Nagrany dla Recart album „Entrails United” to opowieść o dojrzewaniu do współpracy, do nawiązywania nici porozumienia pomiędzy muzykami. Za komponowanie biorą się wszyscy członkowie zespołu, razem biorą na siebie ciężar przeskakiwania kolejnych płotków – to daje im dodatkową energię, powoduje, że chłopaki wydają się od pierwszego do ostatniego numeru nie opadać z sił. Długi – 66 minutowy materiał – to poważne potraktowanie słuchacza – który może poczuć się ukontentowany muzycznymi barwami zawartymi na „Entrails United”. Właściwie jedynym dłuższym odpoczynkiem jest „Viankolia” i Wise One – utwory głęboko melancholijne, pokazujące bardziej stonowaną, przepełnioną zadumą twarz zespołu. Najnowszy album Licaka stanowi duży krok do przodu – w stosunku do jego również polsko – duńskiego projektu sprzed dwóch lat „Trouble Hunting”.
Improwizacje w cztery oczy – przyciągający uwagę duet Tomasza Sroczyńskiego i Marka Pospieszalskiego. Pierwszy to – skrzypce i samplery, drugi to - saksofon tenorowy, klarnet altowy. „Bareness” (wyd. Requiem) to, co ciekawe, żadne dzikie pościgi, przekrzykiwanie się, czy wydawanie „nieludzkich” pisków – jak często oceniają ci, którzy raczej z niechęcią przyglądają, a raczej przysłuchują temu, co też to nowego nie wymyślą niektórzy domorośli, samozwańczy awangardyści. Dwaj muzycy i mnóstwo pomysłów na wykorzystanie ciekawego zestawienia instrumentów podlanych, skromnie bo skromnie, elektronicznym sosem. Muzyka rozpięte gdzieś pomiędzy sonoryzmem a folkowymi nutami, jedynie rzadko przechodząca w rozpoznawalną melodię. Instrumenty obsługiwane przez obu muzyków mijają się, zderzają w najmniej spodziewanych momentach, wchodzą w interakcje, by za chwilę bawić się swoimi klockami. Chociaż ktoś mógłby po pierwszym przesłuchaniu „Bearnses” zarzucić jego autorom stosunkowo „lekkie” brzmienie, to jednak daleki jestem od pozbawiania tego dzieła głębi.
Konrad Kucz (symulator orkiestrowy EAST/WEST), Robert Rasz (perkusja, instrumenty perkusyjne) i Mateusz Kwiatkowski (wiolonczela) – i przede wszystkim Witold Lutosławski – jego twórczość, osobowość i życiowe dzieło zaszczepione w duszach młodego muzycznego pokolenia, będącego inspiracją do ciągłego odkrywania jego muzyki na nowo. „Lutoslavia” (wyd. Requiem) to zdecydowanie najciekawszy pozaklasyczny projekt powstały dla uczczenia okrągłej rocznicy drugiego po Chopinie najwybitniejszego polskiego kompozytora. Gdzieś pomiędzy muzyką współczesną, improwizowaną, a post-rockiem - trójka muzyków odpowiada na pomysły Lutosławskiego, którego interpretowane dzieła umieszcza w sceneriach kosmicznych pustkowi, na których hula mroźny wiatr, gdzie panuje przeszywająca lękiem cisza i krzyk. „Lutoslavia” to niepełne 40 minut prób uchwycenia geniuszu naszego kompozytora.
