Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Jedynka
Luiza Łuniewska 15.02.2011

Liczy się zawód, nie studia

Zbigniew Włodkowski (wiceminister edukacji): Kiedyś przekonywano, że wszyscy muszą skończyć studia. Ale ten trend już został zahamowany.
Liczy się zawód, nie studia

- Chcemy żeby szkoła zawodowa była szkołą pozytywnego wyboru - mówi wiceminister edukacji Zbigniew Włodkowski. W tej chwili 30 proc. gimnazjalistów wybiera technika, 25 proc. szkoły kształcące w zawodzie. Czyli już się tak powoli dzieje.

Zdaniem wiceministra kiedyś przekonywano, że każdy musi skończyć studia i "najlepiej zostać humanistą". Ten trend został odwrócony przez rynek pod koniec zeszłej dekady. I w tym kierunku idą też wysiłki resortu oświaty.

- Chcemy poprawić polski system szkolnictwa zawodowego. Jest już gotowa ustawa, która w tym miesiącu trafi pod obrady rządu - zapewnia Włodkowski w rozmowie z Krzysztofem Grzesiowskim. - Wprowadzamy nowy mechanizm, m.in. kursy dla dorosłych kończące się egzaminem zawodowym. Poza tym państwowe egzaminy zawodowe zostaną włączone w system szkolnictwa.

W "Sygnalach Dnia" minister odniósł się do planów niemieckich izb rzemieślniczych, które zamierzają w przyszłym roku szkolnym ściągnąć do tamtejszych zawodówek 10 tys. uczniów z zagranicy, przede wszystkim z Polski.

Ministerstwo będzie kontrolować, czy nauka młodych Polaków w Niemczech spełnia warunki obowiązujące w UE: czy jest zgoda rodziców na wyjazd i czy jest zapewniona nauka języka ojczystego, historii i geografii.

- Nie sądzę, żeby wyjechało 10 tys. gimnazjalistów - uspokaja wiceminister. - Poza tym polska ma też środki, żeby wdrożyć atrakcyjne programy szkolenia zawodowego - zapewnia. Jego zdaniem jest to zadanie dla naszych izb rzemieślniczych.

Antidotum na brak specjalistów w zawodach rzemieślniczych ma być też współpraca z samorządami. Wojewodowie - zgodnie z nową ustawą - będą wskazywać kierunki, które są deficytowe, i na które jest zapotrzebowanie w regionie.

(lu)

Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy wybrać "Młodzież do zawodówek" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.
"Sygnałów Dnia" można słuchać w dni powszednie od godz. 6:00.

*****

Krzysztof Grzesiowski: Porozmawiajmy o szkolnictwie zawodowym z naszym gościem: pan Zbigniew Włodkowski, wiceminister edukacji narodowej. Dzień dobry, panie ministrze, witamy.

Zbigniew Włodkowski: Witam państwa, witam panów.

K.G.: A do tego dochodzi jeszcze informacja, którą też podawaliśmy. Oto według niemieckiej izby rzemieślniczej niemieckie szkoły zawodowe zamierzają w tym roku ściągnąć przynajmniej 10 tysięcy gimnazjalistów z krajów ościennych i nie ukrywają, że przede wszystkim liczą na Polaków. Warunki dają takie, że trzeba by naprawdę zastanowić się głęboko, czy nie opłaca się, bo oto zakwaterowanie, wyżywienie, stypendium, w pierwszej klasie 750 euro, w trzeciej klasie 1,5 tysiąca euro, no i co najważniejsze, gwarancja zatrudnienia.

Z.W.: Panie redaktorze, trzeba zastanowić się, dlaczego Niemcy to robią, tak? Dlaczego...

K.G.: No bo nie mają fachowców.

Z.W.: Nie mają fachowców i dlaczego ten wspaniały system niemieckiego szkolnictwa zawodowego nie jest atrakcyjny dla młodych Niemców i dlaczego właśnie izby rzemieślnicze niemieckie szukają słuchaczy, uczniów poza granicami swojej ojczyzny. I pewnie będzie tak, że część młodych Polaków skorzysta z tej oferty, bo granice mamy otwarte, decyzje należą do właśnie tych młodych ludzi, należą do ich rodziców, natomiast my będziemy jako Ministerstwo Edukacji Narodowej spoglądać na to, czy to kształcenie młodych Polaków, którzy są w wieku takim, że objęci są obowiązkiem nauki, mają zabezpieczony taki podstawowy standard edukacji za granicą, czyli...

