Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Bartłomiej Makowski 04.07.2024

104 lata temu ruszyła bolszewicka ofensywa. Zatrzymała ją dopiero Bitwa Warszawska

"Przez trupa Białej Polski prowadzi droga ku ogólnoświatowej pożodze. Na naszych bagnetach przyniesiemy szczęście i pokój masom pracującym. Na zachód!" – tak brzmiał rozkaz wydany przez Michaiła Tuchaczewskiego 2 lipca 1920 roku. Jego wojska już blisko dwa miesiące parły ku Warszawie, a 4 lipca przełamały polską linię obrony.

4 lipca 1920 roku rozpoczęła się generalna kontrofensywa Armii Czerwonej na Białorusi. W wyniku przerwania polskich linii obronnych nad Autą i Berezyną nastąpił odwrót wojsk polskich na całym froncie.

Cele Armii Czerwonej najlepiej określił sam Lenin na zjeździe Kominternu w 1919 roku. Warszawa miała być tylko przystankiem, celem była światowa rewolucja. "Niemcy będą nasze. Odzyskamy Węgry. Bałkany powstaną przeciwko kapitalizmowi. Powstaną Włochy. Burżuazyjna Europa ogarnięta jest przez nawałnicę i drży w posadach" - ogłosił przywódca rewolucji.

Na głównego wykonawcę tego planu wybrany został Michaił Tuchaczewski, zaledwie dwudziestosiedmioletni były carski oficer. Wojna była jego żywiołem, jeszcze w czasie I wojny światowej miał ponoć mówić, że albo do trzydziestki zostanie generałem, albo go powieszą.

Na całej linii

"Czerwony Napoleon", jak nazywano Tuchaczewskiego, rozpoczął natarcie na północy, od granicy polsko-łotewskiej po Połock. Wojska Tuchaczewskiego nie zapuściły się jak na razie głęboko w głąb terytorium wroga.  

Do ataku przeszły też odepchnięte niedawno za Dniestr siły Frontu Południowo-Zachodniego, dowodzonego przez Aleksandra Jegorowa i Józefa Stalina. Ich siły zostały wzmocnione przez okrytą złą sławą 1 Armię Konną Siemiona Budionnego. Licząca 18 tys. szabel Konarmia pełniła w tych warunkach funkcję porównywalną do tej, jaka przypadła zagonom pancernym w czasie II wojny światowej - miała okrążać siły polskie i przebijać front. Natarcie bolszewików zmusiło Polaków do opuszczenia Kijowa w połowie czerwca. Polacy musieli wycofać się aż do Tarnopola.

Dopiero teraz ponownie uderzył Tuchaczewski. O świcie 4 lipca 1920 wojska III, IV, XV i XVI Armii sowieckiej i Korpus Konny Gaja-Hana ruszyły do ataku. Polski dowódca frontu, gen. Władysław Szeptycki robił, co mógł, by opóźnić pochód bolszewików, ale przewaga liczebna nieprzyjaciela zmuszała go do ciągłego odwrotu.

Zwycięstwo albo śmierć

Lenin był tak pewny sukcesu, że odrzucił propozycje rozmów pokojowych, jakie wysunęli przedstawiciele państw Ententy na prośbę premiera Władysława Grabskiego. Warunki miały być bardzo korzystne dla bolszewików – Polacy mieli się cofnąć za Bug, za linię Curzona.

Zarówno Grabski, jak przedstawiciele państw Ententy, nie rozumieli jeszcze, że bolszewikom nie zależy na pokoju. Lenin już widział Polskę w roli sowieckiego satelity. 30 lipca powołał do życia Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski – marionetkowy rząd przyszłej sowieckiej Polski, złożony z polskich komunistów z Feliksem Dzierżyńskim i Julianem Marchlewskim na czele.

O tym, jakie zagrożenie stanowili bolszewicy świadczy dramatyczna relacja Antoniego Szymańskiego, oficera w sztabie gen. Władysława Sikorskiego, który w 1920 roku dowodził obroną Brześcia Litewskiego.

- Przy bramie tłoczyła się sięgająca pierwszego piętra gromada ludzi, koni i wozów. Wszyscy chcieli uciec przed bolszewikami – wspominał Szymański na antenie Radia Wolna Europa.

Posłuchaj
49:19 Wielka wojna polska.mp3 Audycja historyczna Tadeusza Mieleszki (Jerzego Kaniewicza) - na temat walk z bolszewikami w latach 1919-1920. (RWE, 15.08.1973) 

Po zdobyciu twierdzy brzeskiej, przez sześć dni broniono linii Bugu, ale losy ofensywy Tuchaczewskiego miały rozstrzygnąć się pod Warszawą.

Wartość polskiego żołnierza

Wartość armii poznaje się nie w ofensywie, a podczas wycofywania. I choć ciągły odwrót nadszarpnął morale żołnierza, Polacy byli wciąż zdolni do stawienia czoła przeciwnikowi. W połowie sierpnia ci sami żołnierze, którzy od trzech miesięcy nieustannie cofali się pod naporem bolszewików, wyprowadzili kontruderzenie, które przełamało sowieckie natarcie.

Wartość armii poznaje się nie w ofensywie, a podczas wycofywania. Również Tuchaczewski na własnej skórze przekonał się o słuszności tego zdania. Po ciosie zadanym pod Warszawą niewiele pozostało z jego armii. Niemal cała IV armia musiała wycofać się do Prus Wschodnich. Tuchaczewski próbował jeszcze stawić czoła Polakom nad Niemnem,  ale i tu jego zdemoralizowane siły zostały pobite. Plan światowej ofensywy legł w gruzach.

bm