Klęski żywiołowe, wśród których największą grozę budziły epidemie, nawiedzały Europę oraz Polskę przez długie stulecia. Pierwsze wzmianki źródłowe o chorobach zakaźnych na ziemiach polskich dotyczą początku XI wieku. Jak pisał kronikarz Jan Długosz "Głód, mór i zaraza okropne panował tymi czasy nie tylko w Polsce, ale i w całym prawie świecie".
Historia chorób zakaźnych. Najtragiczniejsza była dżuma, czyli "czarna śmierć"
Czarna śmierć
Od tamtej pory epidemie cyklicznie nawiedzały polskie ziemie. Największym zagrożeniem okazała się zaraza z połowy XIV wieku, która przyniosła spustoszenie Europy. Ze względu na jeden z objawów, jakie wywoływała – czarne plamy pojawiające się na ciele zakażonych – zyskała niesławne miano "czarnej śmierci".
"Czarna śmierć" najprawdopodobniej rozprzestrzeniła się z Mongolii na pozostałe rejony Azji. Choroba trafiła do Europy w październiku 1347 roku na pokładach genueńskich okrętów, które powróciły do Włoch z Krymu. Marynarze szybko zaczęli umierać w cierpieniach, a niedługo później zaraza zaczęła się rozprzestrzeniać na resztę kontynentu.
Stopniowo, w kilku falach do 1353 roku objęła niemal całą Europę. Epidemia rozprzestrzeniała się szczególnie szybko w przeludnionych miastach. Historycy oceniają, że w wyniku zarazy mogła umrzeć nawet jedna trzecia ludności Europy.
"Czarna śmierć". Stosowaliśmy zasadę #zostańwdomu już w średniowieczu. Dlaczego Polska ucierpiała mniej od innych państw Europy?
Często można znaleźć informację jakoby ówczesna zaraza ominęła Królestwo Polskie. Przekazy źródłowe pokazują jednak, że płace robotników na ziemiach polskich wzrosły proporcjonalnie do zarobków w Europie zachodniej. Mogłoby to sugerować, że również w Polsce wystąpiła zaraza, która zabiła dużą część populacji.
Co ciekawe, "czarna śmierć" miała pewne pozytywne skutki. Zmniejszenie liczby ludności spowodowało poprawę warunków życia pozostałych przy życiu – widać to na podwyższeniu wzrostu ludzi w późnym średniowieczu spowodowanego polepszeniem diety zarówno pod względem ilości jak i jakości pożywienia.
– Ziemie polskie się w to wpisują. Wiemy, że była dżuma, ale nie wiemy, jakie były jej rozmiary. Zupełnie nie ma pomysłu na to, żeby je oszacować, bo nie ma materiału źródłowego. Niektórzy mówią, że może była, ale nie miała wielkiego znaczenia. Wpływ dżumy widać jednak po wysokości ciała, która wzrosła w późnym średniowieczu, a w epoce nowożytnej widać jej spadek i to nawet do poziomu poniżej wczesnego średniowiecza – mówił prof. Michał Kopczyński w audycji Katarzyny Kobyleckiej z cyklu "Czas na naukę".
Zaraza towarzyszką ludzi
"Czarna śmierć" – nawet jeżeli miałaby w dużym stopniu ominąć Polskę – bez wątpienia wywarła ogromne piętno na świadomość ówczesnych ludzi. Większość średniowiecznych klęsk w Polsce jest opisywanych przez kroniki napisane w drugiej połowie XIV wieku i w XV wieku. Strach przed czarną śmiercią bez wątpienia wpłynął na kronikarzy.
Lęk przed wszechobecną śmiercią, w szczególności nagłą, nieustannie towarzyszył ludziom późnego średniowiecza. Widać to na przykładzie popularności traktatów nauczających "dobrego umierania" albo w najważniejszym polskim utworze poetyckim średniowiecza – "Rozmowach mistrza Polikarpa ze śmiercią".
