Sprawa pań na listach wyborczych już w Sejmie. Pierwsze
czytanie obywatelskiego projektu, pod którym zebrano 150 tysięcy
podpisów odbędzie się w czwartek.
Dyskutowany będzie projekt wniesiony do laski marszałkowskiej przez Kongres Kobiet.
PO
najprawdopodobniej zrezygnuje ze składania w Sejmie własnego projektu
ws. parytetów. Klub PO ciągle nie może uzgodnić jednolitego stanowiska,
część posłów Platformy uważa, że ustawowe ustalanie liczby kobiet na
listach wyborczych jest nie do przyjęcia.
Dlatego wszystko
wskazuje na to, że - zamiast gotowego już własnego projektu - Platforma
zgłosi poprawkę do złożonego w Sejmie projektu obywatelskiego. Projekt
obywatelski wprowadza 50 proc. parytet na listach wyborczych, poprawka
obniży tę kwotę do 30 proc.
"Większość klubu PO jest
przeciwko parytetom w ogóle, tak oceniam nastroje w klubie. A w takiej
sytuacji lepiej zgłosić poprawkę do innego projektu niż własny projekt.
Byłoby zupełnie niezrozumiałym, żeby zgłaszać projekt klubowy, który
następnie przepadnie w głosowaniu. Wszystko wskazuje na to, że zgłosimy
właśnie poprawkę, a nie własny projekt" - poinformowało źródło we
władzach klubu PO.
"Za mało kobiet w polityce"
Zwolennicy
wprowadzenia ustawy parytetowej spotkali się we wtorek w Sejmie na
konferencji "Kobiety w polityce". Jednoznacznie za wprowadzeniem
parytetów opowiedział się Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy
Buzek. Zaproponował jednak, by na początek było to 35 procent.
Całkowicie
odrzucił pogląd, że jest to rozwiązanie niedemokratyczne. Jerzy Buzek
dodał, że nie we wszystkich krajach kwoty lub parytety się sprawdziły
ale nigdzie nie doszło do zmniejszenia udziału kobiet w polityce.
Marszałek
Sejmu Bronisław Komorowski przyznał, że w Polsce jest problem za małej
obecności kobiet w życiu publicznym i zawodowym ale dodał, że kwestią
dyskusyjną pozostaje jaką metodą ten problem rozwiązać. Marszałek
zachęcał do rzetelnej debaty.
Współorganizatorka
zeszłorocznego Kongresu Kobiet, Henryka Bochniarz poinformowała, że
wyzwolił on wielką energię i stał się impulsem do dalszych działań.
Powstało Stowarzyszenie "Kongres Kobiet" , które będzie obserwować
kampanię prezydencką a także wspomagać kobiety startujące w wyborach
samorządowych. Henryka Bochniarz podkreśliła, że parytety nie są sprawą
kobiet ale całego społeczeństwa.
Henryka Bochniarz poinformowała, że w dniach 18-19 czerwca odbędzie się II Kongres Kobiet.
Gazeta Wrocławska zapytała posłanki, co myślą na temat parytetów:
Ewa
Wolak, PO: Nie jestem za parytetami, bo nie popieram projektów
kategoryzujących ludzi. Jeszcze nie zdecydowałam, jak zagłosuję.
Komitety wyborcze zawsze potrzebowały kobiet i same ich szukały.
Dlaczego jednak parytety mają dotyczyć tylko pań, a nie np. osób
niepełnosprawnych czy grup zawodowych? Mimo wątpliwości doceniam, że o
kobietach się mówi, a ich sprawy są ważne.
Aleksandra
Natalli-Świat, PiS: To błędny zaułek. Posłem powinien zostać ten, kto
się do tego nadaje. Najważniejsze są wiedza i umiejętności. Kobiety w
Polsce są dobrze wykształcone i dobrze wypadają w ocenie ich
umiejętności. W okręgu wrocławskim PiS są dwie posłanki i poseł - dowód
na to, że kobieca reprezentacja jest silna bez parytetów. Najważniejsza
jest ocena merytoryczna.
Aldona Młyńczak, PO: sprawa jest
bardziej skomplikowana. Ale tak, będę głosowała za ustawą parytetową.
Uważam, że 30 proc. miejsc dla kobiet na listach wyborczych to
optymalna liczba. Kobiety powinny dostać zachętę do zaangażowania się w
politykę. Jednak ustawa powinna działać przejściowo - przez jedną lub
dwie kadencje. Nie sądzę, by trzeba było stosować ją stale.
Beata
Kempa, PiS: Popieram. Ale sądzę, że zamiast określania sztywnej liczby
kobiet na listach kandydatów, lepiej byłoby premiować, np. finansowo,
partie, które wprowadziłyby określoną liczbę pań do Sejmu lub
samorządu. Jeśli kobieta ma rodzinę, pracuje i udziela się społecznie,
to jest naprawdę dobrym nabytkiem. Poza tym, panie są bardziej rzeczowe
i łatwiej się z nimi dogadać.
kg,Informacyjna Agencja Radiowa (IAR), Gazeta Wrocławska,PAP