Dzisiejsza demonstracja ma odbyć się w stolicy i innych dużych miastach kraju pod hasłem "Narodowe ultimatum". To nawiązanie do upływającego dziś ultimatum liderki opozycji, Swiatłany Cichanouskiej. Zażądała ona uwolnienia więźniów politycznych, zaprzestania represji wobec uczestników protestów oraz ustąpienia przez Aleksandra Łukaszenkę z funkcji prezydenta Białorusi. Cichanouska zagroziła, że jeśli władze nie spełnią tych warunków, w poniedziałek cały kraj może rozpocząć protest.
"26 października nie tylko wstrzymuję swoją pracę. Ja zatrzymuję bezprawie i niesprawiedliwość. Zasługujemy na szacunek. Żądamy, aby nas usłyszano, będziemy walczyć o sprawiedliwość" - powiedziała Cichanouska w nagraniu wideo skierowanym do rodaków. Liderka białoruskiej opozycji zapewniła robotników, którzy wezmą udział w strajku, ze nie zostaną bez jej wsparcia.
Tymczasem Alaksandr Łukaszenka rozmawiał przez telefon z sekretarzem stanu USA Mike'em Pompeo. Białoruska państwowa agencja prasowa BiełTA poinformowała, że rozmowa odbyła się z inicjatywy Waszyngtonu. Sekretarz stanu Mike Pompeo podkreślił, że Stany Zjednoczony pozostają zwolennikiem suwerenności i niezależności Białorusi oraz rozwoju współpracy z tym krajem. Z kolei Alaksandr Łukaszenka - cytowany przez agencję BiełTA - poinformował rozmówcę o dialogu narodowym, który - według niego - " jest na Białorusi aktywnie prowadzony".
Łukaszenka podkreślił, że głównym sojusznikiem jego kraju jest Rosja. Zaznaczył jednak, że Moskwa "nie miesza się w wewnętrzne sprawy Białorusi". Alaksandr Łukaszenka oznajmił Mike'owi Pompeo, że "w przypadku zewnętrznej agresji ze strony Polski, Litwy lub innych krajów, Białoruś i Rosja będą zmuszone do zareagowania".
Z kolei Mike Pompeo zauważył, że Białoruś nie powinna obawiać się zagrożenia ze strony NATO, Polski czy Litwy.
IAR/ks