Tylko cztery kobiety zajmują pierwsze miejsca na listach wyborczych SLD, partii, która domagała się wprowadzenia parytetów i deklaruje, że zabiega o szerszy udział kobiet w życiu publicznym. Jednak zdaniem Katarzyny Piekarskiej, wiceprzewodniczącej SLD to nie znaczy, że panie z lewicy nie mają szans w wyborach.
- Wybory to nie totolotek, gdzie skreśla sie numerki. Tu wybiera sie ludzi. Wyborca jest coraz bardziej świadomy i na liście szuka osoby, z którą się identyfikuje. A teraz jest trend, by głosować na kobiety - przekonuje. Przyznaje, że w jej partii jest "opór" w sprawie. Sama jest jedyną szefową regionu. - Na zarządzie przepchnęłam kilka kobiet. Na mojej liście, w okręgu podwarszawskim, jest dokładnie pół na pół - przekonuje. - Panowie będą czuli oddech koleżanek na plecach i będą się bardziej starać. Mamy dużo kobiet na listach, wspaniałe panie. W niektórych okręgach można wziąć 2 albo i 3 mandaty - dodaje, przekonując, że dalsze miejsca na listach też bywają "biorące".
>>>Pełny zapis rozmowy do przeczytania
Piekarska mówi, że na listach wyborczych będą wprowadzone drobne korekty. W piątek odbędzie się zarząd "korygujący", który wróci do kilku spornych punktów. Kandydatura Józefa Oleksego może być wzięta pod uwagę, jeśli zdecyduje się on przyjąć propozycję kandydowania z Nowego Sącza. - To trudny okręg, w którym może powalczyć tylko ktoś znany, popularny jak były premier. Podobną propozycje złożyliśmy Leszkowi Millerowi, który kandyduje z Gdyni, a nie z Łodzi, która jest jego matecznikiem - tłumaczy gość "Sygnałów Dnia".
Piekarska uważa, że PO boi się trudnych tematów - stąd deklaracja marszałka Grzegorza Schetyny, że w tej kadencji Sejmu nie będą dokończone ustawy o związkach partnerskich czy in vitro. - Cztery lata dyskusji to wystarczająco długi czas, aby uchwalić dobre prawo - podkreśla.
Rozmawiał Krzysztof Grzesiowski.
(lu)