W niedzielę 15 listopada 1620 roku Warszawę obiegła szokująca wiadomość. Oto 23 letni szlachcic z ziemi sandomierskiej Michał Piekarski porwał się na majestat królewski.
Kiedy król Zygmunt III Waza, wraz ze swoim orszakiem udawał się do katedry św. Jana na mszę świętą, ukryty w przejściu szlachcic rzucił się na monarchę z czekanem i ranił go w głowę i plecy. Na szczęście dla króla przy ponownej próbie uderzenia czekan zaczepił o płaszcz członka świty. Piekarski próbował dobyć jeszcze szabli, ale wytrącił mu ją marszałek Łukasz Opaliński. W powstałym zamieszaniu zimną krew zachował królewski syn Władysław, który ranił i powstrzymał zamachowca.
Panika
Wieść o zamachu na króla lotem błyskawicy obiegła Warszawę. Mieszkańcy stolicy byli w szoku, bowiem królobójstwo nie było nigdy orężem w walce politycznej polskiej szlachty z królami. Szybko pojawiła się plotka o tym, że zamachu dokonali Tatarzy, którzy mieli przybyć do Warszawy! Tak absurdalną wersję wypadków można tłumaczyć tym, że ponad miesiąc wcześniej 7 października, Rzeczypospolita poniosła druzgocącą klęskę z Turcją pod Cecorą. W bitwie poległ jeden z najwybitniejszych wodzów epoki Stanisław Żółkiewski, co było dla ówczesnych wielkim szokiem.
Śmierć Piekarskiego: Czterema końmi ciało na cztery części roztargane, a obrzydłe trupa ćwierci na proch na stosie owym spalone zostaną. Na koniec proch w działo nabity, wystrzał po powietrzu rozproszy.
Długo i boleśnie
Piekarski trafił do więzienia. Dwa tygodnie później decyzją sejmu Piekarski został wyjęty spod prawa, ale był to dopiero początek tego co, miało spaść na niedoszłego królobójcę. Co prawda król okazując wielkoduszność przebaczył zamachowcowi, ale sejm przerażony całym wydarzeniem postanowił przykładnie ukarać Piekarskiego. Marszałek korony opracował dokładny plan pozbawienia go życia. Miało być długo i bardzo, bardzo boleśnie.
Hańbiąca śmierć
Mimo, że zamachowiec był szlachcicem poddano go okrutnym torturom zakończonym haniebną śmiercią. Na początek Piekarski miał być obwożony specjalnym wozem po Warszawie, a w wyznaczonych miejscach kat rozpalonymi szczypcami miał szarpać jego ciało. Po dotarciu na miejsce kaźni, kat został zobowiązany do włożenia mu prawej dłoni z czekanem w ogień. Kiedy dłoń „dobrze przepalona będzie” – głosił rozkaz marszałka - należało ją odciąć. Podobnie należało postąpić z lewą dłonią. Na koniec wreszcie „ czterema końmi ciało na cztery części roztargane, a obrzydłe trupa ćwierci na proch na stosie owym spalone zostaną. Na koniec proch w działo nabity, wystrzał po powietrzu rozproszy”.
Motywy zamachu
Michał Piekarski uchodził za człowieka niezwykle porywczego. Podobno w dzieciństwie rozbił sobie głowę, co mogło być początkiem choroby psychicznej. Zamach na króla nie był pierwszym występkiem Piekarskiego. Wcześniej w przypływie szału zabił na Wawelu kucharza i poranił służbę. Po tej zbrodni młodego szlachcica uznano za człowieka „niespełna rozumu” i pozbawiono prawa do zarządzania swoją wsią Bieńkowice. I właśnie to było najbardziej prawdopodobną przyczyną zamachu na króla, który według Piekarskiego był przyczyną jego upokorzeń. Szlachcic poprzysiągł zemstę i podobno nawet odbył pielgrzymkę do Częstochowy w intencji zabicia króla. Z przeprowadzonego śledztwa wynikało, że Piekarski działał sam. Zeznania niedoszłego zamachowca, wydobywane torturami stały się źródłem powiedzenia pleść jak Piekarski na mękach, co znaczy mówić od rzeczy. Ponieważ Piekarski był kalwinem, wkrótce pojawiła się plotka, że zamach został dokonany z inspiracji Radziwiłłów, którzy obawiali się dalszych rządów arcykatolickiego króla.
Swój nieszczęsny żywot Michał Piekarski zakończył na placyku zwanym Piekiełkiem przy wylocie ulicy… Piekarskiej.
(p.d)