W wyszukiwarkach internetowych wysoko są pozycjonowane media reżimowe w przeciwieństwie do artykułów opozycyjnych mediów. To wszystko sprawia wrażenie, jakby firmy internetowe postępowały według cenzury narzuconej przez reżim w Mińsku.
Brukselska korespondentka Polskiego Radia Beata Płomecka spytała wiceprzewodniczącą Komisji wprost - czy duże firmy technologiczne są narzędziami w rękach białoruskiego reżimu. - Nie użyłabym tak ostrych i stanowczych sformułowań. Jestem w bardzo częstym kontakcie z szefami Google i innych dużych platform internetowych i nie powiedziałabym, że celowo współpracują z Łukaszenką lub innymi dyktatorami. Ale prawdą jest, że na wszystkich moich spotkaniach podkreślam, że powinni oni bardziej aktywnie wspierać dziennikarzy, którzy są na emigracji. Teraz niezależne media w języku białoruskim są w wynikach wyszukiwarek internetowych na dalszych pozycjach, ponieważ konkurują z rosyjskimi kanałami - powiedziała Vera Jourova.
Zdaniem wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej jednym z rozwiązań tej sytuacji mogłoby być włączenie języka białoruskiego do serwisów internetowych gigantów. - To by zdecydowanie pomogło, ponieważ język białoruski jest bardzo ważnym elementem białoruskiej tożsamości. Powiedziałbym, że każdy język jest drogowskazem dla narodów. Białoruski naród cierpi z powodu działań okropnego reżimu Łukaszenki. Dlatego uważam, że białoruski język powinien być uwzględniony i otrzymać wystarczająco mocne uznanie - dodała Vera Jourova.
Na pytanie o ewentualne sankcje wobec białoruskich mediów reżimowych, podobne do tych, nałożonych na rosyjskie, wiceprzewodnicząca Komisji wypowiadała się ostrożnie. Tłumaczyła, że w przypadku rosyjskich mediów były mocniejsze argumenty, w domyśle do obrony ewentualnej sprawie przed unijnym Trybunałem, bo bezpośrednio wsparły napaść na Ukrainę.
IAR/dad