Wiralowe wpisy w mediach społecznościowych sugerujące, że szef NATO Mark Rutte zagroził "wykluczeniem Stanów Zjednoczonych z sojuszu, jeśli Donald Trump odda Ukrainę Rosji", są fake newsem, którego źródłem jest według amerykańskiego Newsweeka rosyjskie konto na Telegramie. W rzeczywistości Rutte nie groził prezydentowi elektowi i zadeklarował, że liczy na współpracę. "Rozmawiałem z @realDonaldTrump, aby osobiście pogratulować mu jego niezwykłego zwycięstwa w wyborach. Nie mogę się doczekać, aby go wkrótce zobaczyć. Będziemy współpracować, aby stawić czoła licznym wyzwaniom bezpieczeństwa, przed którymi stoimy" – napisał Rutte na platformie X.
"To co naprawdę myśli Rutte i co mówi jako sekretarz generalny sojuszu nie ma znaczenia. Został bohaterem fake newsa ze względu na stanowisko, które pełni, bo Rosjanie chcą uderzyć w NATO" – wyjaśnił PAP dr Michał Marek i dodał, że Kreml myśli dalekosiężnie, dlatego nie chodzi wyłącznie o obecną sytuację na Ukrainie, ale o osłabienie Unii Europejskiej i NATO. "Dlatego zwracałbym szczególną uwagę na to, że takie działania służą podważeniu zaufania do NATO jako całości, do tego, że sojusz jest strukturą na tyle silną i zjednoczoną, że w obliczu zagrożenia zagwarantuje bezpieczeństwo. W myśl założenia Moskwy, jeśli społeczeństwa zachodnie nie będą ufać, że NATO jest gwarantem bezpieczeństwa, to wówczas otworzą się na podległość wobec Rosji, na przyjmowanie jej żądań, albo będą szukać alternatywy dla UE i sojuszu orientując się choćby na BRICS" – powiedział dr Marek.
Powtarzające się pogłoski
Pogłoski o możliwości oddania Rosji części terytorium Ukrainy w zamian za pokój krążyły już w trakcie kampanii prezydenckiej w USA. Donald Trump obiecał wówczas natychmiastowe zakończenie wojny, ale nie zdradził, jak tego dokona. Putin powiedział, że pokój jest możliwy tylko wtedy, gdy Ukraina odda cztery regiony na południu i wschodzie kraju, a także Krym. Zażądał również, aby Kijów zrezygnował z planów przystąpienia do NATO. Jak jednak spekulowano w brytyjskich mediach, skutecznym sposobem nacisku na Putina byłaby np. zgoda USA na użycie zachodnich pocisków dalekiego zasięgu do uderzania w cele znajdujące się w Rosji, czego administracja Bidena do tej pory Kijowowi odmawiała.
Innym przykładem rosyjskiego przekazu uderzającego w NATO, nagłośnionego przez znane z szerzenia dezinformacji konta w polskiej infosferze, jest manipulacja treścią artykułu brytyjskiego dziennika "The Times". W tekście opublikowanym w niedzielnym wydaniu tej gazety pt. "Polska prosi Brytyjczyków o pomoc w ochronie Ukrainy po zwycięstwie Trumpa" ogłoszono, że polski premier chciałby zbudować blok państw, m.in. z Wielką Brytanią, aby zapobiec "sprzedaży Ukrainy przez Zachód", gdy Donald Trump dojdzie do władzy. Jednak według rosyjskiego przekazu w mediach społecznościowych Polsce nie chodzi o przyszłość Ukrainy, ale o własny interes i dlatego Warszawa dąży do przedłużenia wojny.
Cel rosyjskiej narracji
Według dr Michała Marka, celem tej rosyjskiej narracji jest ukazanie USA jako państwa, które po objęciu prezydentury przez Trumpa porzuci Europę na pastwę Rosji. "W tym kontekście Polska jest kreowana na kraj, który będzie przeciwdziałać rzekomym amerykańskim planom i wraz z W. Brytanią będzie próbowała budować nowy blok państw - podżegaczy wojennych, starających się przedłużyć wojnę za wszelką cenę. Po drugiej stronie stoi w tej rosyjskiej narracji dobry Trump, który dąży do zakończenia wojny, do zmuszenia Europy i Ukrainy do podpisania pokoju z Rosją" – powiedział PAP dr Marek i zastrzegł, że stosunek Kremla do Trumpa może się jeszcze zmienić.
"Już w pierwszej kadencji był on kreowany w rosyjskich przekazach na polityka prorosyjskiego, który odmieni stosunek Zachodu do Rosji. Później strona rosyjska bez zmrużenia oka zmieniła narrację i Trump został w ich przekazach takim samym rusofobem jak inni amerykańscy prezydenci. Dlatego oficjalne media rosyjskie nie wystawiają dziś Trumpowi jakiejś wyjątkowej laurki. Oni wolą sobie zostawić możliwość zmiany narracji. Rosjanie mogą wręcz zakładać, że Trump nie będzie na dłuższą metę działać w ich interesie, choć obecnie jego interes, ze względu na obietnice wyborcze jakie złożył, może być częściowo zbieżny z interesami Kremla" – podsumował dr Marek.
PAP/dad