K.G.: Czyli muszą być uwzględnione dwa elementy z naszego polskiego punktu widzenia, tak?

Z.W.: Tak, muszą być dwa elementy: musi być zgoda rodziców na wyjazd młodego człowieka niepełnoletniego za granicę, żeby tam mógł dalej się uczyć, i z drugiej strony niemiecka szkoła musi zabezpieczyć naukę języka polskiego i przedmiotów, takich jak historia, geografia w języku polskim. Język polski również musi być obowiązkowy w tych szkołach. Jeżeli będzie to spełnione, no to młodzi ludzie mogą się tam uczyć, ale nie wydaje mi się, żeby 10 tysięcy młodych Polaków wyjechało. My nie obserwujemy, analizujemy systematycznie rynek edukacyjny w Polsce, nie widzimy jakiegoś wielkiego zrywu do wyjazdów absolwentów gimnazjów, natomiast widzimy, że są rzeczywiście pytania, nawet nasza audycja dzisiejsza jest jakimś sposobem na komunikowanie o tym, że niemieckie izby prowadzą taki czy realizują taki projekt. Być może tutaj należy zastanowić się, jak powinny odpowiedzieć polskie izby rzemieślnicze, szczególnie właśnie z województw przygranicznych, bo mamy przecież zabezpieczone środki finansowe również ze środków unijnych na realizację podobnych projektów.

K.G.: Zgoda, panie ministrze, ale czy pan uczniowi pierwszej klasy takiej szkoły zawodowej zaoferuje... znaczy ewentualnie ktoś, tak jak pan mówi, z zachodu Polski zaoferuje, no, mnożąc przez cztery dla równowagi, 3 tysiące złotych stypendium?

Z.W.: Panie redaktorze, no ma pan rację, to są zupełnie w polskich warunkach kwoty nierealne, żebyśmy mogli zaproponować polskim, nie wiem, młodocianym na przykład...

K.G.: Uczniom.

Z.W.: ...uczniom, tak, którzy kształcą się u pracodawców. Polski system zabezpiecza, oczywiście środki finansowe mamy przygotowane, ale są oczywiście dużo niższe. Ale też należałoby to pokazać w jakiejś skali w ogóle globalnej. Ani pan redaktor nie zarabia tyle, ile zarabia redaktor w niemieckim radiu, ani polski nauczyciel nie zarabia tyle, ile zarabia niemiecki nauczyciel, więc ta skala jest jakby porównywalna.

K.G.: Nie tak dawno temu, na początku lutego Naczelna Organizacja Techniczna organizowała takie spotkanie, konferencję „Szkolnictwo zawodowe w Polsce – organizatorzy i beneficjenci”. Tam padło takie zdanie dotyczące stanu szkolnictwa zawodowego w Polsce: „Czy szkoła zawodowa w Polsce będzie szkołą pozytywnego wyboru?”. Bo miejmy tego świadomość, że kiedyś zawodówka to nie było powszechne marzenie, to nie było coś, co sugerowało, że człowiek wejdzie na szczyt wykształcenia.

Z.W.: Panie redaktorze, jest to nasze hasło, hasło Ministerstwa Edukacji Narodowej, tylko ze znakiem zapytania na końcu. My używamy tego hasła bez znaku zapytania, mówimy: „Szkoła zawodowa szkołą pozytywnego wyboru”. I gdyby pan redaktor zapytał, czy dzisiaj szkoła zawodowa jest szkołą pozytywnego wyboru, to bym powiedział, że zaczyna być szkołą pozytywnego wyboru, bo ostatnie dane wskazują, że... to są pewne dane z naszego systemu informacji oświatowej – 30% absolwentów gimnazjów wybiera technika, prawie 25% wybiera zasadnicze szkoły zawodowe, czyli trzeba krótko powiedzieć, że ponad 55% czy blisko 55% absolwentów gimnazjów już dzisiaj wybiera szkoły zawodowe. Młodzi ludzie dostrzegają to, że szkoła zawodowa jest dzisiaj szansą rozwoju zawodowego, lepszej pracy.

