„Wraz z nową wojną, którą Rosja rozpętała przeciwko Ukrainie, słowa prezydenta Lecha Kaczyńskiego, wypowiedziane w Tbilisi 12 sierpnia 2008 r., bardzo boleśnie przypomniały, że chociaż świat się zmienia i idzie do przodu, rosyjski model działania, dążenie do ujarzmiania sąsiadów, niestety się nie zmienia” – mówi PAP gruziński analityk, szef think tanku Geocase Wiktor Kipiani.
„Świetnie wiemy, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze państwa bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!” – mówił polski prezydent prof. Lech Kaczyński 12 sierpnia 2008 r. na Alei Rustawelego w Tbilisi. Prezydent RP wraz z przywódcami Estonii, Litwy, Łotwy i Ukrainy udał się do Gruzji w geście solidarności i wsparcia. Od czterech dni trwała już wojna rosyjsko-gruzińska.
Tego samego dnia Francja, pełniąca prezydencję w UE, doprowadziła do podpisania porozumienia, nazywanego od nazwisk sygnatariuszy - prezydentów Rosji i Francji - porozumieniem Miedwiediew-Sarkozy. Według relacji ówczesnego prezydenta Gruzji Sarkozy naciskał na przyjęcie rosyjskich warunków, bo „ani on, ani George Bush nie wyślą żołnierzy”.
„Niestety, tamte słowa Lecha Kaczyńskiego nie zarezonowały w wystarczającym stopniu w społeczności międzynarodowej. Nieodrobione lekcje wypłynęły później w postaci pełnoskalowej wojny na Ukrainie” – mówi Kipiani. Po wojnie rosyjsko-gruzińskiej Rosja uznała „niepodległość” dwóch separatystycznych regionów – Osetii Południowej i Abchazji (Tbilisi nie kontrolowało ich od początku lat 90., jednak społeczność międzynarodowa, w tym Rosja, uznawały je za część Gruzji). W 2014 r. Rosja anektowała Krym i rozpoczęła wojnę w Donbasie, także przy pomocy tzw. „separatystów”. W lutym 2022 r. armia rosyjska rozpoczęła pełnoskalową inwazję na Ukrainę.
„Gruzja była pierwszą salwą rosyjskich działań, mających na celu podważenie i zmianę porządku w Europie po II wojnie światowej. Chociaż Gruzja otrzymała wówczas wsparcie, w tym w postaci właśnie tej słynnej wizyty prezydentów, nie było kontynuacji w postaci zdecydowanej reakcji społeczności międzynarodowej. To samozadowolenie i pozostawanie w strefie komfortu zaowocowało o wiele większym konfliktem niż wojna w Gruzji” – dodaje rozmówca PAP. Mówiąc o przyczynach braku „odpowiedniej reakcji Zachodu”, Kipiani ocenia, że chodzi m.in. o odmienną percepcję zagrożeń w Europie Zachodniej i Wschodniej.
„Ona wpływa na ocenę i rozumienie ryzyka, zagrożeń. Polska, kraje Europy Wschodniej rozumieją je inaczej, w oparciu o swoje doświadczenie historyczne. I w tym kontekście nie jest przypadkiem, że głos Polski, zarówno w czasie wojny z Rosji z Gruzją, jak i teraz – w czasie wojny przeciw Ukrainie, jest tak bardzo słyszalny” – zaznacza Kipiani.
„Druga przyczyna, i to trzeba uczciwie powiedzieć, to to, że od zakończenia zimnej wojny, stosunki międzynarodowe stały się bardziej skomercjalizowane. I czasami handel, zyski, biznes przeważają nad pełnym poszanowaniem zasad prawa międzynarodowego i wartości. W pewnym sensie polityka stała się towarem” – diagnozuje rozmówca PAP.
Jak dodaje, wojna na Ukrainie ten stan rzeczy zmieniła, ale „z perspektywy Gruzji wciąż czujemy brak odpowiedniego zrozumienia, brak zasobów, zaangażowania, woli politycznej, by znaleźć odpowiednią odpowiedź na zagrożenia”. Jak mówi, wciąż pokutuje „geopolityczne” podejście do takich krajów jak Gruzja, Ukraina czy Mołdawia jak do „ziemi niczyjej” i przekonuje, że potrzebują one zdecydowanych kroków, uznania za część społeczności euroatlantyckiej.
„To nie chodzi tylko o wsparcie obronne czy militarne, ale o zdecydowane decyzje polityczne. Od czasu wojny rosyjsko-gruzińskiej ambiwalencja zachodniej polityki przypominała politykę appeasementu wobec Rosji. Bardzo mam nadzieję, że wojna w Ukrainie będzie ostatnim dzwonkiem alarmowym dla Zachodu i jego instytucji i że nie pojawi się znowu pytanie: kto będzie następny” – mówi Kipiani.
„Nieprzypadkowo wspomniałem o Polsce. Polityka jest zawsze realizowana przez jednostki i w tym sensie Lech Kaczyński stał się dla Gruzinów symbolem, cieszy się ich szczerym szacunkiem. Ale Polska zawsze konsekwentnie broniła obrony interesów narodowych byłych republik radzieckich. Mamy poczucie, że Polska oraz część krajów w Europie Wschodniej, lepiej rozumie nasze bóle, cierpienia, ale także nasze aspiracje” – zaznacza analityk.
„Z punktu widzenia Gruzji znaczenie Polski jest szczególne - ze względu na jej rolę w społeczności euroatlantyckiej, dużą gospodarkę, znaczenie militarne, wpływ polityczny. Relacje z Polską to nie tylko kwestia stosunków dwustronnych, ale mają one ważny wymiar w relacjach Gruzji z Europą i Zachodem” – podsumowuje.
PAP/ks