Najnowszy krążek "Work" (wyd. Kilogram Records) jest zapisem koncertu Olbrzyma i Kurdupla, który odbył się w ubiegłym roku w Krakowie w klubie "Alchemia". To już trzeci krążek freejazzowego duetu – który od siedmiu lat buduje swoją wysoce oryginalną tożsamość. Pamiętają Państwo ich debiutancką płytę „Frrrrr.... „? Czy sprzed dwóch lat „Six Philosophical Games”? Jeśli nie, to zachęcam do zapoznania się z tymi pozycjami, gdyż „Work” stanowi pewnego rodzaju podsumowanie rozwoju gitarzysty Marcina Bożka i saksofonisty tenorowego Tomasza Gadeckiego. Wolni i nieskrępowani – pozostawieni sami sobie – z radością i pasją czerpią z głębokich zapasów swojej wyobraźni. Obaj lubią tworzyć muzykę nastrojową, gdzie delikatne szarpnięcie strun znaczy naprawdę dużo, gdzie pojedyncze dźwięki wydawane rytmicznie przez saksofonistę nie pozostają bez znaczenia. „Work” to idealna muzyka pod ciekawy film animowany – obaj muzycy mają kieszenie wypełnione pomysłami – nudzić się z nimi nie sposób.
Jeśli komuś przypadnie do gustu improwizowanie Gadeckiego, to może sprawdzić, jak wychodzi mu gra na barytonie i to w duecie z innym saksofonistą bartytonowym, a w wypadku „Melt” (wyd. Not Two) saksofonistką – Pauliną Owczarek. Ich projekt Sam Bar to w wielu momentach prześmiewcze parafrazowanie gry partnera, żartowanie, bawienie się formą. Nie byłem na koncercie duetu, ale myślę, że artyści dostarczają publiczności sporo dobrej zabawy. Całkowita improwizacja – para zna się na tyle dobrze, że nie stawia sobie żadnych ram i ograniczeń. Po prostu wychodzi na scenę i sprawdza, czy ma coś jeszcze wspólnie do powiedzenia.
Jeśli wibrafon i marimba – to zapewne na okładce płyty znajdziemy Dominika Bukowskiego, który całkowicie zmonopolizował te instrumenty na naszej krajowej scenie. Do współpracy na swojej najnowszej płycie „Simple Words” (wyd. Soliton) zaprosił doświadczonego kontrabasistę Piotra Lemańczyka, perkusistę Przemysława Jarosza, a także indonezyjskiego pianistę Sri Hanuraga, którego poznał podczas nagrywania płyty Krystyny Stańko. Przyznam, że połączenie instrumentów Bukowskiego z fortepianem robi fantastyczne wrażenie, a także uwalnia oba instrumenty, które mają dużo miejsca by tworzyć przenikające się przestrzenie brzmieniowe. „Simple Words” utrzymane jest w spokojnych klimatach, bez zbędnego zapętlania się i sztucznych przyspieszeń. Bukowski nie zmienia stylistyki, którą znamy od dobrych kilku lat - on ją stopniowo, z płyty na płytę ubogaca.
https://www.youtube.com/watch?v=QBaAFBavRT4
https:\/\/jazzsoul.pl/2013/12/27/recenzja-kamil-skorupski-questions-for-tonight/
Trochę mainstreamowego jazzu, dużo smooth-jazzu, a wszystko to polane funky’em. Kamil Skorupski na debiutanckiej płycie „Questions for tonight” stara się ze swoją muzyką dotrzeć przede wszystkim do tych, którzy lubią dobry wokal – stąd aż pięć numerów ze śpiewem, a także do tych, którzy preferują nie jazz, ale muzykę z domieszką jazzu. Skorupski lubi romantyczne, nieraz sentymentalne melodie, „porywające za serce” - i takie właśnie pisze kompozycje. Na krążku gra na saksofonie altowym, barytonowym, tenorowym, sopranowym oraz na pianie. Towarzyszą mu w tym: Marcin Nagnajewicz – gitary, Wawrzyniec Prasek – piano elektryczne, Karol Sypytkowski – gitara basowa oraz Maciej Dziemski – perkusja, a także wokalistki: Dorota Pietraszuk, Ewa Szlachcic i Monika Kraśko. Pogodna muzyka, w sam raz na romantyczne wieczory we dwoje.