Rzeczywiście był przed laty taki obraz, że każdy powinien skończyć studia i młodzi ludzie w to uwierzyli i powstały licea profilowane, w związku z tym każdy miał zakodowane w głowie, że najlepiej byłoby, gdyby był humanistą. Ten trend został odwrócony w latach 2007–2009, gdy był ten wzrost gospodarczy, gdy było ogromne zapotrzebowanie pracodawców, szczególnie z branż budowlanych, mechanicznych, samochodowych, i dzisiaj zupełnie dobrze szkoły zawodowe funkcjonują. Wróciłem... całą sobotę i niedzielę i cały poniedziałek spędziłem w województwie lubelskim, gdzie miałem możliwość bycia w szkole zawodowe w Radzyniu Podlaskim. 12 ośrodków egzaminacyjnych jest w samej szkole. Szkoła, która została zaproszona przez niemiecką firmę produkującą narzędzia chirurgiczne, do szkolenia pracowników i przygotowania uczniów. Tak że Niemcy doceniają polskich uczniów, oni mają rynek (...)

K.G.: No, może dlatego chcą ściągnąć nieco naszych gimnazjalistów.

Z.W.: Być może. Natomiast my robimy też, panie redaktorze, wszystko, żeby poprawić polski system kształcenia zawodowego, system ten poprawiamy, mamy przygotowaną już ustawę, która, jestem przekonany, w lutym wejdzie już pod obrady rządu, w marcu trafi pewnie do sejmu i w niej zmieniamy między innymi również system kształcenia zawodowego.

Tak bardzo krótko, jednym zdaniem – wprowadzamy nowy mechanizm, w którym będzie możliwość przeprowadzania kursów dla dorosłych, czyli krótka forma kształcenia, kończąca się takim samym egzaminem zawodowym jak w szkołach młodzieżowych. Daje to... Jest to odpowiedzią na apel pracodawców, że musimy wprowadzić do polskiego systemu kształcenia jakiś model, jakieś rozwiązanie, które skróci drogę kształcenia, pozwoli pracodawcom wtedy, kiedy jest wzrost gospodarczy, na szybkie pozyskanie pracowników.

K.G.: Jest takie pojęcie, jak „kształcenie w próżnię”. W przypadku szkół zawodowych to miało miejsce, że uczono się już zawodu, a jak potem się okazało, nikomu do niczego nie jest potrzebny.

Z.W.: Miało miejsce i pewnie jeszcze ma miejsce. My zdajemy sobie z tego sprawę, dlatego też chcemy, żeby w każdym województwie, u każdego marszałka powstało centrum informacji edukacyjno-zawodowej, żeby globalnie czy wojewódzko, regionalnie ten rynek był badany, żeby marszałek wskazywał kierunki deficytowe, nadwyżkowe, przyszłościowe w kształceniu zawodowym, żeby też opiniował tworzenie szkół czy kierunków kształcenia zawodowego w poszczególnych powiatach. Dzisiaj już dyrektorzy szkół podjęli współpracę z powiatowymi i wojewódzkimi urzędami pracy po to, żeby analizować jednak dość szczegółowo rynek i kształcić pod potrzeby rynku pracy, a nie pod potrzeby urzędów pracy.

K.G.: Ciekawa sytuacja ma miejsce w Warszawie. Nie wiem, czy pan minister wie, jakie najczęściej kierunki są wybierane przez uczniów w stolicy zawodowe.

Z.W.: Nie wiem.

K.G.: Więc tak po kolei: technik informatyk, technik pojazdów samochodowych, technik ekonomista, technik budownictwa, technik obsługi turystycznej, technik hotelarski i na szczęście nie technik, ale po prostu kucharz.

Z.W.: To dobre kierunki.

K.G.: Dobre kierunki. Z przyszłością?

Z.W.: Oczywiście. Wszystkie, które pan wymienił, są to kierunki przyszłościowe i młodzież może lepiej jak dyrektorzy szkół analizuje rynek...

K.G.: Ano właśnie.

Z.W.: ...i obserwują, co się dzieje na rynku pracy. Z kolei skoro uczniowie wybierają te kierunki, to znaczy, że jest taka oferta. I tutaj już widać wyraźnie, że samorządy i szkoły zawodowe analizują potrzeby regionu, potrzeby miasta i pod te potrzeby przygotowują kierunki kształcenia.

K.G.: No właśnie, ale pytanie brzmi: na ile elastyczne są władze czy resortu edukacji, czy na odpowiednio niższym poziomie, by móc szybko reagować na zmiany, jakie zachodzą na rynku pracy?

