Po publikacji raportu we wtorek 4 listopada, w stołecznej dzielnicy rządowej wystrzeliły korki od szampana. KE stwierdziła m.in., że Kijów pozostaje głęboko zaangażowany w integrację z UE, pomyślnie zakończył etap przeglądu (screeningu) zgodności krajowego prawa z unijnym i poczynił postępy w kluczowych reformach. Co ważne, stwierdzono, że Ukraina jest obecnie gotowa do otwarcia 3, a do końca roku może osiągnąć gotowość do otwarcia wszystkich 6 klastrów. Możliwe jest także zakończenie tzw. negocjacji akcesyjnych w 2028 r o ile jeszcze bardziej przyspieszy implementację reform, szczególnie w zakresie rządów prawa. W efekcie prezydent Zełenski stwierdził, że to najlepsza ocena jaką Ukraina uzyskała od 2023 r., a hurraoptymistyczny ton przejął wicepremier odpowiedzialny za integrację europejską Taras Kaczka. Euforię podparł danymi liczbowymi: poprawę postępów odnotowano w 15 rozdziałach, w 12 postęp oceniono jako wysoki („good progress”), w żadnym z rozdziałów nie odnotowano spadku ogólnej oceny przygotowania do członkostwa w UE, a w 11 rozdziałach wskazano wzrost ogólnej oceny.
Dobre nastroje w Kijowie wynikają z zaskoczenia aż tak pozytywną wymową raportu. Przed publikacją obawy, że dokument będzie zawierał ostre oceny stanu praworządności, były w zasadzie powszechne. Co więcej, w oficjalnych komunikatach władze przemilczają niewygodne wnioski raportu, co z satysfakcją wytyka im opozycja oraz antykorupcyjne watchdogi. W czym rzecz? Chodzi o praktyczne działania władz w ciągu ostatnich miesięcy, które stoją w sprzeczności z deklarowanymi celami. W lipcu na Ukrainie doszło do próby ograniczenia niezależności i kompetencji kluczowych instytucji antykorupcyjnych - Narodowego Biura Antykorupcyjnego (NABU) i Specjalnej Prokuratury Antykorupcyjnej (SAP). Wywołało to pierwsze od początku rosyjskiej inwazji protesty społeczne, po których rządzący wycofali się z kontrowersyjnych rozwiązań, lecz szykany ze strony kontrolowanych przez władze Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) i Państwowe Biuro Śledcze (DBR) wobec funkcjonariuszy tych instytucji nie ustały. Z kolei pod koniec października aresztowano Wołodymyra Kudryckiego, b. szefa Ukrenerho - operatora systemu energetycznego Ukrainy, pod słabo udokumentowanym zarzutem sprzeniewierzenia państwowych środków.
Raport KE piętnuje te patologie, choć w tekście dokumentu i publicznej komunikacji ich nie eksponuje. Bruksela nie chce dać ani Rosji, ani unijnym sceptykom integracji Ukrainy pretekstu do krytyki. Dość dokładnie także – szczególnie jak na wyważony język brukselskich dokumentów - wskazuje, co Kijów musi zrobić. „Silne rekomendacje” co do działań naprawczych dotyczą przede wszystkim klastra 1 Prawa Podstawowe (Fundamentals). Obejmuje on m.in. rządy prawa i walkę z korupcją i ma kluczowe znaczenie dla dalszego przebiegu negocjacji, gdyż od jego otwarcia zależy otwarcie także pozostałych. Bezprecedensowe są sugestie zmiany kierownictwa Narodowej Policji Ukrainy i Państwowego Biura Śledczego. Mocno brzmi też krytyka opóźnień z zapełnieniem wakatów w Sądzie Konstytucyjnym, a także zalecenie uchwalenia ustawy o procedurze wyboru i zwolnienia prokuratora generalnego.
Ogólnie pozytywny wydźwięk raportu dowodzi olbrzymiej pracy wykonanej przez ukraińską administrację, parlament i społeczeństwo obywatelskie, niestrudzenie wspierające państwo w reformach. Niemniej istnieje ryzyko, że miękka krytyka prób wzięcia pod but instytucji antykorupcyjnych i zastraszania aparatu urzędniczego przez otroczenie prezydenta utwierdzi rządzących w przekonaniu, że próby te można kontynuować. Uprawdopodabnia to fakt, że w dniu opublikowania raportu, NABU poinformowało, że nocą prokuratorzy przeprowadzili rewizję w domu funkcjonariusza Biura w użyciem siły fizycznej i bez zgody sądu. Z kolei dzień później parlament przyjął w pierwszym czytaniu ustawę ograniczającą działanie mediów.
Tadeusz Iwański - kierownik Zespołu Białorusi, Ukrainy i Mołdawii w Ośrodku Studiów Wschodnich. W latach 2006-2011 pracował w Polskim Radiu dla Zagranicy.