Dania - Czechy: 3 lipca, 18:00
Daleko i przy pustych trybunach?
Wybór Baku jako jednego z miast-gospodarzy EURO 2020 budził wiele kontrowersji już przed startem turnieju. Azerbejdżan, mimo członkostwa w UEFA, jest państwem położonym w większości w Azji. W azjatyckiej części leży też jego stolica – Baku.
Euro 2020 - SERWIS SPECJALNY
Europejska federacja otwiera się na nowe kierunki, czego efektem było m.in. Euro w Polsce i na Ukrainie, ale daleka podróż na jeden mecz bez udziału gospodarzy już w założeniu brzmi absurdalnie. Zwłaszcza jeśli na miejscu spotkanie nie budzi wielkiego zainteresowania.
Na Stadionie Olimpijskim nominalnie może zasiąść prawie 70 tys. widzów. Z powodu pandemii na potrzeby EURO tymczasowa pojemność obiektu wynosi 34 tys. Do tej pory na spotkaniach Turcja – Walia i Szwajcaria – Turcja udało się zgromadzić nieco ponad połowę tej liczby kibiców. A i to głównie z uwagi na bliskość Turcji. Gdy ta nie grała, mecz pierwszej kolejki pomiędzy Walią a Szwajcarią obejrzało w Baku niespełna 9 tys. osób.
Trudno nie zadać sobie w takiej sytuacji pytania o sens podróży do Azji Czechów i Duńczyków. Z Pragi do Baku jest 3570 km, z Kopenhagi jeszcze dalej – 4116 km. Z obu stolic zdecydowanie bliżej choćby do Warszawy. Czesi nie ukrywają rozczarowania i woleliby nawet grać na wyjeździe:
- Jest nam przykro, że musimy rozegrać ćwierćfinałowe spotkanie właśnie w Baku. Nasze rodziny i kibice nie będą w stanie wspierać nas z wysokości trybun. To dla mnie niezrozumiałe, nie jestem w stanie tego zaakceptować. Nawet jeśli gralibyśmy w Kopenhadze, na terenie rywali, to i tak mielibyśmy tam więcej naszych fanów. Spotkanie byłoby zupełnie inne – powiedział na konferencji prasowej pomocnik Antonin Barak.
Euro 2020: Thomas Mueller przeprosił za mecz z Anglią. "Cholernie boli"
Piłkarz Hellas Werona przy okazji dodał jednak, że takie same odczucia mogą mieć oczywiście rywale, a także nawiązał do sytuacji w Czechach, gdzie wiele osób ucierpiało z powodu tornada:
- Cieszę się, że mogliśmy im dać swoją grą odrobinę radości.
Władca wirtualnych muraw i bramkarz bez klubu
Czesi ucieszyli swoich rodaków najbardziej, sensacyjnie eliminując Holandię w 1/8 finału. To spotkanie, podobnie jak faza grupowa, było popisem Patricka Schicka. W nim głównego zagrożenia upatruje trener Duńczyków, którego nie zdziwił też wynik starcia z Oranje:
- Szczerze mówiąc nie byłem zaskoczony. Mam dużo szacunku dla czeskiej drużyny. Grają bardzo intensywnie, są bardzo dobrze zorganizowani i bardzo silni fizycznie. Mają też oczywiście Patrika Schicka, jednego z najlepszych napastników w Europie w tej chwili - mówił Kasper Hjulmand.
Szkoleniowiec nie był jednak zadowolony z takiego obrotu spraw:
- Każdy kto myśli, że to świetnie, powinien pomyśleć jeszcze raz. Chciałbym się spotkać z Holandią. Mają kilku piłkarzy, którzy indywidualnie są lepsi od Czechów. Ale myślę, że jako zespół lepsza jest reprezentacja Czech.
W składzie naszych południowych sąsiadów nie ma dziś gwiazd. Do najbardziej rozpoznawalnych, obok Schicka, należą Tomas Soucek i Vladimir Coufal z West Hamu United oraz bramkarz Tomas Vaclik, który po trzech latach w Sevilli obecnie pozostaje bez klubu.
Euro 2020: Anglia zapomina o klątwie. Southgate zdjął z siebie etykietkę pechowca
Jest też Jakub Jankto – najlepszy zawodnik Serie A sezonu 2019/2020. Szkopuł w tym, że ten tytuł wywalczył na wirtualnej murawie, pokonując rywali w popularnej grze piłkarskiej.
