W początkowej fazie inwazji rosyjskie wojska napotkały twardy opór i poniosły ogromne straty, a dezercje i niesubordynacja żołnierzy, w tym Rosgwardii (Gwardii Narodowej), dodatkowo pogłębiły problemy – podkreśla "WSJ".
Stawia to rosyjskie władze przed dylematem, jak ukarać żołnierzy odmawiających wykonania rozkazów, bez nadawania sprawie większego rozgłosu, co mogłoby dodatkowo ograniczyć liczbę chętnych do wstępowania do armii i walki na Ukrainie – oceniają eksperci.
Wielu nie chciało walczyć
"Tak wielu ludzi nie chciało walczyć" – powiedział rosyjski prawnik Michaił Beniasz, który reprezentuje kilkunastu wojskowych Rosgwardii. Z dokumentów wynika, że odwołują się oni od decyzji o zwolnieniu ze służby za odmowę wykonania rozkazu wejścia na Ukrainę w lutym.
Żołnierze Rosgwardii, która wewnątrz kraju służy do pacyfikacji protestów, byli wysyłani na Ukrainę, by patrolować ulice i tłumić sprzeciw na okupowanych terytoriach – pisze "WSJ".
Beniasz twierdzi, że gdy napisał w sieci o sprawie wojskowych Rosgwardii, w ciągu kilku dni po pomoc prawną zgłosiło się do niego ponad tysiąc żołnierzy i funkcjonariuszy MSW. Wielu z nich odmówiło wykonania rozkazów walki na Ukrainie lub tłumienia protestów w okupowanych miastach.
"Nikt z nas nie chciał tej wojny"
"Nikt z nas nie chciał tej wojny" – twierdzi 24-letni dezerter Albert Sachibgarejew, który w lutym został wysłany na "ćwiczenia" w pobliżu granicy z Ukrainą, ale uciekł z wojska, gdy okazało się, że Rosja rozpoczyna inwazję.
Z dokumentów, do których dotarł "WSJ", wynika m.in., że 4 marca dowódca bazy wojskowej zarządził zwolnienie ze służby kilkuset żołnierzy, którzy odmówili wykonywania obowiązków w pobliżu ukraińskiej granicy. Inny dokument z 25 maja opisuje odrzucenie apelacji 115 wojskowych Rosgwardii, zwolnionych ze służby za odmowę wejścia na Ukrainę w lutym i na początku marca.
Na legitymacji jednego ze zwolnionych rosyjskich żołnierzy dodano adnotację: "Podatny na zdradę, oszustwo i nieszczerość. Odmówił udziału w specjalnej operacji wojskowej" – wynika ze zdjęcia dokumentu, opublikowanego w maju przez prawnika żołnierza Maksima Grebeniuka.
"WSJ" zaznacza, że rosyjskie prawo przewiduje za dezercję karę do 10 lat więzienia. Zarzuty karne mogą być wycofane, jeśli dezerter dowiedzie, że działał pod silną presją lub sprawy osobiste zmuszały go do ucieczki z wojska. Formalnie żołnierze mogą też odmówić wykonania rozkazów, które uznają za nielegalne.
Według pracującego w Moskwie specjalisty ds. wojskowych Pawła Luzina kary za niewykonanie rozkazów na Ukrainie ograniczają się jak dotąd do zwolnienia ze służby bez wypłaty żołdu oraz utraty przywilejów. "Jeśli (rząd) nagłośni te sprawy, niechcący wzmocni skalę dezercji, która jest niewielka w ujęciu procentowym, ale będzie rosła" – powiedział Luzin.
PAP/dad