- Pani jest z Gdańska, prawda? - pyta przy barze młoda dziewczyna z Polski, która dowiedziała się o polskiej księgarni w węgierskiej stolicy od znajomych.
W soboty w "Gdańsku", położonym w XI. dzielnicy Budapesztu (Ujbudzie) w południowo-zachodniej części stolicy, rządzi Marzena Jagielska. Potwierdza – urodziła się w Gdańsku, ale dziesięć lat temu do głowy jej nie przyszło, aby w ten sposób nazwać księgarnię; to pomysł jej męża – Akosa Szepessy’ego.
"Kispolszki" i "Przysmak Wałęsy"
Pierwszym wyborem był "Kispolszki" (czyt. kiszpolski), czyli węgierska nazwa polskiego fiata 126p. Dziś, niedaleko "Gdańska", znajduje się zresztą piwiarnia pod taką nazwą: jest tam więcej miejsca, ale też więcej hałasu i zdecydowanie mniej książek. Można za to wypić polskie piwo i zjeść kiełbasę z musztardą, serwowaną pod nazwą "Przysmak Wałęsy".
Padło na Gdańsk – według męża Jagielskiej miał przyciągać uwagę, bo wszyscy Węgrzy wiedzą, że leży w Polsce. - Nie do końca wszyscy, ale prawdą jest, że coraz częściej słychać węgierski na ulicach Gdańska - mówi właścicielka księgarni.
W sobotni wieczór wszystkie stoliki są zajęte, choć prawdę mówiąc – w lokalu ma zbyt dużo miejsca. Pod ścianą toczy się partia szachów, przy stolikach ożywione rozmowy nad specialite de la maison – piwem jaglanym "Gdańsk".
To nie tylko "polskie" miejsce w Budapeszcie
Na półkach i dużym stole sporo książek, przede wszystkim polskiej literatury – po polsku i węgiersku. Przed wejściem oklejonym serduszkami WOŚP klientów wita portret Wisławy Szymborskiej i walizka broszur o Polsce; w środku dyskusjom uważnie przysłuchuje się ze ściany Juliusz Słowacki. Na prawo od wejścia jest nawet galeria; z braku miejsca - tylko jednego obrazu.
W budapeszteńskim "Gdańsku" mówi się przede wszystkim po węgiersku. - Przychodzi do nas zdecydowanie więcej Węgrów niż Polaków - mówi Jagielska. - Nie jesteśmy typowym miejscem skupiającym Polaków za granicą. Raczej zajmujemy się promowaniem polskiej kultury wśród Węgrów - dodaje.
A tych przyciąga m.in. polska literatura, zwłaszcza że wiele tytułów zostało przetłumaczonych na węgierski. Jagielska zaczęła promować polską kulturę na Węgrzech już wcześniej, zakładając razem z koleżanką w 2006 roku Polsko-Węgierską Agencję Kulturalną KéM Csoport, która działa do dziś. - Robiliśmy np. przegląd polskich zespołów na Węgrzech. Sprowadziliśmy m.in. Pink Floyd czy Fisz Emade - mówi.
- Pierwsza nasza impreza dziesięć lat temu była poświęcona Szymborskiej - dodaje. W maju znów zorganizowano wydarzenie poświęconej poetce w związku z rokiem Szymborskiej w Polsce, a dwa lata temu ukazał się po węgiersku tomik noblistki pt. "Milczenie roślin", którego dziś praktycznie nie można już dostać. Powód: mały nakład i duże zainteresowanie.
Odwiedzane przez twórców miejsce
Szymborskiej w "Gdańsku" nie było, choć jak podkreśla Jagielska – z pewnością był tu jej duch. Fizycznie bywali tu natomiast m.in. Ziemowit Szczerek, który często zagląda tu nieoficjalnie podczas pobytów w Budapeszcie, Joanna Bator, Małgorzata Lebda, Szczepan Twardoch, Inga Iwasiów, Jerzy Ilg, Ignacy Karpowicz czy – ostatnio – Zośka Papużanka.
- Pewnego razu przyszedł do nas również znany węgierski reżyser Bela Tarr, który miał partnerkę z Polski - wspomina Jagielska. - Spytał się czy mamy wiersze Jozsefa Attili przetłumaczone na polski. Akurat miałam jeden tomik, nie wiadomo skąd wygrzebany, nie na sprzedaż! No, ale wobec takiego spotkania… -
Przez cztery poprzednie lata w "Gdańsku" znajdował się też sztab Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy: nawet w pandemii udało im się zebrać pieniądze, organizując biegi po całych Węgrzech. Jak podkreśla Jagielska, w przeszłości na sprzęcie zakupionym przez WOŚP badano też jej kilkuletnią córkę – wówczas zdecydowała, że trzeba bardziej zaangażować się w tę sprawę.
W tym roku inne obowiązki wzięły jednak górę i WOŚP w Budapeszcie nie zagrał. "Biorę pod uwagę organizację w przyszłości" – twierdzi Jagielska. "Trochę to słabe, że nikt nie podjął się tej inicjatywy w tym roku" – dodaje.
PAP/dad