Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Aleksander Zalewski 29.07.2023

"Wniebowzięci", czyli o wolności w czasach niewoli

29 lipca 1973 roku miała miejsce premiera filmu "Wniebowzięci" w reżyserii Andrzeja Kondratiuka. Liryczna satyra na brak perspektyw polskiego społeczeństwa lat 70. do dziś pozostaje filmem kultowym.

Film "Wniebowzięci" ma co najmniej kilku ojców. Jednak obok reżysera najważniejszy był na pewno Jan Himilsbach, kamieniarz, legendarny aktor naturszczyk, który zagrał w ponad 30 filmach, ale i interesujący pisarz. Obaj panowie odpowiedzialni są za scenariusz filmu.

- My z Jankiem często bawiliśmy się razem - wspominał Andrzej Kondratiuk w audycji Polskiego Radia w 1991 roku - przeżyliśmy bardzo dużo wesołych chwil, trochę smutnych no i wspólnie chodziliśmy do kasy. Bardzo nas cieszyły honoraria, bo wiedzieliśmy, że my je z całą pewnością wydamy, ale się pobawimy trochę - dodawał reżyser.

Posłuchaj
32:47 Wniebowzięci2.mp3 "Cztery pory roku - wspomnienia o Janie Himilsbachu". (PR, 14.12.1991)

Wydaje się, że opisana scena jest prototypem uruchamiającej akcję sceny z "Wniebowziętych", w której bohaterowie udają się do kasy Totalizatora Sportowego po odbiór wspólnej wygranej. Scenarzyści – Kondratiuk i Himilsbach – podbili tylko stawkę czekającej bohaterów zabawy, zwiększając sumę otrzymanych przez nich pieniędzy przy pomocy upragnionej przez Polaków wygranej w popularnej loterii. Magia kina!

Wspomniana scena zrymowała się z innym zdarzeniem z życia, kiedy to Kondratiuk z Himilsbachem, odprowadzając znajomą na samolot i obserwując startujące maszyny, postanowili, że razem zrobią film o lataniu. Takie są początki "Wniebowziętych".

Nierozłączna para

W kultowym już dzisiaj filmie Zdzisław Maklakiewicz zagrał Arkaszkę, a Jan Himilsbach – Lutka. Stworzyli duet dwóch prostych mężczyzn, którzy, chcąc doświadczyć czegoś nowego i wyrwać się z przyziemnego życia, za pieniądze wygrane na loterii postanawiają polecieć samolotem. Choć tuż przed startem Arkaszkę oblewa blady strach, to po pierwszym locie koledzy odnajdują w tym wielką przyjemność i ostatecznie wszystkie wygrane pieniądze wydają na loty po Polsce. Za granicę, wtedy, w 1973 roku, lecieć nie było można. Swoją przygodę kończą bez żalu na plaży przed Grand Hotelem w Sopocie.

Zdzisław Maklakiewicz i Jan Himilsbach to komediowy duet przyjaciół i aktorów.

- On lubił ze mną grać pomimo ukończenia studiów w wyższej szkole teatralnej - wspominał Maklakiewicza Jan Himilsbach w audycji Polskiego Radia w 1991 roku - często pomagał mi w jakiś sposób. Aktorzy zawodowi, z teatru wzięci do filmu, niechętnie dzielili się swoim doświadczeniem z naturszczykami. Ale Maklakiewicz nie był zazdrosny o tajemnice swojego zawodu. To była jego główna cecha, która zjednywała mu ludzi, którzy po raz pierwszy zetknęli się z filmem - dodawał.

Choć Maklakiewicz był wykształconym aktorem, a Himilsbach słynnym już naturszczykiem, który miał kilka filmów na swoim koncie, to w filmie "Wniebowzięci" zagrali jak dwaj prawdziwi naturszczycy - w pozytywnym tego słowa znaczeniu i z korzyścią dla filmu. Tym razem to raczej Maklakiewicz uczył się od swojego młodszego kolegi.

Niski budżet

Kondratiuk wbrew pozorom dysponował dość skromnym budżetem na realizację filmu. Aby nakręcić sceny w samolocie, mógł wykorzystać bardzo małą ekipę, ponieważ sponsor - Polskie Linie Lotnicze LOT - zapewnił tylko kilka biletów. Reżyserowi nie udało się także zrobić zdjęć chmur czy ziemi widzianej z okien samolotu, dlatego musiał korzystać z materiałów archiwalnych. I tych jednak by nie było, gdyby nie namowy Tadeusza Konwickiego, kierownika literackiego Zespołu Filmowego Pryzmat, który przekonał reżysera, aby włączyć je do filmu jako przeciwwagę dla szarzyzny i brzydoty świata na ziemi. To zestawienie podkreślają groteskowe słowa bohatera, który dzieląc się wrażeniami z pierwszego lotu, stwierdza, że "piękny jest ten nasz kraj..." i po chwili dodaje: "z góry".

Wspólne pisanie

Himilsbach, pisząc scenariusz "Wniebowziętych" razem z Kondratiukiem debiutował w roli scenarzysty.

- Ja mam dość monotonne, szare życie, mimo że ludzie uważają, że jestem jakąś barwną postacią - mówił Jan Himilsbach w audycji Polskiego Radia - ale dlatego ja się bardziej skłaniam ku ukazywaniu życia w formie groteskowej. Jest bardzo wiele śmiesznych rzeczy w naszym życiu. Czasami jest tak, że za co się nie weźmiemy, to każdy gest jest śmieszny – dodawał Himilsbach.

Ten groteskowy rys jest z całą pewnością najsilniejszą stroną filmu. Andrzej Kondratiuk o swoim współpracowniku wypowiadał się w audycji Polskiego Radia następująco:

- Jego prawdziwą namiętnością i jednocześnie męczarnią było pisanie. Akurat ja mogę o tym powiedzieć, bo napisaliśmy razem parę rzeczy. Nie na tej zasadzie, jak to bywa, że jest pisarz, który ma pomysł i nadaje temu formę, a reżyser tylko dorzuci parę dialogów i potem się mówi, że to jest współautorstwo. Nie, to była pełna spółka z obopólną przyjemnością, z tym że Janek był wtedy bardziej doświadczony, bardziej biegły w piórze. Natomiast podstawą naszego wspólnego pisania był podobny bunt na zastaną rzeczywistość – dodawał reżyser.

az