Wydanie nagrań Kai Danczowskiej to wspaniały dowód na to, jak znakomitych mamy w naszym kraju artystów i jak warto promować ich twórczość artystyczną.
Pięknie wydany przez Polskie Radio, 7-płytowy boks, z grubą książeczką, wypowiedziami i wspomnieniami skrzypaczki – to dopracowane w każdym calu wydawnictwo, które na pewno zainteresuje miłośników klasyki najwyższych lotó. Kaja Danczowska, niestety, nigdy nie została, na miarę swojego wielkiego talentu, odpowiednio zagranicą doceniona, ale w kraju zyskała sobie opinię wybitnej solistki. Zaskakujące jest jednak jak mało płyt z jej interpretacjami pojawiło się na rynku. Dlatego też w boksie znajdują się aż 22 nagrania po raz pierwszy zarejestrowane na płytach, które do tej pory znajdowały się w archiwach Polskiego Radia i niemieckich radiofonii.
Jest to bardzo osobista selekcja, gdyż dokonała jej sama skrzypaczka, która dodatkowo wspomina wykonywanie danego utworu. A że ma doskonałą pamięć, więc każda z jej interpretacji – to kolejna fascynująca historia. Co więcej, na krążkach znajdziemy całą plejadę znakomitych dyrygentów, m.in.: Antoniego Wita, Kazimierza Korda czy Agnieszkę Duczmal, a w utworach kameralnych artystce towarzyszą m.in. Krystian Zimerman i Janusz Olejniczak. 7 płyt to znane i lubiane koncerty, jak choćby: Mozarta, Mendelssohna, Szostakowicza i Panufnika, a także sonaty m.in. Brahmsa i Szymanowskiego i liczne „encores”. Zdobywczyni licznych nagród, znakomita solistka i pedagog – Kaja Danczowska to prawdziwy skarb dla polskiej kultury.
Skarbem są też utwory na skrzypce i fortepian Józefa Elsnera (polskiego kompozytora niemieckiego pochodzenia, który zasłynął jako nauczyciel Fryderyka Chopina) – które można usłyszeć na krążku „Elsner: Violin And Pianoforte Works” (wyd. Polskie Radio) w wykonaniu Słwomira Tomasika i Edwarda Wolanina. Album wyszedł w 245. rocznicę urodzin i 160. rocznicę śmierci kompozytora. Znajdziemy na nim wszystkie zachowane dzieła na te instrumenty: trzy Sonaty op. 10 oraz dwa polonezy: D-dur à Madame Sophie Czartoryska i E-dur Lodoïska de Kreutzer. Sonaty, co prawda, ukazały się wcześniej nakładem Acte Prealable w wykonaniu Joanny i Andrzeja Gębskiego, ale reszta jego muzycznego dorobku pozostaje w Polsce prawie nieznana. Warto sięgnąć po „Elsner: Violin And Pianoforte Works” także dlatego, że wykonawcy dążyli, by wykonanie było jak najbliższe temu, jak mogło ono brzmieć w latach skomponowania utworów. Dlatego nie tylko grają na instrumentach z epoki, ale nawet skrzypek posługuje się smyczkiem François’a Tourte’a z ok. 1785 roku, stworzonym przez znanego polskiego lutnika Michała Więckowskiego. Melodyjne, przepełnione harmonią i stonowaniem – dzieła Elsnera warte są przypomnienia i stanowią dowód, że w tych latach w Polsce tworzono muzykę na wyjątkowo wysokim poziomie.
Cykl symfonii Czajkowskiego jest bez wątpienia jednym z najważniejszych dokonań w repertuarze symfonicznej muzyki późnoromantycznej, jak też symfoniki w ogóle. Czajkowskiemu, bazującemu na dokonaniach wielkich poprzedników, przede wszystkim zaś na cyklu symfonii Beethovena , udało się stworzyć muzykę niepowtarzalną – pełną bogatych melodii, liryzmu ale i wielkiego dramatu, który swój punkt kulminacyjny osiąga w 6, najsłynniejszej symfonii „Patetycznej”. Podobnie jak w przypadku wspomnianego już Beethovena, również u Czajkowskiego symfonie w pełni oddają i niejako obrazują życie kompozytora, zarówno jako artysty, ale przede wszystkim jako człowieka targanego wielkimi namiętnościami, nieodzownymi dla każdego twórcy doby romantyzmu.
