- Gdyby rzeczywiście tiry trafiły na tory byłoby bezpieczniej an drogach, kierowcy aut osobowych szybciej by docierali do celu, w miastach byłoby mniej spalin, a drogi mielibyśmy w lepszym stanie - wylicza Rafał Górski z Instytutu Spraw Obywatelskich, która organizuję akcje "Tiry na tory".
Maciej Wroński z Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Transportu Drogowego uważa, że realizacja hasła zamiast korzyści przyniosłaby same szkody. - Pierwszego dnia zabrakłoby produktów spożywczych, drugiego dnia lekarstw i butli z tlenem w szpitalach, trzeciego dnia wszystkie duże miasta zostałyby sparaliżowane - kreśli czarna wizję Polski bez ciężarówek. Jego zdaniem przy dzisiejszym stanie infrastruktury kolejowej, braku bocznic kolejowych i centrów logistycznych, to by była katastrofa. - Hasło "tiry na sterowce" jest w tej chwili równie realne, jak hasło "tiry na tory"- przekonuje.
Organizatorzy akcji wyjaśniają, że hasło należy traktować symbolicznie, nie dosłownie. Chodzi o zmianę polityki transportowej państwa. Jak tłumaczy Górski w Polsce wysokość nakładów na drogi i kolej ma sie jak 1 do 15, a Unia zaleca, by było to 40 do 60.
- Mamy najwyższe ceny dostępu do infrastruktury kolejowej i najgorszą jej jakość. Szybkość jazdy średnia pociągu towarowego to niewiele ponad 20 km na godz. - dodaje Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Ekonomicznych TOR.
(lu)
Aby wysłuchać relacji Grzegorza Krakowskiego, wystarczy kliknąć "Tiry na tory albo na...sterowce" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
Na "Popołudnie z Jedynką" zapraszamy codziennie w godz.15.00-19.30.