- Byłem administratorem czatu jednej z dzielnic w Mińsku - opowiadał Jauhien. - Śledczy jakoś ustalili moją tożsamość, przyszli do mnie do domu, zabrali na przesłuchanie. Potem dali mi kilka dni na ujawnienie nazwisk innych aktywistów. Szybko wyjechałem na Ukrainę - mówił 20-letni Jauhien, który w październiku trafił do Polski.
Inny uczestnik akcji opowiadał, że przed milicją, która przyszła do jego mieszkania, by go zaaresztować, uciekał przez balkon. W Warszawie angażuje się w działania młodych aktywistów, którzy organizują się m.in. w komunikatorze Telegram.
44-letni Siarhiej uczestniczył w Mińsku w akcjach protestu byłych wojskowych. Po tym, jak we wrześniu trafił do aresztu za udział w nielegalnej demonstracji, wszczęto wobec niego sprawę karną. Jest przekonany, że udało mu się wyjechać "w ostatniej chwili".
Na akcji trzymał w rękach zdjęcie Rusłana Akostki, byłego spadochroniarza z Salihorska, który kilka dni temu został skazany na trzy lata więzienia po tym, jak przeszedł przez miasto z biało-czerwono-białą flagą. Podczas zatrzymania przez milicję miał "stawiać opór funkcjonariuszowi". Wśród zgromadzonych pod kolumną Zygmunta w Warszawie byli również Białorusini, którzy od dłuższego czasu mieszkają w Polsce i inni mieszkańcy stolicy, pragnący wyrazić solidarność z represjonowanymi. Uczestnicy przynieśli ze sobą biało-czerwono-białe historyczne flagi Białorusi, które stały się symbolem protestu przeciwko sfałszowaniu wyborów prezydenckich w ubiegłym roku.
"Chcemy żyć w nowym, wolnym kraju"
- Niezależnie od tego, gdzie jesteśmy, łączy nas jedno pragnienie: chcemy żyć w nowym, wolnym kraju - mówił Paweł Łatuszka, szef białoruskiego opozycyjnego Narodowego Zarządu Antykryzysowego.
Przypomniał, że "na Białorusi codziennie zatrzymywani są ludzie, zapadają wyroki karne, dochodzi do tortur" za aktywność polityczną.
- Będziemy toczyć tę walkę, dopóki na Białorusi nie będzie więźniów politycznych, dopóki na naszej ziemi będzie wolność słowa i Białorusi będą mogli wybierać taką władzę, jaką chcą wybrać - przekonywał. Jak podkreślił, akcje solidarności poza Białorusią mają na celu podtrzymanie na duchu tych, którzy zostali w kraju, ale także zwrócenie uwagi na sytuację społeczności międzynarodowej.
"Zwycięstwo zależy przede wszystkim od samych Białorusinów"
- My wiemy, że zwycięstwo zależy przede wszystkim od samych Białorusinów, ale wsparcie międzynarodowe jest bardzo ważne. Liczymy, że kraje UE i inne państwa będą używały różnych instrumentów międzynarodowych, by zmusić ten reżim do odejścia. Międzynarodowa solidarność, presja, pomoc są bardzo potrzebne - powiedział. - O Białorusi nie można zapomnieć - dodał.
Organizatorem akcji było działające w Warszawie Centrum Białoruskiej Solidarności. Podobne inicjatywy, organizowane przez diasporę i różne organizacje, odbywają się w wielu krajach i miastach.
Do ich organizacji wezwała liderka białoruskiej opozycji Swiatłana Cichanouska, która była kandydatką w wyborach prezydenckich na Białorusi z 9 sierpnia 2020 r. i cieszyła się w nich dużym poparciem społecznym. Mimo to według oficjalnych wyników uzyskała zaledwie 10,1 proc. głosów, a jako zwycięzcę ogłoszono rządzącego od 1994 r. Alaksandra Łukaszenkę z wynikiem 80,1 proc.
"Dziś z inicjatywy Swiatłany Cichanouskiej Międzynarodowy Dzień Solidarności z Białorusią; każdy Naród ma prawo do wolnych wyborów, bezpiecznego życia, własnego modelu rozwoju i szacunku; na tym polega nasza Europa wolnych Narodów i równych państw" - napisał na Twitterze b. szef gabinetu prezydenta RP i pełnomocnik ds. utworzenia Biura Polityki Międzynarodowej Krzysztof Szczerski.
W obchody włączyła się także Warszawa – m.in. w niedzielę Pałac Kultury i Nauki w Warszawie ma zostać podświetlony w barwach biało-czerwono-białej flagi Białorusi. W metrze warszawskim prezentowany jest plakat obchodów Dnia Solidarności z Białorusią autorstwa Andrzeja Pągowskiego.
PAP/dad