Cykl 6 symfonii, (dodatkowo w omawianym boksie znalazła się również nienumerowana symfonia Manfred) i 3 najpopularniejsze uwertury, w interpretacji Riccardo Mutiego i Philharmonia Orchestra (wyd. Warner Classic), są z pewnością godne rekomendacji, pełne pasji, energii, wiernie oddają kunszt i innowacyjność kompozytora, łączącego taneczność i koloryt folkloru rosyjskiego z pewną surowością i zorganizowaniem charakterystycznym dla klasycyzmu. Mutiemu, dzięki dużej wrażliwości i wyobraźni muzycznej udało się bezbłędnie oddać to, co w muzyce Czajkowskiego najważniejsze – piękno i bogactwo melodii oraz dramatyzm, nie popadając przy tym w prosty sentymentalizm i zbytnią pompatyczność.
Można powiedzieć, że nie było i nie będzie lepszego, bardziej przejmującego i ocierającego się o granice absolutu wykonania koncertu wiolonczelowego Edwarda Elgara, niż to dokonane przez Jacqueline du Pré i sir Johna Barbirolliego. Granic tej maestrii udało się dwa lata temu dotknąć innej kobiecie grającej na tym instrumencie, młodej Amerykance Alisie Weilestein. Towarzyszył jej na tym nagraniu Daniel Barenboim – wspaniały pianista i wielki dyrygent. A że jest miłośnikiem brytyjskiego kompozytora, nie ma się co dziwić, że kontynuuje swoją przygodę z jego najważniejszymi dziełami, czego nie czynił od początku lat 90. Dzięki temu, w tym roku otrzymujemy interpretację II Symfonii Elgara (wyd. Decca), zarejestrowanej wraz z Staatskapelle Berlin – która uważana jest powszechnie, obok swoich odpowiedników stworzonych przez Vaughana Williamsa i Waltona – za jedną z najważniejszych w historii brytyjskiej muzyki. A że Barenboim najlepszej czuje się w późnoromantycznym repertuarze: Brahmsa, Brucknera i Czajkowskiego, nie ma się co dziwić, że nadał temu przepełnionemu pesymizmem i melancholią za czasami potęgi gasnącego imperium, dziełu błysk i energię znaną z utworów Wagnera. Można mieć tylko nadzieję, że dyrygent pójdzie za ciosem i zauważy, że także kilka innych, ważnych dzieł Elgara aż prosi się o nowe nagrania.
Uczeń prof. Romana Peruckiego, zwycięzca m.in VII Międzynarodowym Konkursie Muzyki Organowej im. J. P. Sweelincka w Gdańsku, związany m.in. z Polską Filharmonią Bałtycką w Gdańsku - Maciej Zakrzewski - wydał właśnie swoją debiutancką, solową płytę z nagraniami dzieł Liszta i Widora na organach Archikatedry Oliwskiej. Wcześniej mówiono o nim: wielki talent, nadzieja, otrzymywał liczne wyróżnienia dla młodych – zdolnych, teraz prezentuje się jako doświadczony, także międzynarodowymi koncertami - organista, który potrafi znakomicie uchwycić ważne dzieła znajdujące się w stałym repertuarze najwybitniejszych kolegów po fachu. „Liszt&Widor - Organ Works” (wyd. Soliton) to płyta fascynująca, pokazująca piękno późnoromantycznych dzieł, w której wykonawca nie stawia się na pierwszym planie, ale stara się jedynie uchwycić ulotne piękno kompozycji.
