Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
migrator migrator 26.09.2009

70. rocznica powstania Polskiego Państwa Podziemnego

Niezależnie od tego, że jest okupacja, jednak ta państwowość trwa, dzieci się uczą, działa oświata, kultura, nawet sądownictwo. Po prostu było państwo.

  • Jakub Urlich: Jutro mija 70. rocznica powstania Polskiego Państwa Podziemnego, dokładnie 27 września 1939 roku w oblężonej Warszawie została utworzona na rozkaz generała Michała Karaszewicza–Tokarzewskiego Służba Zwycięstwu Polski, pierwsza konspiracyjna organizacja niepodległościowa, która dała początek podziemnemu państwu. W przeddzień tej rocznicy z Hanną Bielską – córka Adama Bienia, pierwszego zastępcy delegata rządu, członka Krajowej Rady Ministrów Polskiego Państwa Podziemnego – rozmawia Witold Banach.

    *

    Witold Banach: Jak pani ojciec wspominał działania w strukturach Polskiego Państwa Podziemnego?

    Hanna Bielska: Mówił o tym, jak ogromną trudnością było to, że oni działając w konspiracji, nie kontaktowali się z sobą na jakichś szerszych gremiach. Jedni o drugich nie wiedzieli i on przez pewien czas zajmował się tak zwaną koordynacją, czyli zbierał materiały z różnych źródeł i następnie koordynował jakąś jedną całość. Uważał, że to jest bardzo ważna rzecz, że ta ciągłość państwowości polskiej jest dla Polaków niezmiernie ważną rzeczą. Niezależnie od tego, że jest okupacja, jednak ta państwowość trwa, dzieci się uczą, działa oświata, działa kultura, nawet sądownictwo. Po prostu było państwo.

    W.B.: Jak on traktował wtedy to swoje działanie?

    H.B.: Miał poczucie, że robi coś ważnego i robi coś bardzo niebezpiecznego. Przecież cała ta praca wymagała nieustannie być w ruchu, odwiedzać różne miejsca, gdzieś potem godzina policyjna, już nie można wyjść, trzeba gdzieś przenocować. Naprawdę bardzo to była trudna i niebezpieczna praca.

    W.B.: Jak pani rodzina przyjmowała to jego zadanie, takie niezwykłe zadanie działacza Polskiego Państwa Podziemnego?

    H.B.: Wtedy można powiedzieć, że rodziny były także tymi działaczami. Gdyby nie współdziałanie rodzin, no to wydaje mi się, że ta sprawa by się mogła posypać. W rodzinach oni mieli ogromne wsparcie, w wielu rodzinach, a czasami nawet w obcych rodzinach. Wszyscy byli wtajemniczeni, ale ludzie na ogół wiedzieli, jak gdzieś o jakiejś porze panowie schodzą się, to na pewno w jakiejś tam sprawie, dobrze jest ostrzec, jeśli jest niebezpieczeństwo. I to było.

    W.B.: Pani matka rozumiała to ryzyko, które podejmował pani ojciec?

    H.B.: Na pewno rozumiała, ale tego się tak na co dzień nie odczuwało. Na co dzień trwało życie rodzinne, trzeba było zdobywać żywność. Jak było czasami większe zgromadzenie panów polityków, trzeba było im przecież dać jeść i przenocować. No, normalne, normalne życie. Oprócz tego i ta praca nieustająca.

    W.B.: W pani domu rodzinnym dochodziło do spotkań tych ważnych postaci Polskiego Państwa Podziemnego?

    H.B.: Mogłabym sobie przypomnieć wiele takich spotkań, aczkolwiek nie wszystkie spotkania były w naszym. My mieszkaliśmy w Milanówku. Milanówek był dobrym miejscem, bo dość bezpiecznym, tak troszeczkę na uboczu stał nasz dom, ale najczęściej ojciec jednak spotykał się gdzie indziej. Ci działacze, który bywali u nas, to przeważnie byli jego znajomi z działalności jeszcze wiciowej [Związek Młodzieży Wiejskiej Rzeczypospolitej Polskiej Wici – przyp. red.]. To organizacja młodzieżowa w latach 20., która powstała. Więc bywał Stanisław Mierzwa, bywał Stanisław Araszkiewicz, Józef Niećko. To wszystko byli ludzie związani ze środowiskiem wiejskim i ojciec głównie się z nimi stykał.

    W.B.: W jakiej atmosferze przebiegały te spotkania dowódców Polskiego Państwa Podziemnego?

