Dr Samer Tayara, lekarz, Syryjczyk mieszkający w Polsce, powiedział w radiowej Jedynce ("Z kraju i ze świata"), że pochodzi z miasta Homs, na które właśnie spadają rządowe pociski. Zwierzył się, że dwóch członków jego rodziny zginęło w trakcie jednego z ataków.
– Sytuacja jest tragiczna.Wiele dzielnic tego miasta nie ma w ogóle dostępu do wody, do żywności, a co dopiero mówić o łączności telefonicznej i internecie! To, co się tam dzieje, to tragedia mojego narodu! Świat stoi, patrzy na to wszystko… wpadliśmy w jakiś długi sen i nie wiem, ile on będzie trwał – powiedział.
W Programie Pierwszym Polskiego Radia zauważył wiele podobieństw w sytuacji Syrii do wojen, które miały miejsce na terenie byłej Jugosławii, z wyszczególnieniem masakry w Srebrenicy. Ocenił, że sytuacja w jego ojczyźnie jest jeszcze gorsza.
Dr Samer Tayara podkreślił, że reżim wojskowy gra mniejszościami zamieszkującymi Syrię, wykorzystuje konflikty religijne, narodowościowe i historyczne.
W jego ocenie obecny rząd popiera 20 proc. społeczeństwa, połowa Syryjczyków jest za opozycją, a 30 proc. nie potrafi się określić.
– Oni usiłują doprowadzić do konfliktu, który będzie totalną wojną domową. To nie jest walka alawitów z sunnitami, czy chrześcijan z sunnitami, ale władze chcą, by w ten sposób oceniać walki – podsumował.
Rozmawiał Mariusz Syta.
(pp)