Świetny pomysł, jeszcze lepsze wykonanie. Tak można ocenić dwa znakomite albumy: „Slavonic Duets” i „German Duets” (wyd. Dux) - na których usłyszymy wspaniałe śpiewaczki: alcistkę Jadwigę Rappe i meozzosopranistkę Urszulę Kryger w repertuarze pieśni na dwa głosy i fortepian. Na pierwszym, wraz z pianistą Mariuszem Rutkowskim, prezentują one utwory słowiańskich kompozytorów: Moniuszki, Dvoraka, Dargomyszki i Cui, na drugim zaś królują działa Mendelssohna Bartholdy, Schumanna i Brahmsa. Choć wszystkie te dzieła przeznaczone były do domowego muzykowania, to jednak nawet odkurzone po wiekach, wciąż mogą być niezwykle atrakcyjne dla miłośników pięknego wokalu, w szczególności, że ciężko by było znaleźć lepsze do nich wykonawczynie. Co się tyczy partii fortepianu, to jednak czuć widoczną różnicę na korzyść kompozytorów niemieckich – gdzie wykonujący je Hartmut Holl ma o wiele trudniejsze, ale i wdzięczniejsze niż Rutkowski zadanie, gdyż wymagają one prawdziwej wirtuozerii. Jedynym mankamentem obu płyt jest... ich długość, pierwsza nie ma nawet 40 minut, a druga tylko trochę przekracza tę granicę. Szkoda, gdyż myślę, że w obu przypadkach znalazł by się materiał na wypełnienie płyt po brzegi.
Cykl czterech symfonii Johanesa Brahmsa stanowi niewątpliwie podsumowanie i ukoronowanie jego twórczości kompozytorskiej. Brahms, często nazywany trzecim z wielkiej trójki na „B”, obok Bacha i Beethovena, przez całe życie pozostawał pod wielkim wpływem dorobku pozostawionego przez wielkiego klasyka wiedeńskiego. Słynący z perfekcjonizmu – pierwszą symfonię ukończył w wieku 43 lat – nosił na sobie brzemię kompozytora mającego być następca wielkiego mistrza, stąd też w stworzonej przez niego I symfonii bardzo silnie uwidacznia się wpływy muzyki Beethovena, szczególnie IX symfonii, która jest w kilku miejscach wręcz cytowana. Nieprzypadkowo zresztą często nazywa się ją X symfonią Beethovena. Jeżeli I symfonię można traktować w kategoriach hołdu, pozostałe są już niezwykle samodzielnymi i oryginalnymi kompozycjami, stawiającymi Brahmsa w jednym szeregu z najwybitniejszymi symfonikami doby późnego romantyzmu. W omawianym boksie obok wspomnianych 4 symfonii, znajdują się dwie bardzo popularne uwertury: „ Akademicka” i „Tragiczna” oraz „Requiem niemieckie”, będące jednym z najważniejszych i najbardziej nowatorskich dzieł muzyki sakralnej. Dyrygentowi Kurtowi Masurowi wraz z filharmonikami nowojorskimi (wyd. Warner Classic) udało się w pełni oddać wielkość i kompleksowość muzyki Brahmsa, zachowując jednocześnie bijące z nich ciepło i szlachetność, które z całą pewnością stanowią kluczowy element jego twórczości.
To był wspaniały wieczór – każdy, kto tego dnia odwiedził Uniwersytet Chopina w Warszawie i znalazł się w grudniu 2011 roku na koncercie znakomitego duetu Ewy Podleś i Garricka Ohlssona - musiał czuć się w niebo wzięty. Takie duety nie zdarzają się zbyt często – para ta tworzy nastrój, wywołuje emocje, daje poczucie komfortu i obcowania z czymś wielkim, głębokim, niecodziennym. Wieczór poświęcony w całości rosyjskiemu repertuarowi zyskał sobie uznanie publiczności, która gromkimi brawami wprost zmusiła artystów do bisu. Skrajnie odmienne cykle pieśni Musorgskiego – pierwsze utwory mroczne, ciemne, dotykające tematu śmierci, przeciwstawione zostały w dalszej części koncertu zgoła odmiennym – lekkim, zwiewnym, przywołującym wspomnienia z dzieciństwa. Tego wieczoru, oprócz pełnienia funkcji akompaniatora, Ohlsson czarował publiczność krótkimi utworami Prokofieva, którym rozpoczął wieczór i preludiami Rachmaninova. Płyta dvd (wyd. Dux) z rejestracją tego spotkania to absolutne „must have” dla miłośników wokalu na najwyższym światowym poziomie!
