Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Agnieszka Kamińska 26.11.2021

Gry Kremla. Dr Szymon Kardaś (OSW): NS2 to dowód, że Rosji per saldo opłaca się prowadzić politykę opartą na kryzysach

- Rosjanie chcą doprowadzić do tego, by certyfikacja całego gazociągu sprowadziła się do podporządkowania tylko małej jego części prawu unijnemu – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Dr Szymon Kardaś (OSW), komentując zawieszenie procesu certyfikacji Nord Streamu 2. Ekspert zaznacza, że Rosja wybudowała w ostatniej dekadzie trzy gazociągi w Europie i można przypuszczać, że uznaje generowanie kryzysów za opłacalną politykę.
  • Polityka generowania kryzysów najwyraźniej wydaje się Moskwie w ostatecznym rachunku korzystna, zauważa w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Szymon Kardaś (OSW)
  • Rosjanie zdążyli wybudować trzy nowe gazociągi eksportowe, to NS1, Turk Stream, NS2, a udział Rosji w europejskim rynku gazowym był najwyższy w historii w tej dekadzie, mimo wielu kryzysowych sytuacji generowanych przez Kreml
  • To powinno być podstawą do szerszych wniosków i metawniosków ekspertów, prognoz, dotyczących przyszłości - zauważa dr Szymon Kardaś
  • NS2 najpewniej powstanie, skoro nie zatrzymały go takie wydarzenia jak próby otrucia Skripala, Nawalnego, wojna z Ukrainą. Kalkulacja Rosji opiera się na tym, że władze Niemiec nie zamierzają wycofać poparcia dla tego projektu

- Manewr, który planują Rosjanie, wymaga tego, aby założyć oddzielną spółkę na terenie Niemiec. I stąd też cały proces certyfikacji Nord Streamu 2 został wstrzymany – mówi portalowi PolskieRadio24.pl dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich, komentując decyzję niemieckiego regulatora wobec spółki Nord Stream 2 AG. Federalna Agencja Sieci (Bundesnetzagentur) zawiesiła w ostatnich dniach certyfikację gazociągu Nord Stream 2.

Ekspert zaznacza, że z komunikatu agencji wynika, iż Gazprom dąży de facto do sztucznego podziału gazociągu Nord Stream 2. Rosyjski koncern planuje utworzenie na terenie Niemiec odrębnej spółki córki przedsiębiorstwa Nord Stream 2 AG (100% akcji należy do Gazpromu), która miałaby być właścicielem i operatorem krótkiego odcinka gazociągu biegnącego przez morze terytorialne Niemiec. Rosyjską intencją jest by tylko ten odcinek objęty został prawem UE, a druga - pozostała część rurociągu, nie podlegałaby  dyrektywie gazowej UE. Nie jest jednak pewne, czy regulator niemiecki, a potem Komisja Europejska zgodzą się na taką interpretację prawa – dodaje analityk.

Do tej pory nic nie zatrzymało NS2

Analityk OSW zauważa, że NS2 najpewniej zostanie uruchomiony, skoro do tej pory nie zatrzymał go szereg groźnych aktów agresji ze strony Rosji pod adresem Zachodu.  - Ani aneksja Krymu nie przeszkodziła planom budowy NS2, ani nie zatrzymała go próba otrucia Siergieja Skripala, ani Aleksieja Nawalnego, ani inne wydarzenia – przypomina dr Szymon Kardaś.

- Trudno wyobrazić sobie coś, co mogłoby zmienić nastawienie Niemiec. Myślę, że na tym opiera się właśnie rosyjska kalkulacja. Moskwa uważa, że jeśli to wszystko, co wydarzyło się do tej pory, nie wpłynęło na stanowisko Berlina, to znaczy, że presja, którą się wywiera na Zachód, nie wpłynie negatywnie na dalsze losy NS2, a może i jej pomoże – zaznacza analityk OSW.

Ekspert zauważa, że polityka generowania kryzysów wydaje się Moskwie w ostatecznym rachunku korzystna. - Myślę, że Rosjanie bazują na doświadczeniach wcześniejszych kryzysów gazowych, które urządzili Europie, a szczególnie tych z lat 2008/2009, które dotyczyły m.in. Ukrainy. Z jednej strony ten kryzys oznaczał, że w UE przyjęto szereg różnych rozwiązań regulacyjnych, które były dla Rosji niekorzystne, podnoszono kwestie bezpieczeństwa energetycznego itd., ale z drugiej strony od tego momentu Rosjanie zdążyli wybudować trzy nowe gazociągi eksportowe, to NS1, Turk Stream, NS2 (…). Po drugie, udział Rosji w europejskim rynku gazowym był najwyższy w historii w tej dekadzie, sięgając w niektórych latach 37 - 38 procent. Jeśli Moskwa patrzy na to z tej perspektywy – to kryzysy jej się opłacają (…) – zaznacza analityk.

