Mała wytwórnia (Offside Records), nieznany producent i prowincjonalne studio - gdyby nie fakt, że Dubska to dosyć rozpoznawalna marka na polskiej scenie reagge i ska - można się było spodziewać tysiąc pięćset trzydziestej ósmej amatorskiej produkcji kolejnej inkarnacji słowiańskich Bobów Marleyów.
Okazuje się, że na "Loko-loko" jest inaczej. Może dlatego, że to już czwarta płyta w dyskografii Bydgoszczan? A może dlatego, że w składzie znalazło się sporo ciekawych nazwisk: Marta Rogalska z Pchełek, Michał Kielak (Kasa Chorych) czy Witek Niedziejko z Malarzy i Żołnierzy? A może po prostu dlatego, że jest to w równym stopniu bardzo dobrze zagrana i zaśpiewana płyta w style reagee i ska, co próba wyjścia poza tę mocno jednak ograniczającą konwencję.
Otwierający płytę Kujawiak zaczyna się jak etno, a już po chwili jest to mocne miejskie ska a la Madness. W "Białym-czarnym" po raz pierwszy pojawia się bardzo mocny, ciekawy wokal Dymitra Czabańskiego, i jest ta lekkość zarówno tekstowa ("idę się napić czasem i pokochać wszystko"), jak i instrumentalna, których chciałoby się na płycie jak najwięcej.
Są jednak momenty słabsze. "Wiele, wiele" czy "Telefon" to dosyć wtórne reagge z nudnymi kalkami słownymi w rodzaju "płynącej rzeki, która formuje skały". Z kolei "Strzelaj" i "Babiloński system" irytują wyświechtaną antysystemową retoryką.
Kiedy Dubska próbują przechodzić do konkretów, do tu i teraz, robi się zdecydowanie lepiej. Najlepsza na płycie jest pastiszowa, prześmieszna, dwuznaczna "Mama". W ogóle - gdziekolwiek Dymitr Czabański i jego zespół próbują wyjść poza ortodoksję stylu i brzmienia, wychodzi to bardzo ciekawie. "Barcelona" to trochę jak mieszanka DeMono i Płynów. W tym utworze wyraźne są ciągotki zespołu ku brzmieniowym poszukiwaniom. Zaskakująco dobrze brzmi połączenie latynoskiej gitary, akordeonu i sekcji dętej. Mocnym akcentem jest - zdaje się że pomyślany jako wypełniacz - cover "All of Me" Franka Sinatry. Właśnie dlatego, że jest lekki, dowcipny i puszcza oko.
Ekipa z Bydgoszczy podejmuje tu nieśmiałą (moim zdaniem zbyt nieśmiałą) próbę wyjścia ze ska-reagge'owej niszy. Puściłem tę płytę kilku osobom, które nienawidzą jamajskiej spuścizny i nic strasznego się im nie stało. Wręcz przeciwnie, stwierdziły, że gdyby grano to radio, nie przełączyłyby kanału. Jeśli o to chodziło, serdecznie gratuluję i wracam do słuchania "Loko-loko".
Radek Oryszczyszyn
Tytułowy utwór z płyty "Loko Loko"