Pięknie wydany przez Polskie Radio, 7-płytowy boks, z grubą książeczką, wypowiedziami i wspomnieniami skrzypaczki – to dopracowane w każdym calu wydawnictwo, które na pewno zainteresuje miłośników klasyki najwyższych lotów. Kaja Danczowska, niestety, nigdy nie została, na miarę swojego wielkiego talentu, odpowiednio zagranicą doceniona, ale w kraju zyskała sobie opinię wybitnej solistki. Zaskakujące jest jednak jak mało płyt z jej interpretacjami pojawiło się na rynku.
Dlatego też w boksie znajdują się aż 22 nagrania po raz pierwszy zarejestrowane na płytach, które do tej pory znajdowały się w archiwach Polskiego Radia i niemieckich radiofonii.Jest to bardzo osobista selekcja, gdyż dokonała jej sama skrzypaczka, która dodatkowo wspomina wykonywanie danego utworu. A że ma doskonałą pamięć, więc każda z jej interpretacji – to kolejna fascynująca historia. Co więcej, na krążkach znajdziemy całą plejadę znakomitych dyrygentów, m.in.: Antoniego Wita, Kazimierza Korda czy Agnieszkę Duczmal, a w utworach kameralnych artystce towarzyszą m.in. Krystian Zimerman i Janusz Olejniczak. 7 płyt to znane i lubiane koncerty, jak choćby: Mozarta, Mendelssohna, Szostakowicza i Panufnika, a także sonaty m.in. Brahmsa i Szymanowskiego i liczne „encores”. Zdobywczyni licznych nagród, znakomita solistka i pedagog – Kaja Danczowska to prawdziwy skarb dla polskiej kultury.
Okładka płyty "Józef Elsner – dzieła na skrzypce i pianoforte"
Skarbem są też utwory na skrzypce i fortepian Józefa Elsnera (polskiego kompozytora niemieckiego pochodzenia, który zasłynął jako nauczyciel Fryderyka Chopina) – które można usłyszeć na krążku „Elsner: Violin And Pianoforte Works” (wyd. Polskie Radio) w wykonaniu Sławomira Tomasika i Edwarda Wolanina. Album wyszedł w 245. rocznicę urodzin i 160. rocznicę śmierci kompozytora. Znajdziemy na nim wszystkie zachowane dzieła na te instrumenty: trzy Sonaty op. 10 oraz dwa polonezy: D-dur à Madame Sophie Czartoryska i E-dur Lodoïska de Kreutzer. Sonaty, co prawda, ukazały się wcześniej nakładem Acte Prealable w wykonaniu Joanny i Andrzeja Gębskiego, ale reszta jego muzycznego dorobku pozostaje w Polsce prawie nieznana.
Warto sięgnąć po „Elsner: Violin And Pianoforte Works” także dlatego, że wykonawcy dążyli, by wykonanie było jak najbliższe temu, jak mogło ono brzmieć w latach skomponowania utworów. Dlatego nie tylko grają na instrumentach z epoki, ale nawet skrzypek posługuje się smyczkiem François’a Tourte’a z ok. 1785 roku, stworzonym przez znanego polskiego lutnika Michała Więckowskiego. Melodyjne, przepełnione harmonią i stonowaniem – dzieła Elsnera warte są przypomnienia i stanowią dowód, że w tych latach w Polsce tworzono muzykę na wyjątkowo wysokim poziomie.
Cykl symfonii Czajkowskiego jest bez wątpienia jednym z najważniejszych dokonań w repertuarze symfonicznej muzyki późnoromantycznej, jak też symfoniki w ogóle. Czajkowskiemu, bazującemu na dokonaniach wielkich poprzedników, przede wszystkim zaś na cyklu symfonii Beethovena , udało się stworzyć muzykę niepowtarzalną – pełną bogatych melodii, liryzmu ale i wielkiego dramatu, który swój punkt kulminacyjny osiąga w 6, najsłynniejszej symfonii „Patetycznej”. Podobnie jak w przypadku wspomnianego już Beethovena, również u Czajkowskiego symfonie w pełni oddają i niejako obrazują życie kompozytora, zarówno jako artysty, ale przede wszystkim jako człowieka targanego wielkimi namiętnościami, nieodzownymi dla każdego twórcy doby romantyzmu.
