia, zarówno oklaski, jak i buczenie. Po skończonym występie Dylan dał się jeszcze namówić na powrót na scenę i zagranie dwóch piosenek z gitarą akustyczną, co znów pogodziło wszystkich widzów i spotkało się z ogromnym aplauzem.

Sam muzyk musiał jednak być zniesmaczony tą reakcją. Potwierdzała ona jego najgorsze przeczucia względem publiczności, która zawsze będzie próbowała mówić mu, co ma grać i w jaki sposób. Przez kolejne 37 lat nie powrócił na Newport Folk Festival.

Z tym głośnym - dosłownie i w przenośni - występem Boba Dylana wiąże się pewna legenda, która w mniej lub bardziej przesadzonej formie opowiada o oporze środowiska folkowego wobec instrumentów elektrycznych. I oczywiście nie mogło zabraknąć jej udramatyzowanej wersji w filmie "Kompletnie nieznany". Mówi się, że Pete Seeger, widząc, co robi Dylan, zaczął gorączkowo poszukiwać siekiery, aby przeciąć kable zasilające sprzęt na scenie; w łagodniejszej wersji Seeger tylko przechwala się: "gdybym miał siekierę...". Inna odmiana tej legendy opowiada o próbie odłączenia kabli przez organizatorów.

W filmie - jest to jedna z ostatnich scen - wszystko odbywa się przy akompaniamencie piosenki "Like a Rolling Stone", z której twórcy produkcji zaczerpnęli tytuł swego dzieła. W refrenie Bob Dylan śpiewa tam:

"Jakie to uczucie?
Jakie to uczucie?
Nie mieć żadnego domu,
jak ktoś kompletnie nieznany,
jak toczący się kamień?".

("How does it feel?
How does it feel?
To be without a home
Like a complete unknown,
Like a rolling stone").


Posłuchaj
15:30 raport o stanie świata 2016 Bob Dylan.mp3 "On lubi role, które sam wybiera, a role, które są mu narzucane, odrzuca ze wstrętem albo przynajmniej z dystansem. Najlepszy przykład to cała jego droga twórcza". O Bobie Dylanie opowiada Filip Łobodziński, tłumacz tekstów artysty (PR, 2016)

 

***

Bibliografia:

  • Clinton Heylin, "Dylan. Droga bez końca", tłum. Jerzy Jarniewicz i Adam Sumera, Łódź 1993
  • Howard Sounes, "Bob Dylan. Autostradą do sławy", tłum. Bogusław Lubański, Warszawa, 2008

***

Michał Czyżewski

Czytaj także

Timothée Chalamet 5 lat ćwiczył grę na gitarze do roli Boba Dylana

Ostatnia aktualizacja: 28.12.2024 10:20
"Kompletnie nieznany" już w wybranych kinach.
rozwiń zwiń
Czytaj także

Złote Globy w kategoriach muzycznych

Ostatnia aktualizacja: 09.01.2025 16:00
W audycji "Muzyka w kadrze" przyglądaliśmy się tegorocznym Złotym Globom. Nagroda w kategorii "Najlepsza muzyka" trafiła do Atticusa Rossa i Trenta Reznora za ścieżkę do filmu "Challengers", z kolei w kategorii "Najlepsza piosenka" Złotym Globem wyróżniono utwór "El Mal" z filmu "Emilia Pérez", którą skomponowali Camille i Clément Ducol.
rozwiń zwiń