Polska Marynarka Wojenna tworzyła swoje siły podwodne od połowy lat dwudziestych. W 1926 r. podpisano umowę na budowę we francuskich stoczniach trzech podwodnych stawiaczy min typu "Wilk". Mimo że włączenie ich do polskiej floty zmieniło układ sił morskich w południowej części Bałtyku, to w połowie lat trzydziestych, w obliczu przyspieszających zbrojeń morskich Niemiec, były to już okręty przestarzałe.
Od końca lat dwudziestych rozwój polskiej floty podwodnej był wspierany przez zaangażowanie społeczeństwa. Początkowo środki zbierano w ramach Komitetu Głównego Fundacji Łodzi Podwodnej imienia Marszałka Piłsudskiego, a od 1934 r. Funduszu Obrony Morskiej. W sumie na budowę "Orła" zebrano kwotę ponad 8 mln zł. Pozostałe 2 mln pochodziły z budżetu państwa.
W 1935 r. budowę okrętu zlecono stoczni N.V. Koninklijke Maatschapij "De Schelde" w Vlissingen. 14 sierpnia 1936 położono stępkę. W 1937 wybrano imię "Orzeł". Uroczystość chrztu okrętu odbyła się 15 stycznia 1938 r. Matką chrzestną została Jadwiga Sosnkowska, żona gen. Kazimierza Sosnkowskiego. Wydarzenie nie wypadło zbyt pomyślnie. Okręt zatrzymał się w połowie pochylni i trzeba było zaangażowania holownika i ciężkich lokomotyw, aby znalazł się w basenie portowym. Przez kilka kolejnych miesięcy trwało jego wyposażanie. Duża część oprzyrządowania pochodziła z polskich fabryk. Uzbrojenie zakupiono we Francji i w Szwecji. Dopiero 2 lutego, po 189 dniach opóźnienia w stosunku do pierwotnego terminarza prac, na okręcie podniesiono polską banderę. Zawinął do portu w Gdyni 7 lutego 1939 r. Trzy dni później, w rocznicę zaślubin Polski z morzem, w Gdyni odbyło się jego uroczyste powitanie. Pierwszym dowódcą został kmdr ppor. Henryk Kłoczkowski.
Jeden z najnowocześniejszych okrętów tamtego czasu
ORP "Orzeł" był jednym z najnowocześniejszych okrętów podwodnych swego czasu. Na powierzchni wody mógł osiągnąć prędkość 20 węzłów na godzinę, pod wodą – 9 węzłów. Bez uzupełniania zbiorników paliwa był zdolny przepłynąć 7 tys. mil morskich (pod wodą – 100 mil). Maksymalnie mógł zejść na 80 m pod powierzchnię. Został wyposażony w dwanaście wyrzutni torpedowych, jedno podwójne działko przeciwlotnicze oraz podwójny przeciwlotniczy karabin maszynowy.
"Orzeł" bardzo szybko mógł udowodnić swoją wartość dla polskiej obrony. Już w marcu 1939 r., po zajęciu Kłajpedy przez Niemców i wysunięciu przez Berlin ultymatywnych żądań wobec Polski, okręty podwodne rozpoczęły obserwację ruchów niemieckiej floty. Szczególnym zainteresowaniem otaczano wody Zatoki Gdańskiej.
Od rana 1 września "Orzeł" realizował założenia planu "Worek", którego celem była obrona Helu przed ewentualnym desantem sił niemieckich wspieranych przez duże okręty nawodne Kriegsmarine. Całkowita dominacja niemieckiego lotnictwa sprawiła, że polskie okręty podwodne musiały pozostawać w zanurzeniu i nie były w stanie podjąć aktywnych działań. 5 września okręt przemieścił się w stronę Gotlandii. Tam załoga miała okazję do ataku na niemiecki zbiornikowiec. Dowódca kmdr Kłoczkowski stwierdził, że atak nie ma sensu. W tym czasie wykazywał objawy choroby żołądka, której miał nabawić się jeszcze 31 sierpnia. Zdaniem części załogi kapitan okrętu symulował. Informacja o chorobie została przekazana do dowództwa Marynarki Wojennej, które wydało rozkaz pozostawienia kapitana w jednym z neutralnych portów Łotwy, Estonii lub Finlandii. Dowództwo miał objąć jeden z zastępców dowódcy.
