Paweł Wojewódka: W studiu w Gorzowie Jan Rulewski, polityk, związkowiec, obecnie senator. Ale wróćmy do roku...
Jan Rulewski: Z Bydgoszczy.
P.W.: Z Bydgoszczy, tak. Wróćmy do roku 1980, działacz Solidarności prawie od początku.
J.R.: Nawet wcześniej, panie redaktorze, bo życie związkowe rozpocząłem w momencie, gdy wydalono mnie z Wojskowej Akademii Technicznej i musiałem pracować, a tam już rozpoznano mój instynkt związkowca.
P.W.: No i znany jest pan z tego, że 19 marca 81 roku został pan pobity przez funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Bydgoszczy. Ci starsi słuchacze pamiętają to zdarzenie chyba dobrze, bo o tym zdarzeniu w Polsce było bardzo głośno.
J.R.: Tak. Nie sam, nie sam zostałem pobity oraz, co ważne, ludzie bynajmniej nie tak kochali mnie, były ważniejsze problemy niż ja.
P.W.: Ja się zastanawiam nad taką rzeczą, czy czuje się pan nieco jak taka chodząca historia najnowsza Polski...
J.R.: Trafił pan, trafił pan w samo serce i w momencie, gdy mówią: oto legenda Solidarności przed wami, prostuję: ale żywa. Ja uważam, że się nie spełniłem, nie spełniliśmy się chyba nawet jako pokolenie, bo tej solidarności jakby nam ubywało więcej niż w deficytach ministra Rostowskiego. I dlatego jeszcze, jeszcze jestem, jeszcze myślę, że się spełnimy jako pokolenie.
P.W.: Ale 21 postulatów jednak, tych ważnych postulatów, my o tym nie pamiętamy tak naprawdę, częściowo, choć częściowo zostało spełnionych, bo tak naprawdę to chodziło o te 21 postulatów.
J.R.: Tak jest, panie redaktorze, chociaż właśnie na tym spotkaniu tu w Gorzowie powiedziano, że jedna trzecia nie została spełniona, a ja bym powiedział, że przekroczona została miara tych postulatów, zwłaszcza że te postulaty czy też to porozumienie, bo porozumienie obowiązuje, było po pierwsze fałszowane przez władze, gdyż one wiedziały, miały czerwoną książeczkę, gdzie było zadłużenie do 25 chyba miliardów dolarów, znały stan gospodarki, czytaj: beznadziejny, a z drugiej strony pracownicy, którzy na skutek kłamstw, czyli nieposiadania takich mediów jak teraz, nie znali sytuacji społecznej i gospodarczej kraju i te dwie strony zasiadły do takich pozornych rozmów. Same postulaty stały się, czy też porozumienia, nie tylko te, panie redaktorze, bo jeszcze np. w moich zakładach 60 innych postulatów było, były jednakże ewangelią ruchu Solidarność i mieliśmy problemy z godzeniem życia kraju, jego przyszłości z tą treścią tych postulatów. Ale w sumie my przekroczyliśmy je, bo suwerenność, której... nie mówię o tej dużej suwerenności państwa, prezydenta, parlamentu, mówię o suwerenności Polaków, którzy mogą decydować o swojej karierze zawodowej, własnościowej, kulturalnej czy medialnej, to jest wyraźne przekroczenie granic tamtych postulatów i to jest ta wolność, która nas nadal podtrzymuje na fali rozwoju.
P.W.: Ale wtedy też coś się załamało w czasie rozmów, dlatego że część rozmów była transmitowana przez telewizję i trochę przez radio, te najważniejsze wydarzenia były transmitowane na żywo. I to chyba po raz pierwszy w historii całego tzw. bloku wschodniego takie wydarzenie miało miejsce, że opozycja oficjalnie rozmawia z rządzącymi komunistami.
J.R.: Czy pan mówi już o Okrągłym Stole, czyli o kolejnym wydarzeniu...
P.W.: Nie, nie, mówię o roku 80.
J.R.: Tak, chociaż jak teraz zajrzałem (...) bo musiałem się przygotować do tych różnych rocznic, to w Bydgoszczy na przykład podano jako tę sumę ruchu strajkowego, w którym uczestniczyło 50 zakładów, podano, że komunikacja stanęła. I to była cała suma. W Bydgoszczy było tylko to, że komunikacja stanęła, podczas gdy już powstał Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. To była jednak racjonowana, nie mylić z racjonalizowaną informacją, rzeczywiście w sposób szeroki do środowiska Wybrzeża, bo tego nie można było ukryć, jak tyle setek zakładów stało, a inaczej podawana do kraju. Powiem szczerze, że w jednej gazecie pisało, bydgoskiej, w tych dniach strajkowych, w Bydgoszczy już, kiedy ta fala objęła cały kraj, że problemem Bydgoszczy jest likwidacja dwóch zakładów do napraw parasolek.