Dżuma przez długie lata, aż po XVII wiek, cyklicznie powracała w Europie i w Polsce. W XV-wiecznym Krakowie epidemie powtarzały się średnio co kilka lat. Ludzie żyli w świadomości zagrożenia chorobami zakaźnymi, których liczba wzrastała wraz z odkryciami geograficznymi i wzrostem mobilności podróżnych. Takie słowa jak cholera, gruźlica, kiła lub zimnica budziły grozę.
W wielu polskich miejscowościach można obecnie spotkać zabytki strachu przed chorobami zakaźnymi, takie jak cmentarze epidemiczne. Były zlokalizowane z dala od skupisk ludzkich, dokonywano na nich skromnych pochówków, bardzo często w zbiorowych mogiłach.
Inną próbą obrony przed epidemiami było stawianie tzw. krzyży cholerycznych, zwanych również morowymi. Często przybierały formę z dwoma poprzecznymi ramionami i miały na celu ochronę przed zarazami.
Tragiczna w skutkach pod względem klęsk spadających na ziemie polskie okazała się połowa XIX wieku. Na lata 40. oraz 50. w całej Europie cieniem rzuciły się klęski głodu, spowodowane w dużej mierze zarazą ziemniaczaną. Wraz z nim szybko zaczęły pojawiać się epidemie chorób zakaźnych, które dziesiątkowały głodujących.
Lekarz Kazimierz Chechłowski na początku XX wieku zauważył, że ludność Królestwa Polskiego, które znajdowało się na terenie zaboru rosyjskiego, zmniejszyła się w latach 1846-1855 o 200 tysięcy osób.
Filtry Lindleya – perfekcyjna myśl technologiczna
Na przełomie XIX i XX wieku na ziemiach polskich nastąpił spadek nawrotów epidemii. Wiązał się z zakończeniem cyklicznie powtarzających się okresów klęsk głodu, którym towarzyszyły zarazy chorób zakaźnych spowodowane osłabieniem odporności niedożywionej populacji. W miastach stopniowo wprowadzano nowoczesne urządzenia sanitarne, które pozwalały ograniczyć czynniki ryzyka rozwoju epidemii.
Zmierzch epidemii?
XX wiek zmniejszył zagrożenie epidemiologiczne wraz z postępem medycyny, który pozwolił na lepsze diagnozowanie i leczenie groźnych chorób. Nie oznaczało to jednak całkowitego wyeliminowania ryzyka.
Tuż po I wojnie światowej niepodległą Polskę nie ominęła pandemia grypy zwanej "hiszpanką", która na całym świecie pochłonęła więcej ofiar śmiertelnych niż Wielka Wojna, która pochłonęła 14 milionów ofiar. Polscy lekarze zauważyli pierwsze objawy choroby latem 1918 roku. Szybko zaczęła się rozprzestrzeniać i zbierać śmiertelne żniwo, podobnie jak w innych krajach na świecie. Szczególną trwogę budziły wieści z Krakowa i Lwowa, najbardziej dotkniętych grypą. Lekarz Karol Rozenfeld wspominał:
"Zaskoczeni znienacka, staliśmy wszyscy bezradni w obliczu klęski, której ogromu ani zmniejszyć, ani nawet w przybliżeniu określić nie byliśmy w stanie. Ogólne uczucie grozy zwiększała niemoc terapii, bezowocność wszystkich wysiłków w przypadkach złośliwych, szybko kończących się śmiercią".
"Hiszpanka" zabiła od 21 do 25 milionów osób.
57 lat temu czarna ospa zaatakowała Wrocław
Jednym z ostatnich dużych zagrożeń epidemicznych w Polsce było pojawienie się ospy prawdziwej we Wrocławiu w 1963 roku. Została przywieziona przez pracownika Służby Bezpieczeństwa, który powrócił z Indii. Od lipca do września miasto było objęte stanem epidemii i otoczone kordonem sanitarnym. Udało się zatrzymać liczbę zakażonych na 99 przypadkach. Niestety siedmiu z chorych zmarło.
Szymon Antosik