Internowanie okrętu w Estotnii
Wieczorem 14 września "Orzeł" dopłynął do redy portu w Tallinie. Po otrzymaniu wyjaśnień dowództwo Estońskiej Marynarki Wojennej zgodziło się na zawinięcie do portu. Na miejscu jednak Kłoczowski udał się do szpitala, a dowództwo okrętu przejął kpt. Jan Grudziński. Okręt został pozbawiony uzbrojenia oraz map. Władze Estonii ulegając niemieckim (i prawdopodobnie sowieckim) naciskom i łamiąc prawo międzynarodowe, zdecydowały się na internowanie załogi. Polscy marynarze zdecydowali się na ucieczkę i przystąpili do sabotowania dokonywanego przez Estończyków unieruchamiania okrętu.
W nocy z 17 na 18 września okręt wydostał się z portu w Tallinie i rozpoczął 27-dniowy rejs do wybrzeży Wielkiej Brytanii. Udało mu się uniknąć pościgu estońskich jednostek. Po wielu trudnych sytuacjach bojowych na trasie przejścia na Morze Północne, pomimo braku map, które nawigator okrętowy odtwarzał z pamięci i na podstawie charakterystyki świateł latarni morskich, załoga ORP "Orzeł" zdołała przeprowadzić okręt do brytyjskiego portu Rosyth.
W Estonii pozostał kpt. Kłoczkowski. Po aneksji kraju przez ZSRS trafił do niewoli. Po uwolnieniu, dzięki amnestii, z sowieckiego obozu trafił do Wielkiej Brytanii, gdzie stanął przed sądem morskim. Został oskarżony o złamanie obowiązku wierności żołnierskiej. Prokuratura stwierdziła, że samowolnie opuścił wyznaczony rejon patrolowania, zarzuciła mu nieposłuszeństwo rozkazom dowództwa i doprowadzenie do internowania i rozbrojenia okrętu. Został skazany na cztery lata więzienia. Kary – degradacji i wydalenia z Marynarki Wojennej – ze względu na czas wojny nie wykonano. Najwyższy Sąd Wojskowy po wniosku obrońcy o ponowne rozpatrzenie sprawy i zasięgnięciu w 1948 r. opinii biegłych nie zmienił wyroku sądu niższej instancji. Wśród polskich oficerów pojawiały się także plotki i oskarżenia o współpracę ze Związkiem Sowieckim.
Remont i modernizacja w Wielkiej Brytanii
Okręt dotarł do Wielkiej Brytanii z licznymi uszkodzeniami. Do pierwszych dni grudnia 1939 r. "Orzeł", podobnie jak starszy od niego "Wilk", przechodził remont i modernizację uzbrojenia. Do 8 grudnia jego historia była trzymana w tajemnicy. Dlatego w ukryciu 16 listopada załogę "Orła" i "Wilka" odwiedził gen. Władysław Sikorski, odznaczając kpt. Grudzińskiego Krzyżem Virtuti Militari V klasy, a czterech oficerów i szesnastu podoficerów marynarzy Krzyżami Walecznych. 11 grudnia 1939 r. król Jerzy VI nadał kpt. Grudzińskiemu odznaczenie Distinguished Service Order. Władca spotkał się z załogami polskich okrętów w drugi dzień Bożego Narodzenia.
"Orła" przydzielono do Drugiej Flotylli Okrętów Podwodnych w Rosyth. Pięciokrotnie wychodził w morze na patrole i służbę konwojową. Najbardziej owocny patrol rozpoczął 3 kwietnia. Jego zadaniem było nie tylko atakowanie niemieckich okrętów i statków handlowych, lecz i zatrzymywanie jednostek państw neutralnych. 8 kwietnia załoga dostrzegła płynący bez bandery transportowiec. Po dokładnym rozpoznaniu udało się dojrzeć nazwę "Rio de Janeiro" oraz port macierzysty – Hamburg. Po próbie ucieczki zatrzymał się, ale jego załoga nadawała sygnały z prośbą o pomoc. Dowódca "Orła" wydał rozkaz storpedowania wrogiego okrętu. Ku zaskoczeniu polskich marynarzy pokład tonącej jednostki zaroił się od niemieckich żołnierzy. "Rio de Janeiro" przewoziło desant mający być wysadzony w pobliżu norweskiego Bergen. Jego zatopienie zdemaskowało inwazję na Norwegię. Atak rozpoczął się następnego dnia. W ciągu kolejnych dni okręt śledził kolejne niemieckie jednostki zmierzające ku wybrzeżom Norwegii.
