"Bez sprawiedliwości nie ma pokoju, USA z dala od Bliskiego Wschodu" - takie hasła wznosili demonstranci, którzy zgromadzili się wczoraj przed Białym Domem. Kilkuset protestujących przemaszerowało później pod należący do prezydenta USA hotel "Trump International". Donalda Trumpa nie było w tym czasie w Waszyngtonie, ponieważ od dwóch tygodni przebywa on w swoim ośrodku Mar-a-Lago na Florydzie.
Wśród uczestników waszyngtońskiej demonstracji byli pacyfistyczni aktywiści, w tym Jane Fonda. 82-letnia aktorka powiedziała zgromadzonym, że powodem nieustających amerykańskich interwencji militarnych na Bliskim Wschodzie jest ropa naftowa. Podobne protesty jak w stolicy odbyły się w Nowym Jorku, Chicago, Los Angeles i prawie osiemdziesięciu innych amerykańskich miastach.
Po ataku rakietowym, w którym zginął Ghasem Solejmani, prezydent Donald Trump oświadczył, że Stany Zjednoczone nie dążą do wojny z Iranem. Wczoraj ostrzegł Teheran przed próbą dokonania ataków odwetowych. "Iran zostanie uderzony bardzo szybko i bardzo mocno" - napisał na Twitterze.
IAR/dad