Nie tylko Jarrettem, Garbarkiem, Stańką czy Ravą ECM stoi, ale także Andrasem Schiffem, Gidonem Kremerem i Heinzem Holligerem. Dla niemieckiego wydawnictwa nie są nowością łączone jazzowo-klasyczne projekty, jak choćby wspólne prace przy nagrywaniu dzieł Arvo Parta, w których uczestniczył choćby Jarrett, czy muzyki filmowej Eleni Karaindrou, gdzie odnajdywał się saksofon Garbarka. Dziś takie muzyczne wycieczki w kierunku klasyki są coraz częstszą specjalnością przede wszystkim jazzowych pianistów współpracujących z Manfredem Eicherem. Nieraz do swojego repertuaru dodają oni klasyczne dzieła lub odwołują się do nich w swoich improwizacjach na zasadzie skojarzeń. Nie da się też nie zauważyć, że bardzo często muzycy ci przekraczają granice stylów i gatunków, a swoją wyrafinowaną grą, zamyśleniem, zasłuchaniem bardzo daleko odchodzą od tego, czego doświadczyliśmy słuchając dawnych jazzowych gigantów pokroju Monka, Ellingtona.
Pomimo tego, że to wciąż jazz jest motorem napędowym tego niemieckiego wydawnictwo, to coraz częściej wydaje ono klasykę i to zarówno tą ograną, znaną, rozpoznawalną, jak i utwory, które rzadko trafiają do naszych odtwarzaczy.
Do kompozytorów, którzy nie muszą się martwić o kolejne interpretacje swoich dzieł na pewno należy Claude Debussy, którego 24 preludia przedstawia właśnie w ECM rosyjski pianista Alexei Lubimov. Mi kojarzy się on przede wszystkim z wykonaniem Lamentate, for piano & orchestra Parta, czy krążkiem „ "Bagatellen und Serenaden” z utworami na fortepian solo Valentina Silvestrova. Preludia Debussego w jego wykonaniu do prawdziwie magiczna muzyka, tajemnicza, porywająca, choć tak odległa od dzieł Chopina. Te drobne utworu francuskiego mistrza muzycznego impresjonizmu brzmią pod palcami Lubimova niczym zaproszenie do wspólnej podróży w świat utraconego dzieciństwa.
Bardziej zróżnicowany repertuar zaproponowany przez debiutującego dla ECM Dénesa Várjona, to opowieść o wielu miejscach, którą rozpoczynamy w nastroju grozy, ciemności, gdzie piękno dostrzegalne jest tylko dla najbardziej dojrzałych miłośników pianistyki z początku XX wieku. Niezbyt często nagrywana Sonata op.1 Alban Berg przechodzi w mistyczny cykl „In the mists” Leoša Janáčka. Na szczęście recital węgierskiego pianisty nie kończy się w tym miejscu i nie pozostawia nas pogrążonych w ponurej zadumie. Na zakończenie otrzymujemy bowiem porywającą maestrię Franciszka Liszta w postaci jego najbardziej dojrzałego dzieła - Sonaty in b minor.
Zwiewność nie jest zaś cechą pierwszoplanową potężnego tria Piotra Czajkowskiego. To arcydzieło XIX w. kameralistyki stawiane jest dziś w szeregu najwybitniejszych dzieł rosyjskiego kompozytora. Choć nie ma się co dziwić, że twórca znakomitego koncertu fortepianowego, skrzypcowego, fenomenalnych symfonii i przede wszystkim baletów (a przecież i znakomitych oper) nie zawsze kojarzy nam się z mniejszymi formami muzycznymi, to jednak Gidon Kremer nie daje nam zapomnieć brzmienia tego utworu. Przywołuje go w zestawieniu ze współczesnym utworem "Zerkało" Wiktora Kissine’a, co po raz kolejny pokazuje nam jak szerokimi horyzontami dysponuje ten wybitny skrzypek. I chociaż obecnej interpretacji nie można zarzucić jakiekolwiek braki, to jednak dla mnie zawsze nagraniem „pierwszego wyboru” będzie to, które powstało w 1999 roku przy współudziale Marthy Argerich, Miszy Majskiego i właśnie Kremera.
Carolina Widmanna
Skoro jesteśmy już przy romantyzmie to, idźmy tą drogą. Andras Schiff, doświadczony, świetny pianista, który już na zawsze będzie mi się kojarzył przede wszystkim z nagraniami Bacha na podwójnym „Geistervariationen” oddaje hołd pianistyce Roberta Schumanna. Na krążku znajdziemy: Papillons op. 2, Sonatę fortepianową fis-moll op. 11, Sceny dziecięce op. 15, Fantazję C-dur op. 17, Sceny leśne op. 82 i Temat z wariacjami (Geistervariationen) – czyli, jakby to powiedzieć, Schiff idzie na łatwiznę. Gra to, co zawsze przykuje ucho słuchacza, trochę szkoda, gdyż odłogiem leży kilkanaście utworów z młodzieńczych lat Schumanna - relatywnie rzadko nagrywanych. Nie zmienia to jednak faktu, że ci, którzy chcą poznać dzieła tego kompozytora z ich najlepszej strony, powinni rychło zaopatrzyć się w te wydanie.
