PAP: Spotkał się pan w środę z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem. Z rozmowy powstał jedynie krótki komunikat, a jednocześnie słyszeliśmy, że była ona udana. Co zatem udało się osiągnąć?
Minister Zbigniew Rau: Ta rozmowa faktycznie spełniła nasze oczekiwania, omówiliśmy sposób prowadzenia przez Polskę przewodnictwa Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. Polska obejmuje przewodnictwo 1 stycznia 2022 roku i aby ta prawie 50-letnia organizacja, skupiająca ponad 50 państw, mogła funkcjonować potrzebna jest rzecz zasadnicza: konsensus. Tak się składa, że Rosja należy do tych państw, od których zależy uzyskanie tego konsensusu i w przypadku którego uzyskanie konsensusu jest trudniejsze niż u innych państw. Skoncentrowałem się na zapewnieniu ze strony rosyjskiej, że posiada ona taką wolę budowania konsensusu i uczestniczenia w tym budowaniu w sprawach, które teraz wydają się najtrudniejsze.
Ale co najważniejsze przeprowadziłem też inne rozmowy z państwami, po których spodziewałem się przyszłych trudności jeśli chodzi o budowę konsensusu. Spotkałem się z ministrami spraw zagranicznych zarówno Azerbejdżanu, jak i Armenii. Wiemy, że choć obowiązuje tam zawieszenie broni, to jednak sam konflikt trwa nadal, a stanowiska tych krajów są radykalnie odmienne. To rzutuje na trudności uzyskania w przyszłości zgody na sprawy, które ich dotyczą, ale też dotyczą całej organizacji.
PAP: Czy omawiał pan z ministrem Ławrowem sprawę wojny na Ukrainie, której Rosja jest stroną? W tej sprawie trudno chyba o konsensus?
ZR: Oczywiście kwestia Ukrainy została poruszona, niemniej jednak my na tym pierwszym spotkaniu z ministrem Ławrowem mówiliśmy przede wszystkim o zasadach funkcjonowania OBWE i to, jak powinny one wyglądać z perspektywy naszego przewodnictwa i udziału Rosji.
PAP: Było to pierwsze spotkanie szefów dyplomacji Polski i Rosji od ponad dwóch lat. Czy to sygnał jakiejś zmiany w tych relacjach?
ZR: Myślę, że jest stanowczo zbyt wcześnie, by o tym mówić. Trudno teraz wyrokować po tym pierwszym spotkaniu, koncentrowaliśmy się na sprawach OBWE i po to doszło do tego spotkania.
PAP: Ale strona rosyjska w swoim komunikacie podała, że rozmowa dotyczyła też kwestii dwustronnych. Jakie to były tematy?
ZR: To prawda, choć ja bym powiedział inaczej: rozpoczęliśmy takie rozmowy, a raczej zasygnalizowaliśmy potrzebę takich rozmów. Dlatego za wcześnie, by teraz o tym mówić.
PAP: Jesteśmy niedługo po rocznicy 17 września. Sprawy historyczne były jednym z tych tematów?
ZR: Omówiliśmy niektóre rzeczy interesujące obie strony.
PAP: Podczas wystąpienia prezydenta Andrzeja Dudy na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ padły mocne słowa o „ataku hybrydowym” ze strony Białorusi. Czy mówił pan o tym podczas swoich spotkań w Nowym Jorku?
ZR: Tak, o Białorusi i jej hybrydowym ataku na nasze granice, granice Unii Europejskiej rozmawiamy stale z naszymi europejskimi partnerami. Ale tu w Nowym Jorku poruszałem też tę kwestię z partnerami pozaeuropejskimi. Jeśli rozmawiam z państwami arabskimi, Arabią Saudyjską, Irakiem, Jordanią, czy Bahrajnem, to zawsze mówię o sprawie tej rekrutacji migrantów, której dokonuje reżim (Alaksandra) Łukaszenki, grając rolę biura podróży, którego celem jest komercyjne przerzucenie tych osób do Unii Europejskiej. Przede wszystkim do Niemiec, bo tak wygląda ta oferta. Wskazałem w tych rozmowach, że zasadne jest informować potencjalnych zainteresowanych taką wyprawą, że ona nie odniesie zapowiadanego przez władze białoruskie skutku. A skala niebezpieczeństw, jak pokazuje sytuacja na granicy, jest ogromna.
PAP: I co pan usłyszał ze strony bliskowschodnich partnerów?
ZR: Zrozumienie dla naszej sytuacji i zapowiedź spełnienia naszego oczekiwania. A oczekujemy, by te rządy wywarły nacisk, także w takiej formule informacyjnej, sprzeciwiając się temu procederowi. Przede wszystkim przekonując potencjalnych chętnych do podróży, że to przedsięwzięcie nie może zakończyć się sukcesem.
PAP: Spotkał się pan też ze swoją odpowiedniczką z Australii Marise Payne. Australijska decyzja o odejściu od kontraktu z Francją na okręty podwodne na rzecz współpracy z USA i Wielką Brytanią wywołała kryzys dyplomatyczny. Francja twierdziła przy tym, że jest to kwestia dotycząca całej Unii. Jakie stanowisko ma pan w tej kwestii?
ZR: Argument tu jest taki, że jeśli chodzi o region Indo-Pacyfiku tam faktycznie zaangażowana jest tylko Francja, a tym samym przez Francję także Unia Europejska. W rozmowie z panią minister wskazywałem, że ten spór doprowadził do powstania pewnej bariery psychologicznej we wzajemnej komunikacji. Ta komunikacja może nie będzie przez pewien czas najbardziej komfortowa. Mimo to nie może to prowadzić do trwalszych rozdźwięków między państwami partnerskimi. Dla dobra całej wspólnoty Zachodu, konieczne jest, by przełamać tę barierę w komunikacji, ale też współpracy militarnej.
PAP/dad