- Zdaniem władz centralnych w Kijowie Krym może przeprowadzać referenda dotyczące tylko jego problemów, a tu wchodzi w grę zmiana granic państwa, więc to nie leży w kompetencji Rady Najwyższej Krymu - mówi Piotr Pogorzelski. Dziennikarz dodaje też, że deputowani opozycyjni do parlamentu Autonomii zwracają uwagę, że nie zostali dopuszczeni do głosowania.
Protesty na Ukrainie: serwis specjalny >>>
Krym jest jedynym regionem Ukrainy, gdzie większość ludności stanowią Rosjanie. Jeśli wszyscy pójdą do urn i zagłosują za przyłączeniem regionu do Rosji to wygrają referendum. Ono zapewne nie zostanie uznane przez Kijów, a także przez wspólnotę międzynarodową. - Wynik może być dobry dla separatystów, ale i tak nie zostanie uznany nigdzie na świecie. Możemy się spodziewać, że będziemy mieć drugie Naddniestrze czy Abchazję (regiony uznawane tylko przez Rosję) - mówi Piotr Pogorzelski.
Jego zdaniem jedynym wyjściem dla Ukraińców pozostaje budowa dobrych stosunków z Unią Europejską. Przypomina jednocześnie, że protesty, które doprowadziły do zmiany władz od początku były proeuropejskie.
Według Beaty Płomeckiej - korespondentki Polskiego Radia w Brukseli - Kijów chce podpisać umowę stowarzyszeniową z Unią Europejską jeszcze przed wyborami prezydenckimi planowanymi na maj. - Do tej pory Bruksela zwlekała z takimi deklaracjami, nie chciała składać ich pochopnie. Pytanie jak ta dyskusja będzie przebiegać i co zostanie zapisane w deklaracji kończącej szczyt - mówi dziennikarka. Polscy dyplomaci uważają, że należałoby wpisać do dokumentu końcowego szczytu, że Unia podpisze umowę stowarzyszeniową z Ukrainą, jeśli tylko wpłynie taki wniosek z jej strony.
Zapraszamy do wysłuchania relacji Piotra Pogorzelskiego z Kijowa i Beaty Płomeckiej z Brukseli.
(mp)