PoW niedzielę w mediach społecznościowych pojawił się spot, w którym szef MON Mariusz Błaszczak, wyjaśnia, jak niebezpieczne dla Polski były plany obrony terytorium naszego kraju na linii Wisły. W spocie pojawiają się zdjęcia dokumentów, w tym fragmentów planu użycia Sił Zbrojnych RP w ramach samodzielnej operacji obronnej, zatwierdzony przez b. szefa MON Bogdana Klicha.
Do materiałów odniósł się gen. Waldemar Skrzypczak. Ocenił, że dyrektywę dot. obrony Polski na linii Wisły wymyślili politycy, a nie wojskowi. - To wymysł polityków, którzy nigdy nie konsultowali tego z wojskowymi. Co więcej, w ogóle nas nie słuchali - powiedział generał. - Żaden plan operacji, przynajmniej w ćwiczeniach, które wtedy robiliśmy nie przewidywał wycofania się aż za Wisłę - dodał.
Pierwsze uderzenie Rosjan trudne do wytrzymania
Podkreślił, że przy założeniu, że NATO nie udzieliłoby Polsce pomocy, "trudno byłoby wytrzymać pierwsze uderzenie armii rosyjskiej".
Jednocześnie przypomniał, że Polska za rządów PO-PSL była już członkiem Sojuszu Północnoatlantyckiego. - W tamtym czasie zakładano, że na wojska amerykańskie czekalibyśmy do trzech miesięcy - ujawnił generał Skrzypczak.
Gen. Skrzypczak wyjaśnił, że założenia ówczesnych dowódców Wojska Polskiego opierały się o rozpoznanie satelitarne USA. - Zakładaliśmy, że jeżeli faktycznie miałoby dojść do agresji rosyjskiej na Polskę, to nie dałoby się tego ukryć. Amerykańskie rozpoznanie satelitarne odpowiednio wcześniej uprzedziłoby nas i innych członków NATO o szykowanej próbie agresji. To nie stałoby się z dnia na dzień. Kiedy Rosjanie i Białorusini prowadzili ćwiczenia "Zapad", to też wiedzieliśmy o nich wszystko - tłumaczył. Dodał, że po rozpoznaniu zagrożenia część sił NATO znalazłaby się w Polsce z wyprzedzeniem, a wojska polskie miały ruszyć na pozycje.
Skrzypczak: likwidowanie jednostek - błędem
Generał Waldemar Skrzypczak pytany o to, czy polityczna koncepcja obrony Polski na linii Wisły, to konsekwencja likwidowania jednostek wojskowych odpowiedział: "Być może. Likwidowanie jednostek było ogromnym błędem. To były decyzje polityczne, a nie wojskowe. Protestowaliśmy, ale nas nie słuchano".
Przypomniał rozmowę z ówczesnym szefem MON na temat przyszłości 1 Warszawskiej Dywizji Zmechanizowanej im. Tadeusza Kościuszki, której dowódcą był gen. Tadeusz Buk. - Pamiętam, że na naradzie w Wesołej ówczesny szef MON Bogdan Klich, na pytanie moje i Buka, czy planuje zlikwidować 1. Dywizję Zmechanizowaną odpowiedział, że absolutnie nie ma takich zamiarów. Po prostu skłamał - mówił gen. Skrzypczak.
Rosjanie doszliby do Warszawy
Jak wspominał, w 2010 roku gen. Tadeusz Buk zginął w katastrofie smoleńskiej. - Chwilę po tym rozformowano 1. Dywizję - wspominał generał. - Przy założeniu, że nie ma 1. Dywizji, przy potencjale, którym wtedy dysponowaliśmy i bez wsparcia NATO, Rosjanie doszliby do Warszawy. Jestem o tym przekonany - dodał Skrzypczak.
Przedstawił też konsekwencje likwidacji 1. Dywizji. - Rosjanie zostawiliby za sobą spaloną ziemię. Między Wisłą a Bugiem nie zostałoby nic. To samo zrobili na Ukrainie. Musielibyśmy odbijać okupowane przez Rosjan ziemie - mówił gen. Waldemar Skrzypczak.
W jego ocenie politycy traktowali armię jako źródło oszczędności. - Nie rozumieli tego, czemu ma służyć armia i do czego jest powołana. Szukali oszczędności, a w konsekwencji likwidowali swoje wojsko. Te decyzje nie były w żadnym sensie uzasadnione wojskowo – stwierdził Waldemar Skrzypczak.
Wskazał, że rozbudowywanie możliwości Wojska Polskiego, to słuszne posunięcie. - Putin rozumie wyłącznie język siły - ponieważ, jak podkreślił gen. Waldemar Skrzypczak.
PAP/dad