Równie romantyczne, żywe, zmienne, intrygujące i ulotne są dzieła skrzypcowe Schuberta, które przywołują skrzypaczka Carolina Widmanna i pianista Alexander Lonquich. Ten wybór niemieckiej skrzypaczki może trochę dziwić miłośników jej gry, gdyż do tej pory specjalizowała się ona raczej we współczesnym repertuarze. No, ale jeśli tak znakomicie nagrywa się wszystkie trzy sonaty skrzypcowe Schumanna, to nie ma co się dziwić, że teraz trafiło na Schuberta. Najpiękniejsza z trzech utworów Fantasia przypomina nam jego fortepianowe Wanderer Fantasie. Sonaty na skrzypce, których część określiłbym mianem radosnych i frywolnych dzieł tego kompozytora, przypominają nam o mistrzostwie tej formy w twórczości Beethovena, ale swoją lekkością nawiązują pomimo wszystko do mozartowskich odpowiedników. Szkoda, że te piękne, zmysłowe kompozycje są tak przytłumione przez orkiestrowe dokonania Schuberta. Dobrze więc, że ten niemiecko-francuski duet przypomina nam o różnorodności jego twórczości.
Ci, którzy mają ochotę poszukać ciekawej muzyki w XX wieku powinni sięgnąć po intrygującą, acz ledwie czterdziestokilkumminutową płytę włoskich sióstr Gazanna, które debiutują nią w ECM. Natascia i Raffaella na “Five Pieces”, krążku, dla którego nazwę zaczerpnęły od ostatniego na płycie utworu Valentina Silvestrova, wykazują się pomysłowością w doborze materiału i niezłym rozeznaniem we współczesnej muzyce. Obok dzieła ukraińskiego kompozytora zapoznamy się z twórczością na te dwa instrumenty Paula Hindemitha, Leoša Janáčka i Toru Takemitsu. Jak bardzo różni są to kompozytorzy, jak wiele ich dzieli, pod jak innym kątem patrzą na dźwięki...
A skoro już jesteśmy przy Takemitsu, to warto przypomnieć, że niedawno wyszła dziesiąta płyta sygnowana przez Alexandra Liebreicha i jego Monachijską Orkiestrę Kameralną, a nagrana dla ECM. Znajdują się na niej najnowsze kompozycje tego japońskiego kompozytora, który potrafi doskonale odnosić tradycje swojej ojczyzny do zachodnioeuropejskich inspiracji. Wpływ na to miały zapewne jego studia w Niemczech w latach 70., po których stał się jednym z wiodących przedstawicieli awangardy i pełni dziś funkcję muzycznego pomostu pomiędzy Zachodem i Wschodem. Szczególnym smaczkiem na „Landskapes” jest gra Mayumi Miyata na stary instrumencie japońskim przypominającym fletnię złożoną z siedemnastu bambusowych piszczałek – sho.
Warto w tym miejscy przypomnieć, że szefowie ECM nie zaniedbują żadnych z muzycznych epok, dlatego też od czasu do czasu wydają „barokowe krążki”. Jedną z ciekawszych propozycji jest "Ich hatte viel Bekummernis / Konzerte und Sinfonien fur Oboe", album, który możemy potraktować jako podsumowania medytacji Heinza Holligera nad twórczością Bacha, w czym towarzyszy mu dyrygent Erich Höbarth i Camerata Bern. W szczególności przypadły mi do gustu urywki z kantat, na których wiodąca rola została przyznana obojowi, a które Holliger upatrzył sobie jako dobry materiał na płytę. Miłośnicy barokowego geniusza i jego utworów na ten instrument na pewno zacierają ręce! Warto żeby wiedzieli, że w tym samy czasie wyszedł album sygnowany nazwiskiem tego szwajcarskiego artysty, który przedstawia go jako ciekawego kompozytora. Tak, tak, będąc najbardziej znanym oboistą, Holliger jest także ciekawym kompozytorem, kameralistą zatopionym w poezji swoje ojczyzny. Stąd też przywołanie twórczości Anny Marii Bacher i Alberta Streicha i recytacje ich wierszy, które przetykane są utworami instrumentalnymi.
Na sam koniec tej wycieczki po katalogu ECM chciałbym zwrócić uwagę na podwójny album Lisy Smirnovej, która nagrała osiem suit na klawesyn Handla (w jej wypadku na fortepian), określanych także jako wielkie suity lub suity londyńskie. Nie jest wyróżnienie na wyrost, mamy do czynienia z prawdziwymi perełkami przeznaczonymi na instrument klawiszowy, które w niczym nie ustępują ponadczasowym dziełom na ten instrument Bacha. Gorąco polecam!
Mieczysław Burski