Perry Robinson na klarnecie, basista Christian Ramond, perkusista Klaus Kugel – a w tym międzynarodowym towarzystwie nasz znakomity akordeonista Robert Kusiołek. Wydany przez Multikulti „The Universe” to zaprzeczenie neotangowskich, jazzowomainstreamowych produkcji Dino Saluzziego. To też zupełnie inny klimat niż klezmersko-improwizowanych poczynań Bester Quartet. „The Universe” to rzeczywiście muzyczny świat zderzeń, często mocnego grania, urywania się z uprzęży kolejnych instrumentów. To, co Robert Kusiołek robił trzy lata temu na mocno etnicznym i nawiązującym do muzyki współczesnej „Nuntium” – teraz przenosi na grunt jeszcze większego rozluźnienia strukturalnego gorsetu. Przyznam, że w ośmiu częściach albumu, najbardziej do gustu przypadły mi te kontemplacyjne, niby oderwane od dramaturgii płyty, od erupcyjnych wstrząsów, którymi usiany jest cały materiał. Szkoda, że Kusiołek do tej pory był tak mało aktywny na scenach, a jego projekty (choćby duet z saksofonistą Pawłem Postaremczakiem) nie spotykały się z szerszym zainteresowaniem. W tym muzyku drzemie wciąż nieodkryty i nie do końca wyeksploatowany potencjał. Potencjał, który warto by było dobrze zagospodarować.
Nagrany dla Recart album „Entrails United” to opowieść o dojrzewaniu do współpracy, do nawiązywania nici porozumienia pomiędzy muzykami. Za komponowanie biorą się wszyscy członkowie zespołu, razem biorą na siebie ciężar przeskakiwania kolejnych płotków – to daje im dodatkową energię, powoduje, że chłopaki wydają się od pierwszego do ostatniego numeru nie opadać z sił. Długi – 66 minutowy materiał – to poważne potraktowanie słuchacza – który może poczuć się ukontentowany muzycznymi barwami zawartymi na „Entrails United”. Właściwie jedynym dłuższym odpoczynkiem jest „Viankolia” i Wise One – utwory głęboko melancholijne, pokazujące bardziej stonowaną, przepełnioną zadumą twarz zespołu. Najnowszy album Licaka stanowi duży krok do przodu – w stosunku do jego również polsko – duńskiego projektu sprzed dwóch lat „Trouble Hunting”.
Dwaj wybitni, mieszkający na stałe zagranicą muzycy, legendarny poznański klub i to, co fani jazzu kochają najbardziej: tworzona na żywo, w pełni zaimprowizowana, pulsująca życiem, pasją i emocjami, ulotna jak wszystkie piękne chwile - muzyka. W wypadku duetu Andrzej Olejniczak (saksofony, klarnet) i Vladyslav ''Adzik'' Sendecki (instrumenty klawiszowe) i ich koncertu sprzed dwóch lat (11 lutego) w klubie Blue Note - mamy to szczęście, że właśnie ukazała się będąca jego zapisem płyta „Blue Note Birthday Live #2” (wyd. Studio Miles). O takich wydaniach mówi się używając jednego, wszystko wyjaśniającego określenia: magia. Obaj wykonawcy uzyskali potężne wsparcie od dwóch znakomitych muzyków: na kontrabasie słyszymy Laurenta Vernereya, a na perkusji Marka Mondesira (tak, tak, tego samego, którego kojarzymy z projektów Johna McLaughlina i koncertów m.in z Brandforda Marsalisa). Mam tę przyjemność posiadać w swojej skromnej kolekcji ''Live At Altxerri'' (2004) Olejniczaka - zdobywcę tytułu ''jazzowej płyty roku'' w Hiszpanii, kraju, w którym ten znakomity saksofonista poświęca się jako pedagog, gdzie żyje i koncertuje. „Blue Note Birthday Live #2” to jednak wejście na kolejny poziom! Album naznaczony jest przez dwie wielkie osobistości, prowadzące ze sobą nieustanny dialog, zasypujące się pytaniami i przekrzykujące w odpowiedziach, by za chwilę pogrążyć się w głębokiej medytacji. Czarujący krążek – nie ma się co dziwić, że koncert zespołu uświetnił obchodzone przez Blue Note 14. urodziny – ciężko o lepszy prezent!