    H.B.: Proszę pana, nie wszędzie dziecko mogło wejść. Moim zadaniem było zniknąć z pola widzenia, nie wtrącać się w nic. Przecież ja miała 10 lat. Ci niestrudzeni, zdrożeni przyjechali pociągiem albo kolejką EKD, która kursowała między Milanówkiem a Warszawą. To było tak, że się ich widziało, że idzie ktoś od furtki, ale to nie był ktoś, kto zajechał samochodem, bo Polacy wtedy samochodami nie jeździli, tylko jeżeli jechał samochód, to był strach, bo to na pewno Niemcy.

    W.B.: Było cały czas takie poczucie niebezpieczeństwa, że może zostać ten dom państwa zdekonspirowany?

    H.B.: Było poczucie niebezpieczeństwa, ale nie nieustannie. Przecież my byśmy oszaleli, gdybyśmy chcieli się tak bez przerwy bać. Najgorszy moment to był, kiedy ojciec żegnał się z nami i szedł na spotkanie do Pruszkowa z władzami sowieckimi. To był 27 marca 1945 roku. Wtedy żeśmy się żegnali i ojciec już czuł, że może z tego spotkania nie wrócić. To to był chyba taki najgorszy dzień. Potem zapadła długa, długa cisza, przez szereg miesięcy nie mieliśmy najmniejszej wiadomości, czy w ogóle ci ludzie żyją. Właściwie taka pierwsza wiadomość, że oni są, to wtedy, kiedy zaczęło już być wiadomo i gazety podawały, że będzie proces szesnastu, czyli czerwiec, a ich aresztowano w marcu. Później był proces, śledziliśmy to przez już to, co było w naszych gazetach. A ja się dowiedziałam, jaki wyrok na tatę zapadł, w Warszawie byłam i stałam pod takim megafonem i właśnie podawali wyrok w procesie szesnastu. I to była nawet ulga, bo baliśmy się, że wyroki mogą być nawet wyroki śmierci, bo cóż by im szkodziło? Mój ojciec otrzymał wyrok 5 lat.

    W.B.: Kiedy pani ojciec wrócił po tych pięciu latach kazamatów, co mówił, co czuł?

    H.B.: Ojciec był dziwnym człowiekiem, który nigdy nie marudził i nie narzekał, uważał, że każdy polityk – jeżeli w ogóle się chce parać polityką – musi to wliczyć w swój życiorys, że być może przyjdzie mu i posiedzieć. I broń Boże nigdy nie było w nim tego jakiegoś takiego roztrząsania, jakiegoś takiego cierpiętnictwa, które się nieraz obserwuje.

    W.B.: A co pani ojciec po wojnie robił?

    H.B.: Tragedia w odcinkach, dlatego że dla niego nie było żadnej pracy. No nic a nic nie mógł nic znaleźć, wszędzie wszystkie instytucje mu odmawiały z powodu złej opinii, nie mógł być prawnikiem, nie mógł nic robić. Ostatecznie po długich tarapatach pozwolono mu zostać adwokatem, ale nie w Warszawie. I tata się wyprowadził z Warszawy do Przasnysza. Tam był adwokatem i tam mu się dosyć nieźle powodziło.

    W.B.: Ta przeszłość okupacyjna – do tego często wracał?

    H.B.: On napisał książkę przede wszystkim Bóg wyżej dom dalej. Cała ta historia okupacyjna i całe to więzienie, śledztwo, to wszystko w tej książce jest. Bo rozmawialiśmy, ale bez przesady, no ile można żyć tylko tymi sprawami? Życie biegło dalej, pracował. Potem, jak już skończył swoją działalność zawodową, wrócił do ziemi rodzinnej, sandomierskiej ziemi, gdzie we wsi swojej wybudował sobie dom i ten dom teraz ja odziedziczyłam po tacie właśnie z tymi wszystkimi pamiątkami z okresu okupacji. Masa tam jest różnych rzeczy. I zrobiliśmy taką izbę pamięci, czasem przychodzi młodzież. No, są ludzie ciekawi tych rzeczy. Tak jak pan pyta, tak i inni pytają.

    W.B.: Dziękuję pani bardzo za rozmowę.

    H.B.: Dziękuję.

    *

    J.U.: Hanna Bielska, córka Adama Bienia, jednego z polityków Polskiego Państwa Podziemnego. W okupowanej Europie tylko Polacy stworzyli struktury państwa podziemnego, które swym działaniem oraz instytucjami objęło prawie wszystkie dziedziny życia narodu. Państwo to miało własny podział administracyjny, szkolnictwo, służby cywilne i siły zbrojne. A jutro 70. rocznica powstania Polskiego Państwa Podziemnego.

    (J.M.)