Cykl 6 symfonii, (dodatkowo w omawianym boksie znalazła się również nienumerowana symfonia Manfred) i 3 najpopularniejsze uwertury, w interpretacji Riccardo Mutiego i Philharmonia Orchestra (wyd. Warner Classic), są z pewnością godne rekomendacji, pełne pasji, energii, wiernie oddają kunszt i innowacyjność kompozytora, łączącego taneczność i koloryt folkloru rosyjskiego z pewną surowością i zorganizowaniem charakterystycznym dla klasycyzmu. Mutiemu, dzięki dużej wrażliwości i wyobraźni muzycznej udało się bezbłędnie oddać to, co w muzyce Czajkowskiego najważniejsze – piękno i bogactwo melodii oraz dramatyzm, nie popadając przy tym w prosty sentymentalizm i zbytnią pompatyczność.
Można powiedzieć, że nie było i nie będzie lepszego, bardziej przejmującego i ocierającego się o granice absolutu wykonania koncertu wiolonczelowego Edwarda Elgara, niż to dokonane przez Jacqueline du Pré i sir Johna Barbirolliego. Granic tej maestrii udało się dwa lata temu dotknąć innej kobiecie grającej na tym instrumencie, młodej Amerykance Alisie Weilestein. Towarzyszył jej na tym nagraniu Daniel Barenboim – wspaniały pianista i wielki dyrygent. A że jest miłośnikiem brytyjskiego kompozytora, nie ma się co dziwić, że kontynuuje swoją przygodę z jego najważniejszymi dziełami, czego nie czynił od początku lat 90. Dzięki temu, w tym roku otrzymujemy interpretację II Symfonii Elgara (wyd. Decca), zarejestrowanej wraz z Staatskapelle Berlin – która uważana jest powszechnie, obok swoich odpowiedników stworzonych przez Vaughana Williamsa i Waltona – za jedną z najważniejszych w historii brytyjskiej muzyki. A że Barenboim najlepszej czuje się w późnoromantycznym repertuarze: Brahmsa, Brucknera i Czajkowskiego, nie ma się co dziwić, że nadał temu przepełnionemu pesymizmem i melancholią za czasami potęgi gasnącego imperium, dziełu błysk i energię znaną z utworów Wagnera. Można mieć tylko nadzieję, że dyrygent pójdzie za ciosem i zauważy, że także kilka innych, ważnych dzieł Elgara aż prosi się o nowe nagrania.
Uczeń prof. Romana Peruckiego, zwycięzca m.in VII Międzynarodowym Konkursie Muzyki Organowej im. J. P. Sweelincka w Gdańsku, związany m.in. z Polską Filharmonią Bałtycką w Gdańsku - Maciej Zakrzewski - wydał właśnie swoją debiutancką, solową płytę z nagraniami dzieł Liszta i Widora na organach Archikatedry Oliwskiej. Wcześniej mówiono o nim: wielki talent, nadzieja, otrzymywał liczne wyróżnienia dla młodych – zdolnych, teraz prezentuje się jako doświadczony, także międzynarodowymi koncertami - organista, który potrafi znakomicie uchwycić ważne dzieła znajdujące się w stałym repertuarze najwybitniejszych kolegów po fachu. „Liszt&Widor - Organ Works” (wyd. Soliton) to płyta fascynująca, pokazująca piękno późnoromantycznych dzieł, w której wykonawca nie stawia się na pierwszym planie, ale stara się jedynie uchwycić ulotne piękno kompozycji.
