W największym serwisie społecznościowym świata doszło do przecieku wewnętrznej korespondencji, który doprowadził do jednego z największych kryzysów wizerunkowych w historii firmy. Amerykańskie media piszą o "Facebook Papers" – wyciekły wewnętrzne dokumenty firmy oraz zapisy komunikacji pomiędzy pracownikami serwisu.
W 2018 r. Facebook dokonał aktualizacji algorytmu tzw. walla – głównej strony serwisu społecznościowego z postami znajomych oraz udostępnionych przez polubione strony. Większy nacisk położono na komentarze i reakcje na wpisy. Informację tę potwierdziła była menadżerka Facebooka Frances Haugen, która ujawniła procedury internetowego giganta.
Dezinformacja i skandalizujące posty
Po zmianie algorytmu łatwiej można było rozpowszechniać dezinformację i skandalizujące posty. Celem było wywołanie internetowej "wojny domowej", a jako przykład kraju, który miał paść ofiarą strategii, podano Polskę.
W korespondencji pomiędzy pracownikami firmy, która wyciekała do mediów, można przeczytać, że "partie polityczne w całej Europie twierdzą, że zmiana algorytmu Facebooka w 2018 roku zmieniła charakter polityki. Na gorsze".
Jeden z pracowników serwisu mówi wprost, że Facebook był odpowiedzialny za wywołanie "społecznościowej wojny domowej" w internetowym dyskursie politycznym w Polsce. Swoją opinię oparł na rozmowach ze stronnictwami politycznymi w Polsce.
Jak czytamy na stronie NBC News o kampanii wyborczej w 2019 r. w Polsce, skupiała się ona na silnej polaryzacji głównych stronnictw politycznych. "Ekstremistyczne partie polityczne w różnych krajach cieszyły się z tego, jak nowy algorytm nagradzał ich "strategie prowokacyjne" na tematy takie, jak migracja" – napisał jeden z pracowników Facebooka.
Wewnętrzne badania dla Facebook z 2019 r. pokazały, że po zmianie algorytmu wyróżniane na ścianie serwisu były przede wszystkim posty wywołujące jak najsilniejsze reakcje. Dlatego wpisy zawierające dezinformacje były najbardziej wiralowe.
Frances Haugen, była menedżer Facebooka, podczas wystąpienia przed komisją specjalną brytyjskiego parlamentu wyznała, że firma będzie podsycała więcej niepokojów na całym świecie, ponieważ jej algorytmy są zaprojektowane tak, by promować kontrowersyjne treści. - Ktoś o poglądach centrolewicowych będzie popychany w stronę skrajnej lewicy a ktoś centroprawicowy do skrajnej prawicy - wskazała.
Brytyjska komisja parlamentarna - informuje AP - jest w trakcie przygotowywania przepisów, które regulowałyby działania firm, do których należą media społecznościowe. Jeśli wejdą w życie w przyszłym roku, za ich naruszenie gigantów z Doliny Krzemowej - takich jak Facebook - czeka kara w wysokości do 10 proc. ich globalnych przychodów.
Była pracownica cyfrowego giganta oceniła, że planowane przez brytyjskie władze regulacje "mogą być dobre dla długoterminowego sukcesu Facebooka".
Frances Haugen zeznała, że algorytmy Facebooka radykalizują jego użytkowników. - W ten sposób ktoś o poglądach centrolewicowych będzie popychany w stronę skrajnej lewicy a ktoś centroprawicowy do skrajnej prawicy - powiedziała. Wskazała również, że Facebook "bezspornie" pogłębiał problem związany z szerzeniem nienawiści oraz promuje "kulturę tworzenia start-upów" zezwalającą na "drogę na skróty".
Dziennik obnaża szkodliwe algorytmy
We wrześniu dziennik "Wall Street Journal" opublikował serię artykułów na temat szkodliwych algorytmów Facebooka. Jego informatorką była Haugen, która w firmie zajmowała się m.in. walką z dezinformacją. Publikacje wywołały duże poruszenie i sprowokowały nową dyskusję na temat społecznych skutków Facebooka i Instagramu.
Na początku października zeznała przed amerykańskim Senatem, że spółka wraz z jej szefem Markiem Zuckerbergiem ma świadomość, że jej algorytmy promują treści zawierające nienawiść i dezinformację, co przyczyniło się m.in. do zbrodni na tle etnicznym w Birmie, czy Etiopii. Dodała też, że Instagram szkodzi nastolatkom, prowadząc ich do uzależnień i obniżenia poczucia własnej wartości oraz promuje szkodliwe nawyki żywieniowe i anoreksję.
Mark Zuckerberg odpowiedział na jej zarzuty mówiąc, że "argument o celowym wpychaniu treści denerwujących ludzi dla zysku jest zupełnie nielogiczny".
Facebook nie czuje się odpowiedzialny za powstałe podziały, o czym poinformowano w oświadczeniu. Nowe informacje są kolejnymi w serii publikacji opartych o dokumenty wewnętrzne firmy, znane jako "Facebook Papers", które zostały przekazane 17 amerykańskim mediom. W piątek media opisały m.in. rolę, jaką odegrał portal w organizacji szturmu na Kapitol 6 stycznia, a także w rozpowszechnianiu spiskowych teorii QAnon oraz narracji o fałszerstwach wyborczych.
Biuro Prasowe Facebooka, w odpowiedzi na naszą publikację, napisało:
“Wzrost polaryzacji był w ostatnich latach przedmiotem licznych badań naukowych, jednak brak jest zgody co do przyczyn tego zjawiska. Żadne dowody nie potwierdzają tezy, że Facebook – czy szerzej media społecznościowe – są podstawową przyczyną polaryzacji lub “wojny społeczno-domowej”. Wzrost politycznej polaryzacji wyprzedził powstanie mediów społecznościowych o kilka dziesięcioleci. Gdyby prawdą było stwierdzenie, że Facebook jest główną przyczyną polaryzacji, moglibyśmy obserwować wzrost tego zjawiska w krajach, w których Facebook jest powszechny. Tak się nie dzieje. Co więcej, polaryzacja maleje w wielu krajach, w których platformy społecznościowe są powszechnie wykorzystywane, a rośnie w innych.”
PR24/PAP/ho