Ostatnie zanurzenie
W ostatni rejs "Orzeł" wyszedł 23 maja 1940 r. ok. godz. 20. Do Rosyth powrócił po kilkudziesięciu minutach, prawdopodobnie z powodu niewielkiej usterki. Ponownie wypłynął kilka minut po 23. Skierował się na wyznaczony mu obszar na zachód od Półwyspu Jutlandzkiego. W pierwszych dniach czerwca brytyjskie dowództwo przekazało okrętowi kilka rozkazów dotyczących zmiany pozycji, a 5 czerwca polecenie zakończenie patrolu i powrót do bazy w Rosyth. ORP "Orzeł" nie potwierdził otrzymania rozkazów. 11 czerwca uznano okręt za utracony. Do dziś niewyjaśnione są okoliczności jego zatonięcia. Podejmowano liczne poszukiwania miejsca, gdzie mógł zaginąć, jak dotąd bezowocne.
W latach dziewięćdziesiątych norweski statek badawczy natrafił na Morzu Północnym na wrak okrętu podwodnego, którego obraz utrwalony na taśmie wideo wskazywał, że może to być ORP "Orzeł". Dokładniejsze badania wykazały jednak, że to wrak – podobnego do polskiego "Orła", zaginionego w zbliżonym czasie i okolicznościach, holenderskiego okrętu podwodnego "0-22". Nawiązana przy okazji tych badań polsko-holenderska współpraca zaowocowała dwiema misjami (w 2005 i 2012), w których Holendrzy sprawdzali kolejne obszary dna Morza Północnego, gdzie mógł znajdować się "Orzeł".
W roku 2008 w ramach ekspedycji "Orzeł Balex Metal" zbadano obszar jednego z dawnych niemieckich pól minowych na Morzu Północnym, ok. 150 mil na zachód od cieśniny Skagerrak. Członkowie wyprawy zainicjowanej przez grupę osób związanych z Morską Agencją Poszukiwawczą wyszli bowiem z założenia, że "Orzeł" poszedł na dno po zderzeniu z miną.
Kilka ekspedycji zorganizowała też Polska Marynarka Wojenna. W 2010 r. wraku "Orła" szukał okręt hydrograficzny ORP "Heweliusz". W trakcie trwających osiem dób poszukiwań jednostka przy pomocy sonaru przeczesywała dno Morza Północnego o powierzchni 270 km².
W 2013 r. "Orła" poszukiwał okręt ratowniczy Marynarki Wojennej ORP "Lech". W tej misji badano konkretny wrak zlokalizowany na dnie Morza Północnego: obrazy z sonarów oraz wymiary obiektu dawały duże nadzieje, że może to być słynny polski okręt. Ostatecznie jednak – po dokładniejszych analizach i oględzinach wraku dokonanych przez polskich nurków – obiekt okazał się wrakiem brytyjskiego okrętu podwodnego, zatopionego w ostatnich tygodniach I wojny światowej.
Czy jest szansa na odnalezienie "Orła"?
Przed kilkoma laty do poszukiwań dołączyła cywilna ekspedycja nazwana "SANTI Odnaleźć Orła", skupiająca głównie nurków, historyków i hydrografów, w tym pracowników Instytutu Morskiego w Gdańsku, który udostępnia też ekipie sonary i inny sprzęt do poszukiwań. Kwerenda w archiwach, rozmowy ze świadkami historii i z ludźmi pracującymi na morzu oraz studiowanie map wraków i innych dokumentów pozwoliło członkom ekipy postawić hipotezę, że ORP "Orzeł" mógł zostać przypadkowo zaatakowany i zatopiony 3 czerwca przez brytyjski bombowiec "Hudson" przeznaczony do zwalczania okrętów podwodnych. Autorzy założenia opierają się m.in. na meldunkach załogi samolotu dotyczących zrzucenia bomb na jednostkę rozpoznaną jako niemiecki u-boot i pojawienia się na wodzie plamy ropy.
Kolejne misje prowadzone w latach 2014–2019 nie przyniosły rezultatów. Obecnie trwają przygotowania do kolejnej ekspedycji.
PAP/dad