Improwizacje w cztery oczy – przyciągający uwagę duet Tomasza Sroczyńskiego i Marka Pospieszalskiego. Pierwszy to – skrzypce i samplery, drugi to - saksofon tenorowy, klarnet altowy. „Bareness” (wyd. Requiem) to, co ciekawe, żadne dzikie pościgi, przekrzykiwanie się, czy wydawanie „nieludzkich” pisków – jak często oceniają ci, którzy raczej z niechęcią przyglądają, a raczej przysłuchują temu, co też to nowego nie wymyślą niektórzy domorośli, samozwańczy awangardyści. Dwaj muzycy i mnóstwo pomysłów na wykorzystanie ciekawego zestawienia instrumentów podlanych, skromnie bo skromnie, elektronicznym sosem. Muzyka rozpięte gdzieś pomiędzy sonoryzmem a folkowymi nutami, jedynie rzadko przechodząca w rozpoznawalną melodię. Instrumenty obsługiwane przez obu muzyków mijają się, zderzają w najmniej spodziewanych momentach, wchodzą w interakcje, by za chwilę bawić się swoimi klockami. Chociaż ktoś mógłby po pierwszym przesłuchaniu „Bearnses” zarzucić jego autorom stosunkowo „lekkie” brzmienie, to jednak daleki jestem od pozbawiania tego dzieła głębi.
Konrad Kucz (symulator orkiestrowy EAST/WEST), Robert Rasz (perkusja, instrumenty perkusyjne) i Mateusz Kwiatkowski (wiolonczela) – i przede wszystkim Witold Lutosławski – jego twórczość, osobowość i życiowe dzieło zaszczepione w duszach młodego muzycznego pokolenia, będącego inspiracją do ciągłego odkrywania jego muzyki na nowo. „Lutoslavia” (wyd. Requiem) to zdecydowanie najciekawszy pozaklasyczny projekt powstały dla uczczenia okrągłej rocznicy drugiego po Chopinie najwybitniejszego polskiego kompozytora. Gdzieś pomiędzy muzyką współczesną, improwizowaną, a post-rockiem - trójka muzyków odpowiada na pomysły Lutosławskiego, którego interpretowane dzieła umieszcza w sceneriach kosmicznych pustkowi, na których hula mroźny wiatr, gdzie panuje przeszywająca lękiem cisza i krzyk. „Lutoslavia” to niepełne 40 minut prób uchwycenia geniuszu naszego kompozytora
Najnowszy krążek "Work" (wyd. Kilogram Records) jest zapisem koncertu Olbrzyma i Kurdupla, który odbył się w ubiegłym roku w Krakowie w klubie "Alchemia". To już trzeci krążek freejazzowego duetu – który od siedmiu lat buduje swoją wysoce oryginalną tożsamość. Pamiętają Państwo ich debiutancką płytę „Frrrrr.... „? Czy sprzed dwóch lat „Six Philosophical Games”? Jeśli nie, to zachęcam do zapoznania się z tymi pozycjami, gdyż „Work” stanowi pewnego rodzaju podsumowanie rozwoju gitarzysty Marcina Bożka i saksofonisty tenorowego Tomasza Gadeckiego. Wolni i nieskrępowani – pozostawieni sami sobie – z radością i pasją czerpią z głębokich zapasów swojej wyobraźni. Obaj lubią tworzyć muzykę nastrojową, gdzie delikatne szarpnięcie strun znaczy naprawdę dużo, gdzie pojedyncze dźwięki wydawane rytmicznie przez saksofonistę nie pozostają bez znaczenia. „Work” to idealna muzyka pod ciekawy film animowany – obaj muzycy mają kieszenie wypełnione pomysłami – nudzić się z nimi nie sposób.
