Kongres Kobiet to w tej chwili największy ruch społeczny w Polsce - twierdzi jego rzeczniczka, Dorota Warakomska. - To ruch ludzi, którzy chcą, by kobiety miały większy udział w życiu społecznym i politycznym. Tak, aby wszystkie decyzje były podejmowane z uwzględnieniem i męskiej, i kobiecej wrażliwości, doświadczenia, poglądów - mówi.
Warakomska nie ukrywa, że kongres odbywa się w terminie innym niż zazwyczaj (wrześniowym, a nie czerwcowym) ze względu na wybory. Kobiety chcą zachęcić inne panie do głosowania i do startu w wyborach.
- Dzięki nam powstał i został wprowadzony w życie zapis, że 35 proc. miejsc na listach wyborczych jest zarezerwowanych dla jednej z płci - chwali się gość "Popołudnia z Jedynką". - Walczyłyśmy o parytet, czyli o 50 proc., tzw. kwota jest kompromisem - dodaje.
Tymczasem jednak partie stosują różne wybiegi, by ostatecznie do Sejmu trafiło mniej pań, np. umieszczają kobiety na najdalszych miejscach, a jeśli na pierwszych, to w regionach, gdzie dane ugrupowanie w ogóle nie ma szans na mandat. - Jeśli jakaś kobieta ma taki problem w swojej partii, niech się do nas zgłosi - zachęca Warakomska. - Będziemy rozliczać polityków z ich obietnic!
Przewodnim tematem kongresu, zaplanowanego na 17-18 września w warszawskiej Sali Kongresowej, będzie dysproporcja w wynagrodzeniach miedzy kobietami a mężczyznami. W Unii Europejskiej wynosi ona 17 proc. na niekorzyść pań, w Polsce - 35 proc., ale - jak mówi rzeczniczka Kongresu Kobiet - są regiony, gdzie panie zarabiają połowę tego, co mężczyźni.
Rozmawiała Zuzanna Dąbrowska.
(lu)