- A zatem bilans kryzysów w logice Rosji wypada pozytywnie. I okazuje się, że generowanie sytuacji kryzysowych to dla Moskwy nie jest czymś, co per saldo wychodzi na minus – zauważa Szymon Kardaś.

- To powinno być podstawą do szerszych wniosków i metawniosków ekspertów, prognoz, dotyczących przyszłości – podkreśla analityk.

Więcej w rozmowie.

***

PolskieRadio24.pl: Federalna Agencja Sieci (Bundesnetzagentur) zawiesiła certyfikację gazociągu Nord Stream 2. Jako uzasadnienie takiej decyzji stwierdziła, że spółka NS2 AG jest zarejestrowana w Szwajcarii, a powinna być w Niemczech, co, jak rozumiem, jest warunkiem procedowania wniosku o certyfikację. Jakie są powody tej decyzji i co ona oznacza?

Dr Szymon Kardaś (Ośrodek Studiów Wschodnich): Ta decyzja ma podłoże formalnoprawne. Nie wiązałbym jej z obecną dynamiką sytuacji politycznej i na granicy polsko-białoruskiej oraz na europejskim rynku gazowym.

Jeśli wczytać się w komunikat, wynika z niego wyraźnie, że bezpośrednią przyczyną wstrzymania procesu certyfikacji jest decyzja strony rosyjskiej.

O jaką decyzję chodzi? Formalnie jako wnioskodawca w sprawie certyfikacji występuje spółka Nord Stream 2 AG, wiemy jednak, że jest ona w 100 procentach kontrolowana przez Gazprom.

Z wniosku spółki Nord Stream 2 AG, wynika że, aby podporządkować się wymogom unijnego prawa w sposób jak najmniej dotkliwy dla siebie, strona rosyjska tak naprawdę zmierza do podziału gazociągu na dwie części, jednej, która będzie podlegać prawu europejskiemu i drugiej,która temu prawu nie ma podlegać.

Z czego to wynika? W komunikacie Bundesnetzagentur wprost mówi się o tym, że strona rosyjska, aby uczynić zadość temu, co wynika z prawa europejskiego, chce w Niemczech powołać do życia spółkę, która miałaby być właścicielem i operatorem niemieckiej części gazociągu Nord Stream 2. Chodzi o odcinek, który przechodzi przez niemieckie morze terytorialne. Pomysł jest taki, żeby to była spółka córka Nord Stream 2 AG.

Jednak tym samym część, która podlegałaby prawu europejskiemu, byłaby bardzo mała. Odcinek gazociągu, który przebiega przez wody terytorialne Niemiec to zaledwie 5% całości, a 95% biegnie przez wody, które mają inny status. A to oznaczałoby, interpretując literalnie dyrektywę gazową, że nie podpadają one pod restrykcje wynikające z unijnego prawa.

Podział, którego chcą dokonać Rosjanie ma zatem na celu to, by w jak najmniejszym stopniu podporządkować się ograniczeniom i restrykcjom, wynikającym z unijnego prawa, a lwią część gazociągu pozostawić de facto poza jurysdykcją UE.

Ten manewr, który planują Rosjanie, wymaga tego, aby założyć oddzielną spółkę na terenie Niemiec. I stąd też cały proces certyfikacji został wstrzymany.

Niemiecki regulator stwierdził, że gdy niemiecka spółka powstanie, musi złożyć aktualizację dokumentów. Mało tego na tę spółkę musi być przekazana część aktywów spółki Nord Stream 2 AG, czyli spółki matki. Dopiero gdy regulator niemiecki to oceni, będzie mógł wznowić proces certyfikacji, przy czym, co warto podkreślić, bo to jednoznacznie wynika z komunikatu, ma on zakończyć się z uwzględnieniem czteromiesięcznego terminu, który zaczął biec we wrześniu.

Czytaj także:

Termin dostarczenia decyzji w sprawie certyfikacji nie uległ zatem opóźnieniu.