Jeśli komuś przypadnie do gustu improwizowanie Gadeckiego, to może sprawdzić, jak wychodzi mu gra na barytonie i to w duecie z innym saksofonistą bartytonowym, a w wypadku „Melt” (wyd. Not Two) saksofonistką – Pauliną Owczarek. Ich projekt Sam Bar to w wielu momentach prześmiewcze parafrazowanie gry partnera, żartowanie, bawienie się formą. Nie byłem na koncercie duetu, ale myślę, że artyści dostarczają publiczności sporo dobrej zabawy. Całkowita improwizacja – para zna się na tyle dobrze, że nie stawia sobie żadnych ram i ograniczeń. Po prostu wychodzi na scenę i sprawdza, czy ma coś jeszcze wspólnie do powiedzenia.
Jeśli wibrafon i marimba – to zapewne na okładce płyty znajdziemy Dominika Bukowskiego, który całkowicie zmonopolizował te instrumenty na naszej krajowej scenie. Do współpracy na swojej najnowszej płycie „Simple Words” (wyd. Soliton) zaprosił doświadczonego kontrabasistę Piotra Lemańczyka, perkusistę Przemysława Jarosza, a także indonezyjskiego pianistę Sri Hanuraga, którego poznał podczas nagrywania płyty Krystyny Stańko. Przyznam, że połączenie instrumentów Bukowskiego z fortepianem robi fantastyczne wrażenie, a także uwalnia oba instrumenty, które mają dużo miejsca by tworzyć przenikające się przestrzenie brzmieniowe. „Simple Words” utrzymane jest w spokojnych klimatach, bez zbędnego zapętlania się i sztucznych przyspieszeń. Bukowski nie zmienia stylistyki, którą znamy od dobrych kilku lat - on ją stopniowo, z płyty na płytę ubogaca.
Trochę mainstreamowego jazzu, dużo smooth-jazzu, a wszystko to polane funky’em. Kamil Skorupski na debiutanckiej płycie „Questions for tonight” stara się ze swoją muzyką dotrzeć przede wszystkim do tych, którzy lubią dobry wokal – stąd aż pięć numerów ze śpiewem, a także do tych, którzy preferują nie jazz, ale muzykę z domieszką jazzu. Skorupski lubi romantyczne, nieraz sentymentalne melodie, „porywające za serce” - i takie właśnie pisze kompozycje. Na krążku gra na saksofonie altowym, barytonowym, tenorowym, sopranowym oraz na pianie. Towarzyszą mu w tym: Marcin Nagnajewicz – gitary, Wawrzyniec Prasek – piano elektryczne, Karol Sypytkowski – gitara basowa oraz Maciej Dziemski – perkusja, a także wokalistki: Dorota Pietraszuk, Ewa Szlachcic i Monika Kraśko. Pogodna muzyka, w sam raz na romantyczne wieczory we dwoje.
Perry Robinson na klarnecie, basista Christian Ramond, perkusista Klaus Kugel – a w tym międzynarodowym towarzystwie nasz znakomity akordeonista Robert Kusiołek. Wydany przez Multikulti „The Universe” (wyd. Multikulti) to zaprzeczenie neotangowskich, jazzowomainstreamowych produkcji Dino Saluzziego. To też zupełnie inny klimat niż klezmersko-improwizowanych poczynań Bester Quartet. „The Universe” to rzeczywiście muzyczny świat zderzeń, często mocnego grania, urywania się z uprzęży kolejnych instrumentów. To, co Robert Kusiołek robił trzy lata temu na mocno etnicznym i nawiązującym do muzyki współczesnej „Nuntium” – teraz przenosi na grunt jeszcze większego rozluźnienia strukturalnego gorsetu. Przyznam, że w ośmiu częściach albumu, najbardziej do gustu przypadły mi te kontemplacyjne, niby oderwane od dramaturgii płyty, od erupcyjnych wstrząsów, którymi usiany jest cały materiał. Szkoda, że Kusiołek do tej pory był tak mało aktywny na scenach, a jego projekty (choćby duet z saksofonistą Pawłem Postaremczakiem) nie spotykały się z szerszym zainteresowaniem. W tym muzyku drzemie wciąż nieodkryty i nie do końca wyeksploatowany potencjał. Potencjał, który warto by było dobrze zagospodarować.
Mieczysław Burski