Świetny pomysł, jeszcze lepsze wykonanie. Tak można ocenić dwa znakomite albumy: „Slavonic Duets” i „German Duets” (wyd. Dux) - na których usłyszymy wspaniałe śpiewaczki: alcistkę Jadwigę Rappe i meozzosopranistkę Urszulę Kryger w repertuarze pieśni na dwa głosy i fortepian. Na pierwszym, wraz z pianistą Mariuszem Rutkowskim, prezentują one utwory słowiańskich kompozytorów: Moniuszki, Dvoraka, Dargomyszki i Cui, na drugim zaś królują działa Mendelssohna Bartholdy, Schumanna i Brahmsa. Choć wszystkie te dzieła przeznaczone były do domowego muzykowania, to jednak nawet odkurzone po wiekach, wciąż mogą być niezwykle atrakcyjne dla miłośników pięknego wokalu, w szczególności, że ciężko by było znaleźć lepsze do nich wykonawczynie. Co się tyczy partii fortepianu, to jednak czuć widoczną różnicę na korzyść kompozytorów niemieckich – gdzie wykonujący je Hartmut Holl ma o wiele trudniejsze, ale i wdzięczniejsze niż Rutkowski zadanie, gdyż wymagają one prawdziwej wirtuozerii. Jedynym mankamentem obu płyt jest... ich długość, pierwsza nie ma nawet 40 minut, a druga tylko trochę przekracza tę granicę. Szkoda, gdyż myślę, że w obu przypadkach znalazł by się materiał na wypełnienie płyt po brzegi.
Cykl czterech symfonii Johanesa Brahmsa stanowi niewątpliwie podsumowanie i ukoronowanie jego twórczości kompozytorskiej. Brahms, często nazywany trzecim z wielkiej trójki na „B”, obok Bacha i Beethovena, przez całe życie pozostawał pod wielkim wpływem dorobku pozostawionego przez wielkiego klasyka wiedeńskiego. Słynący z perfekcjonizmu – pierwszą symfonię ukończył w wieku 43 lat – nosił na sobie brzemię kompozytora mającego być następca wielkiego mistrza, stąd też w stworzonej przez niego I symfonii bardzo silnie uwidacznia się wpływy muzyki Beethovena, szczególnie IX symfonii, która jest w kilku miejscach wręcz cytowana. Nieprzypadkowo zresztą często nazywa się ją X symfonią Beethovena.
Jeżeli I symfonię można traktować w kategoriach hołdu, pozostałe są już niezwykle samodzielnymi i oryginalnymi kompozycjami, stawiającymi Brahmsa w jednym szeregu z najwybitniejszymi symfonikami doby późnego romantyzmu. W omawianym boksie obok wspomnianych 4 symfonii, znajdują się dwie bardzo popularne uwertury: „ Akademicka” i „Tragiczna” oraz „Requiem niemieckie”, będące jednym z najważniejszych i najbardziej nowatorskich dzieł muzyki sakralnej. Dyrygentowi Kurtowi Masurowi wraz z filharmonikami nowojorskimi (wyd. Warner Classic) udało się w pełni oddać wielkość i kompleksowość muzyki Brahmsa, zachowując jednocześnie bijące z nich ciepło i szlachetność, które z całą pewnością stanowią kluczowy element jego twórczości.
To był wspaniały wieczór – każdy, kto tego dnia odwiedził Uniwersytet Chopina w Warszawie i znalazł się w grudniu 2011 roku na koncercie znakomitego duetu Ewy Podleś i Garricka Ohlssona - musiał czuć się w niebo wzięty. Takie duety nie zdarzają się zbyt często – para ta tworzy nastrój, wywołuje emocje, daje poczucie komfortu i obcowania z czymś wielkim, głębokim, niecodziennym. Wieczór poświęcony w całości rosyjskiemu repertuarowi zyskał sobie uznanie publiczności, która gromkimi brawami wprost zmusiła artystów do bisu. Skrajnie odmienne cykle pieśni Musorgskiego – pierwsze utwory mroczne, ciemne, dotykające tematu śmierci, przeciwstawione zostały w dalszej części koncertu zgoła odmiennym – lekkim, zwiewnym, przywołującym wspomnienia z dzieciństwa. Tego wieczoru, oprócz pełnienia funkcji akompaniatora, Ohlsson czarował publiczność krótkimi utworami Prokofieva, którym rozpoczął wieczór i preludiami Rachmaninova. Płyta dvd (wyd. Dux) z rejestracją tego spotkania to absolutne „must have” dla miłośników wokalu na najwyższym światowym poziomie!
Mieczysław Burski