"Czy ceną za wsparcie Rosji dla Alaksandra Łukaszenki podczas białoruskich protestów będą ustępstwa na rzecz Moskwy w planach integracji obu krajów?" – zastanawiają się białoruscy eksperci, komentując poniedziałkowe spotkanie obu przywódców.
- W czasie rozmów w Soczi Łukaszenka nieoczekiwanie podniósł temat "map drogowych integracji". Tych samych, na których sojusznicy jak na skórce od banana poślizgnęli się w 2019 r. - mówi PAP Kłaskouski, białoruski publicysta, komentator niezależnego portalu Naviny.by.
W cieniu rosyjsko-białoruskiego sporu o kształt integracji obu państw w ramach państwa związkowego upłynął cały 2019 r., a potem sprawa przycichła, m.in. na tle kampanii wyborczej i protestów przeciwko Łukaszence w 2020 r.
Moskwa nie rezygnuje z Mińska
Kłaskouski podejrzewa jednak, że Moskwa nie zrezygnowała z planów silniejszego wciągnięcia Mińska w swoją orbitę, w tym – wprowadzenia wspólnej waluty i wspólnych struktur ponadrządowych.
Zdaniem eksperta Kreml powrócił do tematu na tle białoruskich protestów, kiedy osłabiony Łukaszenka potrzebował rosyjskiego wsparcia i je otrzymał. - Jak można było nie wykorzystać osłabionej pozycji narowistego partnera, który wcześniej kręcił nosem? - zauważa analityk.
Wynikało to z poniedziałkowych wypowiedzi Łukaszenki, który dopiero teraz przyznał, że sprawę "map drogowych integracji" poruszono już podczas poprzednich rozmów w cztery oczy w Soczi we wrześniu, a obecnie kontynuowane są negocjacje na ten temat.
Spotkanie liderów
W poniedziałek sześciogodzinnym rozmowom w Soczi i wspólnej przejażdżce na nartach towarzyszyły raczej skąpe komentarze obu liderów. Łukaszenka powiedział jednak, że "pozostało sześć-siedem map, nad którymi pracują rządy" obu krajów. - Wszystkie pozostałe w sumie są gotowe do podpisania. Mamy plan działań - oświadczył białoruski lider.
- Dlaczego społeczeństwo praktycznie nic nie wie o tych nowych zadaniach rządu? Nie wiadomo nawet, jak nazywają się te nowe mapy, nie mówiąc już o ich treści - wskazuje Kłaskouski.
Przypomina, że w 2020 r. Łukaszenka sam zarzucał Moskwie, że jej plan integracji to de facto plan "połknięcia Białorusi".
Sytuacja Łukaszenki uległa zmianie
- W Moskwie myślenie raczej się nie zmieniło, a zmieniła się sytuacja Łukaszenki. Po ubiegłorocznych wyborach (prezydenckich) i późniejszych wstrząsach jego legalność ucierpiała, a zależność od Kremla - poważnie wzrosła - wskazuje Kłaskouski, konstatując, że nowa wersja pogłębionej integracji „nie wróży nic dobrego dla białoruskiej suwerenności”.
Z kolei politolog Waler Karbalewicz uważa, że Łukaszenka ma obecnie więcej argumentów, by "zweryfikować" wcześniejsze ustalenia z Putinem w sprawie reformy konstytucyjnej i stopniowego oddawania władzy na Białorusi.
- Przyjechał do Soczi jako zwycięzca, będzie przekonywać, że zdusił protesty bez żadnych kompromisów - ocenia Karbalewicz. Dlatego też jego zdaniem nie ma już potrzeby, by realizować plan (według ekspertów - raczej pozornych) przemian, na który nalegał Kreml, by rozładować polityczne i społeczne napięcie na Białorusi.
Plan Łukaszenki
Obecny plan Łukaszenki ma według Karbalewicza polegać na "rozciągnięciu przekazania władzy na dłużej, zapewne na pięć lat, do 2025 r.". - I okazuje się, że to w istocie nie jest żadne przekazanie władzy, bo Łukaszenka dał do zrozumienia (podczas Ogólnobiałoruskiego Zjazdu Ludowego – przyp.red.), że nie zamierza władzy oddawać, chce zostać, ale nie na stanowisku prezydenta, lecz np. lidera Zjazdu, który mógłby przejąć szereg funkcji państwowych - uważa politolog.
Ten plan ma szanse, bo Putin jest obecnie zajęty protestami we własnym kraju. Do dialogu ze społeczeństwem nie może namawiać, bo sam go nie prowadzi.
-Jak tu można rozmawiać o sprawie Wiktara Babaryki (aresztowanego niedoszłego oponenta Łukaszenki w wyborach prezydenckich - przyp.red.), skoro Putin swojego głównego przeciwnika też wsadził do więzienia? - wskazuje analityk.
- Przez ostatnie pół roku relacje Rosji z Zachodem bardzo się zaostrzyły. Putin i Łukaszenka siedzą w jednym okopie. Innych tak oddanych sojuszników w walce z Zachodem Rosja z pewnością nie ma - dodaje Karbalewicz.
PAP/IAR/dad