Podopieczni Roberto Manciniego jak burza przeszli przez fazę grupową turnieju, gromiąc po 3:0 Turcję oraz Szwajcarię i w połowie rezerwowym składem ogrywając 1:0 Walię. W fazie pucharowej "Azzurri" wygrali po 2:1 z Austrią i Belgią, a Hiszpanię odprawili dopiero po remisie 1:1 i serii rzutów karnych.
Euro 2020 - SERWIS SPECJALNY
Znana z zachowawczego i defensywnego stylu gry Italia na tegorocznych mistrzostwach Europy przełamała wspomniane stereotypy i pokazała światu odważny oraz przyjemny dla oka futbol. Eksperci nie szczędzili komplementów trójce Barella - Jorginho - Verratti, a także niezmordowanym wahadłowym, którzy napędzali ataki "Azzurrich".
Nic więc dziwnego, że włoscy kibice nareszcie uwierzyli w siłę swojej reprezentacji, która w ostatnich latach przynosiła mieszkańcom Półwyspu Apenińskiego zdecydowanie więcej powodów do szyderstw i narzekań niż do radości. Ze "zbieraniny" graczy, którzy nie zdołali zakwalifikować się na MŚ w Rosji Roberto Mancini zrobił prawdziwą maszynę do wygrywania. Na punkcie niepokonanej od 33 meczów Italii oszaleli nie tylko rodzimi kibice, ale również fani futbolu z innych części Europy i świata.
Reprezentacja Włoch to jednak nie tylko "bohater zbiorowy", bowiem ekipie Roberto Manciniego nie brakuje charyzmatycznych indywidualności. Prawdziwą furorę wśród kibiców robi Giorgio Chiellini, którego naturalność i dziecięcą radość z gry w piłkę w połączeniu z ogromną sportową klasą podziwiają kibice.
W oczach fanów niewątpliwie zyskał też Gianluigi Donnarumma, który na Euro potwierdził ogromny potencjał i ostatecznie dołączył do ścisłej światowej czołówki bramkarzy. Największego objawienia w drużynie Italii, czyli Leonardo Spinazzoli w finale niestety nie zobaczymy z powodu kontuzji, ale obrońca Romy obejrzy finał z trybun Wembley.
- Jesteśmy świetną drużyną i naprawdę czujemy się jak rodzina. Ja będę na trybunach, będę ich dopingował o kulach! Jeśli Włochy wygrają, będę musiał podskoczyć i świętować ze wszystkimi. Moja żona ciągle powtarza mi, żebym był ostrożny, więc mam nadzieję, że będę mógł skakać na jednej nodze - zapowiada.
"Niekochani" Wyspiarze
Anglicy nie mogą się pochwalić równie dobrą prasą, mimo że rozgrywają bardzo udany turniej. Pełen wyrachowania i kunktatorstwa styl drużyny Garetha Southgate'a nie przysparza "Synom Albionu" sympatyków, ale dał jej pewny awans do finału Euro.
Poza wygranym 4:0 ćwierćfinałem z Ukrainą Wyspiarze grają jakby na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Trener reprezentacji Anglii stawia na system z dwoma defensywnymi pomocnikami w środku pola (Declan Rice i Kalvin Phillips), przez co w wyjściowej jedenastce brakuje miejsca dla takich gwiazd jak Jack Grealish, Jadon Sancho czy Marcus Rashford. Z drugiej strony dzięki takiej taktyce Jordan Pickford na Euro tylko raz wyciągał piłkę z siatki, w dodatku to po strzale z rzutu wolnego.
Kwestia stylu gry nie jest jednak głównym zarzutem pod adresem Anglików. Nie brakuje bowiem głosów, że UEFA zwyczajnie sprzyja "Synom Albionu", którzy aż 5 z 6 dotychczasowych meczów na Euro rozegrali u siebie, na co nie mogły liczyć pozostałe zespoły. Finał również odbędzie się na Wembley, do tego bez udziału kibiców zamieszkałych poza Wielką Brytanią. W kontekście zapowiedzianego na 19 lipca całkowitego "odmrożenia" widowisk sportowych i koncertów muzycznych na Wyspach to decyzja co najmniej niefortunna.
Prawdziwą burzę rozpętało również sędziowanie podczas półfinałowego meczu Anglików z Danią, której wielu widzów kibicowało ze względu na tragedię Christiana Eriksena, ale również z uwagi na jej efektowny styl gry. Kontrowersyjny rzut karny po rzekomym faulu na Raheemie Sterlingu został powszechnie uznany za przejaw "gospodarskiego" sędziowania, a komentarz skrzydłowego City tylko dolał oliwy do ognia.
- Wpadłem w pole karne, a rywal wyciągnął prawą nogę, która trafiła w moją nogę. To ewidentny karny - zarzekał się piłkarz na antenie ITV.
Trudno winić piłkarzy czy trenera Southgate'a za decyzje UEFA oraz sędziego, ale to właśnie na nich skupia się gniew kibiców, którzy w znacznej większości będą ściskać kciuki za Italię. Miejmy nadzieję, że w niedzielę na Wembley wygra lepszy - niezależnie od sympatii fanów i, przede wszystkim, udziału czynników, mogących wypaczyć wynik rywalizacji.
Bartosz Goluch/PolskieRadio24.pl
Czytaj także: