- Okazuje się, że aby zostać szefem klubu parlamentarnego SLD nie wystarczy wola większości, trzeba mieć jeszcze błogosławieństwo Gazety Wyborczej - kpi Leszek Miller (SLD), który - już na poważnie - potwierdza, że ubiega się o to stanowisko. - Kandyduję, bo nie akceptuję tego, co się w ostatnich dniach dzieje wokół Sojuszu - mówi w Jedynce. Zarzuca gazecie, że zinterpretowała po swojemu (na korzyść Ryszarda Kalisza, który jest teraz konkurentem Millera) apel eurodeputowanych lewicy i nie wydrukowała sprostowania Marka Siwca w tej sprawie. Twierdzi, że pod jego kierownictwem klub będzie suwerenny, a pod rządami Ryszarda Kalisza - koncesjonowany.
- Chcę, aby SLD była siłą polityczną, a nie jakimś dziadem proszalnym - tłumaczy Miller. Dodaje, że będzie bronił Sojuszu przed zakusami Palikota i Platformy Obywatelskiej. - Trzeba przerwać dokładania chrustu do stosu, na którym płonie SLD - apeluje dramatycznie. Nie wiadomo nawet, czy SLD będzie mogło desygnować swojego kandydata na wicemarszałka.
>>>Pełny zapis rozmowy
Miller jest zwolennikiem prawyborów w SLD, które mają pomóc wyłonić nowego przywódcę Sojuszu. Deklaruje jednocześnie, że sam nie będzie kandydował. - Z całą pewnością znajdzie się odpowiednia osoba, być może wśród tych, które nie uzyskały mandatów poselskich - mówi. Ma nadzieję, że wyborom nowych władz będzie towarzyszyła debata programowa.
Rozmawiali Krzysztof Grzesiowski i Wiesław Molak.
(lu)