Od Panenki do...Pekharta
Tym większy szacunek należy się Czechom, że potrafią nawiązać do największych sukcesów w swojej historii. Na koncie mają już pięć medali mistrzostw Europy, ale tylko dwa ostatnie zdobyte w pełni na swój rachunek.
Wcześniej zbierali zaszczyty jako Czechosłowacja i to właśnie Czechom dziś oficjalnie przypisuje się dorobek z tamtego okresu. Składają się na niego dwa brązowe medale i jeden złoty.
Pierwszy raz na podium stanęli w premierowej odsłonie turnieju, rozgrywanego w 1960 r. jeszcze jako Puchar Narodów Europy. Czechosłowacja zajęła tam trzecie miejsce, podobnie jak 20 lat później. W międzyczasie, od trzeciej edycji w 1968 roku – impreza przyjęła oficjalnie nazwę mistrzostw Europy.
Najbardziej pamiętnym w niej sukcesem jest złoto z 1976 roku po wygranej karnymi nad Republiką Federalną Niemiec. Wyczyn kojarzony głównie ze słynnym karnym Antoninem Panenką, który podcinką ośmieszyła Seppa Maiera. Niemiecki bramkarz miał się za to śmiertelnie obrazić i ponoć nie przeszło mu do dziś.
Euro 2020: Didier Deschamps może stracić pracę? Zidane możliwym następcą
Wypada jednak oddać sprawiedliwość Słowakom, których w wyjściowej jedenastce na finałowy mecz EURO 1976 było sześciu, czyli ponad połowa. Im również należy się przynajmniej pół medalu.
Kolejne sukcesy przyszły już po rozpadzie Czechosłowacji. Czesi grając w obu przypadkach piękną piłkę zdobyli medale EURO 1996 i 2004.
W 1996 roku prowadzili w finale z Niemcami, ale dwa gole rezerwowego Olivera Bierhoffa dały mistrzostwo rywalom. To drugie trafienie było pierwszą w historii „złotą bramką” i automatycznie zamknęło finał.
- Ten gol do dziś budzi mnie w nocy – wspominał Petr Kouba, który przy nim zawinił.
Osiem lat później nasi południowi sąsiedzi grali prezentowali się najlepiej na EURO w Portugalii. Do czasu gdy w półfinale na ich drodze stanęli greccy bogowie defensywy. Tym razem zadecydowała „srebrna bramka”, która jednak była jak złota – po jej zdobyciu do końca pierwszej części dogrywki nie została nawet minuta.
Piłkarska Europa płakała po awansie do finałów nudnych Greków, kosztem ekscytująco grających Czechów. Tak w 1996, jak w 2004 r. mieli oni w swojej drużynie wielkie nazwiska – Karel Poborsky, Pavel Nedved, Patrik Berger, Petr Cech. Obecnie próżno szukać w kadrze piłkarzy o zbliżonym dorobku, choć łatwo można wysnuć analogię między mającym na EURO 2020 już 4 gole na koncie Schickiem, a królem strzelców tej imprezy w 2004 roku – Milanem Barosem. Jego partnerem w ataku był wówczas dwumetrowy Jan Koller. Obecnie jednak Czesi preferują grę z jednym napastnikiem, co nie daje szansy na sprawdzenie się w podobnej roli królowi strzelców Ekstraklasy – Tomasowi Pekhartowi z warszawskiej Legii.
Gwiazdy w każdej formacji
Kursy bukmacherskie wyraźnie faworyzują Danię. Trudno się dziwić, bo dwa ostatnie zwycięstwa odniosła w porywającym stylu. Wcześniej jak równy z równym walczyła z jednym z faworytów – Belgią. Tylko mecz z Finlandią im nie wyszedł, ale z perspektywy trzech kolejnych jeszcze lepiej widać, jak wielki wypływ na to miała sytuacja z zasłabnięciem Christiana Eriksena.
Piłkarz Interu, choć w minionym sezonie często nie mieścił się w jego pierwszym składzie, miał być na EURO 2020 jednym z liderów kadry. W przeciwieństwie do Czechów, Duńczykom nie brakuje jednak piłkarzy w czołowych europejskich klubach. Simon Kjaer z Milanu i Andreas Christensem z Chelsea to filary defensywy, w pomocy rządzą Emile Hojbjerg z Tottenhamu i Thomas Delaney z Borussii Dortmund, a w ataku jest m.in. Martin Braithwaite z FC Barcelona.