Z.W.: Właśnie to jest ten mechanizm, którego dotychczas nie było – szybkie reagowanie, doprowadzenie możliwości przeprowadzenia kursów, które mogą być poprowadzone na zlecenie pracodawcy, na zlecenie urzędu pracy i na zlecenie samorządu.

Wiesław Molak: Ale sam pan mówił, że ten młody człowiek musi się uczyć jeszcze matematyki, polskiego, geografii i tu szybciej się nie da.

Z.W.: Ja mówię o... żebyśmy rozróżnili, ja mówię tutaj o kształceniu ustawicznym, czyli kształceniu osób dorosłych, przekwalifikowaniu...

K.G.: A w przypadku młodzieży?

Z.W.: Natomiast młodzież kształci się nadal w trzyletnich zasadniczych szkołach zawodowych i czteroletnich technikach, również młodzież ma możliwość kształcenia się u pracodawcy w rzemiośle, czyli tzw. kurs dla młodocianych.

W.M.: A w jakim stopniu wykształceniem zawodowym młodych ludzi zainteresowani są sami pracodawcy? Nie mogliby na przykład ufundować stypendiów dla tych ludzi, którzy po szkole będą im potrzebni? To może i wtedy nie byłoby tej ucieczki na Zachód.

Z.W.: Panie redaktorze, pracodawcy są zainteresowani inwestowaniem w edukację, szczególnie wtedy, kiedy jest wzrost gospodarczy i gdy potrzeba pracowników. Niemiecki system dolnego kształcenia właśnie tak działa, że wtedy, kiedy jest wzrost gospodarczy, jest ogromne zainteresowanie pracodawców i szybkim pozyskaniem pracownika, ale wtedy, kiedy jest spadek gospodarczy, wtedy natychmiast wycofują się z kształcenia. I my nie mogliśmy sobie pozwolić na taki system kształcenia, bo on rośnie i później jest burzony, natomiast polscy pracodawcy, szczególnie branża budownictwa, oferuje dokładnie te propozycje, kieruje te propozycje, które pan redaktor mówił – i stypendia, i możliwość zakwaterowania, też są stypendia dla uczniów, którzy aktualnie kształcą się, po to, żeby po ukończeniu szkoły od razu podejmowali pracę w firmie, oferują materiały, które wykorzystywane są... i nowe technologie, urządzenia, maszyny, które wykorzystywane są w praktycznej nauce zawodu. Trzeba też powiedzieć, że ważnym takim działaniem są działania podejmowane przez marszałków w województwach. W województwach z funduszy unijnych, tam jest działanie numer 9 i w ramach tego działania uruchamianych jest wiele takich inicjatyw konsolidujących szkoły zawodowe z pracodawcami.

K.G.: I tak na koniec, panie ministrze, jeszcze jedno zdanie, które pojawiło się podczas owej konferencji, o której wspomniałem, poświęconej szkolnictwu zawodowemu, że często wspaniałe oceny na świadectwie po ukończeniu szkoły zawodowej nie odzwierciedlają przydatności absolwenta do wykonania jakiejś pracy. Pracodawca ocenia go dużo gorzej niż nauczyciel, a absolwent nie potrafi odnaleźć się w nowych warunkach, jakim jest dla niego miejsce pracy.

Z.W.: To jest prawda, panie redaktorze. Jeżeli pracodawca zatrudnia młodego pracownika na podstawie świadectwa ukończenia szkoły, to rzeczywiście może być taka sytuacja, że świadectwo jest całkiem niezłe, natomiast pracodawca powinien zatrudniać – i o tym jest coraz bardziej powszechna wiedza – na podstawie dyplomu egzaminu zawodowego, bo ten dyplom świadczy o tym, że uczeń potwierdził umiejętności zawodowe podczas egzaminu państwowego. Natomiast uczeń do tego egzaminu może przystąpić, ale nie musi. W nowym systemie, który wdrażamy, egzaminy zawodowe będą przeprowadzane w cyklu kształcenia, a nie jakby na koniec etapu kształcenia w sesji powiedzmy letniej czy zimowej.

K.G.: O szkolnictwie zawodowym w Sygnałach Dnia wiceminister edukacji narodowej, pan Zbigniew Włodkowski. Dziękujemy, panie ministrze.

Z.W.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)