W szpitalnym raporcie z postępowania wewnętrznego - w sprawie noworodka, który podczas porodu wypadł z łona matki wprost na podłogę - nie ma żadnej wzmianki o winie personelu.
Zdarzenie miało miejsce na oddziele położniczym w szpitalu im. Jana Jonstona w Lubinie. Poród odbywał się siłami natury, obecni przy nim byli lekarz i położna, oboje z wieloletnim stażem.
Ojciec dziecka, który asystował przy porodzie twierdzi, że choć przy łóżku stały pielęgniarki i lekarz, nikt nie próbował przytrzymać dziewczynki.
Po chwili dziecko wypadło na podłogę pod nogi personelu. - Nie było żadnej reakcji, stali jakby nic się nie działo - relacjonuje ojciec Wiktorii.
Położne zareagowały dopiero po kilku sekundach, kiedy jedna z nich krzyknęła, że dziecko leży na podłodze i trzeba tamować pępowinę.
Zdaniem ojca odbierająca poród położna nie asekurowała rodzącej - W momencie, kiedy było ostatnie parcie położna powinna mieć ręce przygotowane, ona w tym momencie siedziała lekko skręcona bokiem, nie siedziała centralnie do rodzącej - opowiada o porodzie.
Wiktoria z pękniętą czaszką i licznymi krwiakami na mózgu pierwsze tygodnie życia spędziła na intensywnej terapii. Pęknięcia się zrastają, ale krwiaki pozostały i nie wiadomo jak będzie przebiegał rozwój dziewczynki.
Obecny przy porodzie ojciec dziecka winą za to, co się wydarzyło obarcza personel szpitala. Błędu pracowników nie dostrzega natomiast szefostwo lubelskiej placówki. Z postępowania wewnętrznego jakie przeprowadził wicedyrektor Jarosław Jaroszewski wynika, że podczas porodu nie miało miejsca "niedopełnienie obowiązków służbowych". Według raportu wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.
Natomiast ojciec Wiktorii, który dotarł do zeznań jednej z obecnych przy porodzie pielęgniarek twierdzi, że szpital robi wszystko, aby uchronić personel przed odpowiedzialnością - zrzucając winę na matkę.
Kontrowersje budzi także raport przygotowany przez wicedyrektora szpitala, bowiem prowadząc wewnętrzne dochodzenie pominął rozmowę z rodzicami dziecka.
Jak tłumaczy Jaroszewski - No, ale poszkodowani nie zwracali się do mnie z prośbą o wszczęcie tego postępowania, dlatego ja prowadziłem je tylko i wyłącznie w zakresie dopełnienia obowiązków służbowych. Twierdzi, że opinii drugiej strony będzie zasięgał Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej, któremu szpital przekazał sprawę.
Rodzice o wypadku powiadomili Policję, kilka dni temu śledztwo przejęła prokuratura.
(mb)