Premier League: Rafa Benitez nowym trenerem Evertonu mimo protestów kibiców
Oni pod nieobecność kolegi ponieśli drużynę, choć nie bez znaczenia była też np. decyzja o wystawieniu w 1/8 finału od pierwszej minuty Kaspera Dolberga. Napastnik OGC Nice wcześniej na turnieju zagrał tylko 30 minut. Z Walijczykami odwdzięczył się dwoma golami i teraz jest pewniakiem do gry przeciw Czechom.
Pomogła też wizyta Christiana Eriksena, do której doszło jeszcze przed spotkaniem 1/8 finału:
- Wszyscy chcieliśmy wiedzieć, że Christian ma się dobrze. Jego wizyta pomogła wymazać z pamięci obraz, jaki wszyscy mieliśmy w głowach po wydarzeniach z pierwszego meczu, zadziałała jak katalizator. Dzięki temu mogliśmy skupić się na grze, mieliśmy więcej spokoju – powiedział Kasper Schmeichel.
„Duński dynamit” znów z podwójną motywacją
To właśnie osoba obecnego bramkarza Leicester City stanowi najbardziej oczywistą analogię między obecną drużyną Duńczyków, a jej największym sukcesem z przeszłości.
Zanim jednak do niego doszło Dania już w 1964 r. znalazła się w gronie finalistów, zajmując w nim ostatnie, czwarte miejsce. 20 lat później dotarła do półfinału, w którym uległa po rzutach karnych Hiszpanii. Turniej we Francji był pierwszym, w którym nie rozgrywano meczu o trzecie miejsce, zatem Duńczycy, podobnie jak przegrani z drugiego półfinału Portugalczycy otrzymali automatycznie brązowe medale.
W 1992 roku wydarzyła się sensacja, której nie da raczej rady przebić ewentualny triumf któregokolwiek z tegorocznych ćwierćfinalistów. Duńczycy nie awansowali nawet na finały EURO 1992 by pojechać na nie po dyskwalifikacji Jugosławii a następnie w niewiarygodny sposób je wygrać. Pisaliśmy o tym szerzej w pierwszym z odcinków Historii Euro.
EURO 2020 dopisało kolejny odcinek, bo nie sposób dziś uniknąć analogii między mistrzowską drużyną z 1992 a obecną. Wspominaliśmy już o Schmeichelu. Jego ojciec – Peter – był absolutną gwiazdą tamtego turnieju. Liderem zespołu tak na boisku, jak i poza nim.
Nie można też nie wspomnieć, że „duński dynamit” kolejny raz ma dodatkową motywację by wybuchnąć z całą mocą. Sytuacja z Christianem Eriksenem, jego walka o życie i powrót do zdrowia wyzwoliły w Duńczykach nowe siły. Podobnie jak w 1992 roku z Kimem Vilfortem i jego chorą córką Line.
- Na tych mistrzostwach nasza drużyna miała 21 , a nie 20 zawodników – mówił trener Richard Moeller Nielsen po sensacyjnym triumfie.
Jej ojciec w finale strzelił druga bramkę Niemcom i przesądził kwestię triumfu. To była historia jak z bajki Andersena. Niestety także tej o „Dziewczynce z Zapałkami”.
Medal dla „kopciuszka”, a kiedy nasza kolej?
Niezależnie od tego kto awansuje – Czechy czy Dania – będzie to sensacja, bo zwycięzca zapewni sobie już medal EURO 2020. W półfinale znajdzie się jeden z „kopciuszków” a zabraknie m.in. Niemiec, Holandii czy Portugalii.
To ogromny sukces dla nacji spoza ścisłego grona faworytów, które do zaszczytów prowadzą rodzimi trenerzy, do tej pory sukcesy święcący jedynie w ojczyźnie. Stąd już krótka droga do pytania, które od dawna męczy polskich kibiców – skoro da się osiągnąć wynik w mniejszym kraju, z mniejszą ilością zarejestrowanych klubów czy piłkarzy i bez Roberta Lewandowskiego w składzie, to czemu nie da się u nas? Oglądajmy uważnie sobotni ćwierćfinał, być może po nim będziemy bliżej odpowiedzi.
Czytaj także:
MK