Z okazji rozpoczynającej się Krakowskiej Jesieni Jazzowej i Warszawskiej Jesieni, autorzy dwójkowej audycji "Rozmowy improwizowane", Tomasz Gregorczyk i Janusz Jabłoński, chcąc połączyć te dwa muzyczne światy, swój kolejny program poświęcili tym razem improwizującemu trębaczowi jazzowemu, Markusowi Stockhausenowi, synowi znanego niemieckiego kompozytora muzyki awangardowej, Karlaheinza Stockhausena.
W wyczerpującym wywiadzie z muzykiem padły pytania dotyczące zarówno jego muzycznej drogi, jak i odnoszące się do kondycji awangardy muzycznej i jazzu.
Markus Stockhausen mówił m. in. o swoim muzycznym dzieciństwie i dorastaniu, które upływało raczej pod znakiem muzyki klasycznej i awangardowej, niż pod znakiem twórczości Franka Zappy, Led Zeppelin, Deep Purple, czy Carlosa Santany. Jak podkreślał, jego muzyczna wrażliwość została ukształtowana przez szeroką, otwartą i wieloaspektową, w pewnym sensie kosmiczną, muzykę ojca, którą traktował wtedy, jako coś bardzo naturalnego. Artysta wspominał, że po ukończeniu swojej klasycznej muzycznej edukacji, dzięki znakomitemu trębaczowi Manfredowi Schoffowi, swojemu nauczycielowi gry na tym instrumencie, bardzo szybko przeszedł od słuchania grupy The Beatles do jazzu. To właśnie Manfred Schoff zachęcił go do komponowania własnej muzyki i improwizacji. Pierwszymi muzycznymi idolami Markusa Stockhausena byli Louis Armstrong i Freddie Hubbard, a wkrótce potem Miles Davis. Oprócz fascynacji amerykańskim jazzem, duży wpływ na jego twórczość mieli trębacze europejscy: Kelly Miller oraz Duńczyk Palle Mikkelborg, z którym się zaprzyjaźnił i dzięki któremu wypracował własne brzmienie. W tym czasie, niejako równolegle, słuchał również dużo muzyki klasycznej, głównie Bacha i Chopina.
Gdy Markus ukończył 17 lat, ojciec zaangażował go do wykonywania swoich wielkich dzieł, takich jak "Syriusz" czy cykl operowy "Światło". Te ogromne sceniczne realizacje wymagały od niego wielkiej sprawności warsztatowej i pochłaniały wiele czasu. Karlheinz Stockhausen był bardzo autorytarny i marzył o utworzeniu wielkiej rodzinnej firmy muzycznej, zorganizowanej na wzór kupieckiej rodziny Buddenbrooków. Angażował więc całą familię w swoje projekty. Współpraca Markusa Stockhausena z ojcem trwała 25 lat.
W roku 2001 artysta postanowił ja zakończyć i poświęcić się jazzowi. Jak wspomina, nie było to łatwe, gdyż ojciec na początku nie zaakceptował jego decyzji. Uważał bowiem, iż ten rodzaj muzyki, to "muzyczna zabawka", którą jest nawet miło się trochę pobawić, lecz w pewnym momencie należy ją odłożyć i zająć się czymś poważnym. Nie doceniał, jak to określił Markus, "…wartości, jakie niesie jazz: wolności, aspektu społecznego, ekspresji i głębi". Jednak "pomimo dzielących nas różnic, lubiłem z nim współpracować. Przeżyliśmy razem wiele niezwykłych muzycznych momentów. Dzięki ojcu wyrobiłem sobie naturalne podejście do muzyki" – wspomina dalej.
W dalszej części wywiadu z Markusem Stockhausenem możemy zapoznać się z jego interesującymi opiniami na temat współczesnej muzyki i jej kondycji. "Nieważne, czy muzyka jest mono, stereo, czy wielokanałowa; skomplikowana, czy skrajnie prosta. Dla mnie ważny jest jeden czynnik: czy jestem w stanie uchwycić jej głębokie przesłanie… Ideą muzyki jest, według mnie, poruszanie odbiorców, przenoszenie ich na wyższy poziom emocjonalny lub duchowy" – stwierdził artysta. Natomiast na pytanie, czy rozwój muzyki poprzez przesuwanie i rozszerzanie granic stylowych jest jeszcze możliwy, odpowiedział: "Wielu kompozytorów doprowadziło muzykę do ściany, stosując mikrotonowość, sonorystykę, wszystkie możliwe instrumentalizacje z użyciem elektroniki, hałasu, wykorzystując sample oraz elementy etniczne od Mongolii po Afrykę – wszystko co mamy w zasięgu ręki. Za dwadzieścia lat poznamy już ostatnią nieznaną eskimoską piosenkę. Kiedy odkryjemy już wszystko, wciąż aktualne będzie pytanie, czym jest muzyka? Czemu służy? Dla mnie muzyka jest językiem. [Natomiast] treści przekazywane przez muzykę wcale się nie zmieniają – leżą głęboko w ludzkiej naturze. Muzyka jest dla mnie jak jakieś ogromne drzwi, przez które przechodzę do innego wymiaru".
Odnośnie swojej twórczości, artysta stwierdził, iż najbardziej ceni sobie improwizację i brak jakiegoś jednego wytyczonego kierunku swoich muzycznych poszukiwań. Obecna gra w duecie z Andzikiem Sendeckim jest dla niego zupełnie nową ścieżką odkrywania nieznanych muzycznych lądów i zupełnie nie wie dokąd wspomniana ścieżka go zaprowadzi.
W audycji Markus Stockhausen mówił również o swojej nowej płycie "Internal Voyage", która ma ukazać się jeszcze w tym roku we wrześniu. Jak podkreślił z humorem, kombinacja: indyjski flecista, libański wokalista, grecki perkusista, klarnet basowy jego żony oraz jego trąbka, daje w sumie zupełnie nową jakość.
Na koniec, na pytanie, co jest takiego dobrego w graniu muzyki, odpowiedział bez namysłu: "Nie ma nic lepszego na świecie niż granie! Muzyka jest moim domem!"
Zapraszamy do wysłuchania całego wywiadu z Markusem Stockhausenem.
(JM)