Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Adam Kaliński 11.10.2017

Innowacje to nie nasza specjalność. Za mało pomysłów, czy za mało pieniędzy?

Przez lata nie dorobiliśmy się jako kraj żadnego zaawansowanego technicznie lub technologicznie produktu, albo wyróżniającego się i rozpoznawalnego brandu jednoznacznie kojarzonego z Polską. Tymczasem nawet małe pod względem ludności państwa mogą się czymś takim pochwalić.

Czyżby tak marnie było z naszą kreatywnością? Na liście Bloomberga najbardziej innowacyjnych państw świata w pierwszej dziesiątce znalazły się np. Korea Południowa, Finlandia, Szwecja, Austria czy Dania. Polska figuruje na 30. miejscu, a w regionie wyprzedzają nas nawet Czechy i Węgry. Natomiast w ostatnim podobnym rankingu Światowego Forum Ekonomicznego jesteśmy na miejscu 39.

Przyczyn takiej sytuacji można upatrywać, choćby w tym, że nawet poszczególne (co prawda wielkie światowe firmy), jak np. Volkswagen czy Samsung wydają na badania i rozwój (B+R) rocznie około 15 mld dolarów, gdy cała nasza gospodarka około 4 mld dol. W kwotach bezwzględnych wyprzedza nas nawet maleńki pod względem populacji Izrael, który przeznacza aż ponad 4 proc. PKB na ten cel (12 mld dol. rocznie), choć tam w dużym stopniu decyduje o tym sektor wojskowy.

Bez innowacyjności konkurencja ucieknie jeszcze bardziej

Innowacyjność to we współczesnej rywalizacji gospodarczej podstawa budowania przewagi konkurencyjnej, bo sama kreatywność to trochę mało, choć np. międzynarodowy sukces polskich producentów gier komputerowych (CD Projekt, „Wiedźmin” – red.) dowodzi, że i bez zewnętrznego wsparcia można zawojować świat i konkurencyjną oraz bardzo dochodową branżę.

Raport OECD pokazuje, że podstawową słabością naszego systemu wspierania innowacji jest fakt, że polski przemysł finansuje tylko około 39 proc. wydatków na badania i rozwój, a państwo 45 proc. Zupełnie inaczej wygląda to jeśli chodzi o kraje najwięcej inwestujące w rozwój naukowo-badawczy, jak choćby Korea Płd., której rząd tylko w 23 proc. pokrywa jego koszty, za to branża przemysłowa ponad 75 proc.

Państwo zachęca biznes. Czy to wystarczy?

W Polsce mamy już rządową inicjatywę stworzenia warunków, by biznes prywatny zaczął więcej inwestować w rozwój badań. Mierzalnych i znaczących efektów tych działań można się spodziewać około 2020 roku – zapewnia resortu rozwoju. Od początku roku obowiązuje już tzw. mała ustawa o innowacyjności, która poprzez wprowadzenie korzystniejszych rozwiązań podatkowych w dziedzinie własności intelektualnej, kosztów uzyskania przychodów poniesionych na prace badawczo-rozwojowe i ulg podatkowe dla firm, które stawiają na innowacje ma pobudzić polską kreatywność.

Wsparciem ma być również Polski Fundusz Rozwoju, który poprzez dedykowaną platformę (PFR Venture), oprócz mobilizacji krajowego kapitału ma przyciągnąć nad Wisłę także kapitał zagraniczny zainteresowany inwestowaniem w nasze innowacyjne firmy, branże oraz pomysły (startupy).

Autem na prąd do polskiej innowacyjności

Rząd liczy również, że przyjęty tzw. program elektromobilności, który ma kosztować około 19 mld zł (1 mln samochodów elektrycznych w 2025 r. – red.) będzie nie tylko kołem zamachowym reindustrializacji polskiej gospodarki, ale pchnie ją wreszcie na innowacyjne tory. Co ciekawe, bardzo podobne założenia towarzyszą realizowanemu w Chinach programowi rozwoju sektora aut elektrycznych, choć jego skala i zaangażowane środki są gigantyczne. Chiny bowiem – choć od kilku lat podbijają świat nie tylko „tanią chińszczyzną”, czyli prostymi i mało skomplikowanymi w produkcji towarami, ale także smartfonami, tabletami czy komputerami – to też cierpią z powodu ogólnie niskiego poziomu innowacyjności.

Tam jednak postawiono na wybrane branże, a według chińskiego Narodowego Urzędu Statystycznego nakłady na badania i rozwój osiągną w Państwie Środka w tym roku około 230 mld dol., choć Pekin myśli o ich szybkim zwiększeniu. Ma na to środki pochodzące głównie z eksportu i rezerw walutowych szacowanych na ponad 3,3 bln dol.

Takich pieniędzy nie mamy i mieć nie będziemy, ale wypada byśmy w końcu doczekali się przynajmniej jednej kojarzonej z Polską marki, której logo będzie widnieć na bardziej zaawansowanym produkcie niż przysłowiowa „polska wódka”. To chyba niezbyt wygórowane oczekiwania w przypadku ponad 38 milionowego europejskiego kraj.

Adam Kaliński, Naczelna Redakcja Gospodarcza