P.W.: No tak, wtedy jednak myślano o propagandzie i faktycznie te informacje były w sposób odpowiedni preparowane. Ale mimo wszystko one docierały do Polaków i ta informacja jednak zataczała coraz większy krąg. Bardzo istotną rolę na pewno tutaj odegrało Radio Wolna Europa...
J.R.: Tak jest.
P.W.: ...które podawało pełną informację na ten temat.
J.R.: Pańska wypowiedź to jest to samo co mój szacunek dla tych redaktorów, dla tych dziennikarzy i dla tych, co przekazywali informacje w tę stronę.
P.W.: A kiedy w Bydgoszczy się tak naprawdę zaczęło?
J.R.: Zaczęło się dwudziestego siódmego, właśnie stanęła komunikacja, chociaż nie do końca do dziś wiadomo, czy to był strajk inspirowany, czy to był taki strajk autentyczny. Ale ludzie już czekali na coś, co było jakieś instynktowne, i wkrótce kilkanaście innych zakładów utworzyło międzyzakładowy komitet strajkowy, później przestraszyli się ci ludzie z tej komunikacji, że ich zwiną, mówiąc tamtejszym językiem, i przygarnęliśmy ich do naszych zakładów i przez to wzrosła rola oczywiście największego zakładu, no i nie ukrywam, przywódcy strajkowego Jana Rulewskiego.
P.W.: No dobrze, strajk się rozpoczął i co? Cała Bydgoszcz wtedy stanęła?
J.R.: Tak, stanęła na niespotykaną skalę. Nikt w to nie wierzył. Cała Bydgoszcz i całe województwo stanęło, a później, jak panu wiadomo, ten „pociąg wolności”, który uruchomiła pani Krzywonos, Wałęsa w Gdańsku przedzierał się przez całą Polskę, stanął w Bydgoszczy, do niego przyłączyli wagonik chłopi.
P.W.: Tak, Solidarność Rolników Indywidualnych też była. No i jeszcze przypomnijmy, Niezależne Zrzeszenie Studentów też powstało.
J.R.: Ależ oczywiście, taksówkarze. Policjanci, panie redaktorze, a właściwie milicjanci...
P.W.: Milicjanci wtedy.
J.R.: ...którzy byli bardziej niż my prześladowani w trudnych chwilach stanu wojennego. Nie tylko wykluczeni, ale oskarżani chyba o zdradę nawet, wie pan, bo to służba mundurowa, bo to jak gdyby naruszanie już samych pryncypiów, samych kości socjalizmu.
P.W.: Na początku pan powiedział, że tak z tą solidarnością naszą to różnie dzisiaj bywa. No, dzisiaj właściwie chyba odbyło się bez żadnych specjalnych incydentów. Pan prezydent Lech Wałęsa miał tam taki malutki incydencik, ale taki malutki rzeczywiście. Czy wszyscy antagoniści, a swego czasu bardzo blisko współpracujący ze sobą ludzie, spojrzeli na to wszystko i stwierdzili: już tyle lat minęło i dajmy sobie spokój, czy to taka cisza przed burzą?
J.R.: Ja myślę, że spojrzeli dzisiaj w lustrze, po pierwsze zauważyli, że już nie ma czego golić ani strzyc. Po drugie zauważyli, że pojawiają się nowe siły, nowi młodzi ludzie, już wychowani w demokratycznej Polsce, którzy mają swój głos, swoje nadzieje, i ich spory tych ludzi nie interesują. Oni muszą zapełnić przestrzeń wolną, przestrzeń wolnej Polski innymi aspiracjami i wymaganiami. I staliśmy się przez to, przez te spory nie tylko przegrani, ale i śmieszni. I może ta konstatacja spowodowała, że już nie uczestniczymy w tej walce krokodyli na śmierć i życie. No i drugie – chyba wybory, wyboru, wielu nadal działaczy Solidarności poczytuje sobie za zaszczyt, żeby zasiadać w parlamencie i kształtować rzeczywistość, oczywiście na miarę Solidarności.
P.W.: W każdym razie wydarzyło się to 31 lat temu, no i chyba naprawdę wtedy rozpoczęła się polska wolność. Jan Rulewski, który czynnie uczestniczył w roku 1980 w tym, w czym jesteśmy do dzisiaj. Dziękuję za rozmowę.
J.R.: Dziękuję Jedynce za wspomnienie o święcie państwowym, bo dzisiaj to święto państwowe jest.
(J.M.)