W komunikacie stwierdzono wyraźnie, że jeżeli spółka Nord Stream 2, wykona wszystkie potrzebne kroki, czyli utworzy spółkę córkę, a ta będzie spełniała wymogi formalne wynikające z niemieckiego prawa, przejmie część aktywów spółki NS2 AG, to wtedy regulator wznowi postępowanie w ramach czteromiesięcznego terminu, który zaczął biec we wrześniu.

Niekoniecznie musi to oznaczać opóźnienia. Jeżeli strona rosyjska planowała takie działania wcześniej i jeżeli już są gotowe rozwiązania, a Rosja zacznie je wdrażać, przejdzie do fazy operacyjnej, wówczas postępowanie certyfikacyjne może zostać wznowione wcześniej niż nam się wydaje.

Trzeba zaznaczyć, tutaj, że Rosjanie podają bardzo mało informacji w sprawie NS2, bo chcą jak najprędzej doprowadzić do jego uruchomienia.

Jeśli wyżej opisana operacja zostanie przeprowadzona, postępowanie certyfikacyjne zostanie wznowione. Niemiecki regulator będzie oceniał, czy model, który strona rosyjska proponuje przeforsować, będzie do zaakceptowania wedle ducha i litery prawa europejskiego.

Dodajmy, że Rosja proponuje podział gazociągu, który de facto jest niepodzielny, a to rozstrzygnięcie będzie dodatkowo oceniane przez Komisję Europejską. Jeśli bowiem nawet niemiecki regulator taką konstrukcję by zatwierdził, to konieczny jest jeszcze głos KE, jej ocena, czy tego typu rozwiązanie jest zgodne z literą i duchem prawa europejskiego, czy też nie.


PAP PAP

Właśnie, czy podział gazociągu na odcinki jest możliwy? Ten sam gaz będzie przecież płynął przez odcinek początkowy i końcowy, będzie to gaz tego samego pochodzenia, ta sama jego ilość etc. Czy to jest możliwe? Jednak przypuszczamy, że Rosja dąży do takiego podziału?

Zacznijmy od tego, dlaczego Rosja, jak sądzimy, zdecydowała się na tę ścieżkę.

W nowelizacji dyrektywy gazowej jest pewna słabość, a polega ona na tym, że jej zakres geograficzny dotyczy morza terytorialnego państwa, gdzie kończy się gazociąg transgraniczny. Z samej dyrektywy wynika, że jej zakres ogranicza się do wąskiego odcinka, czyli ok. 5 procent długości gazociągu.

Wydaje się jednak, że rurociąg stanowi pewną całość, zaczyna się na terenie Rosji, kończy na obszarze Niemiec i próba podziału tej infrastruktury jest niemożliwa. Gazociąg nie kończy się bowiem na granicy wód terytorialnych Niemiec. Nie da się tych dwóch odcinków od siebie oddzielić w wymiarze fizycznym.

Nie da się więc również zastosować do poszczególnych części gazociągu różnych konstrukcji prawnych?

Zobaczymy, czy Niemcy przyjmą konstrukcję sztucznego podziału gazociągu i czy Rosja oraz Niemcy nie uciekną się do wykorzystania słabości dyrektywy gazowej.

Podejrzewam, że taka jest intencja strony rosyjskiej. Sądzę, że na 95 procentach infrastruktury chcieliby ustalać inne taryfy, inaczej dzielić się zyskami z przesyłu na tej części gazociągu. A dopiero na małej części zaczynaliby stosować regulacje unijne. Takie rozwiązanie per saldo oczywiście byłoby dla Rosjan korzystne.

Z komunikatu Bundesnetzagentur wynika, że Rosjanie zmierzają do takiego właśnie rozwiązania. Pytanie, czy taka konstrukcja będzie do zaakceptowania przez niemieckiego regulatora i przez Komisję Europejską.

Wydaje się, że przy zdroworozsądkowej interpretacji unijnego prawa jest to konstrukcja nie do przyjęcia, ale wiemy, że prawnicy Gazpromu i jego partnerów po stronie europejskiej, z pewnością dołożą wszelkich starań, by wykazać, że taka konstrukcja jest możliwa do utrzymania.

Zalecenie Bundesnetzagentur zbiega się zatem z tym, co Rosja planowała wcześniej?

Rosjanie od samego początku wiedzieli, że będą musieli certyfikować gazociąg i musi stać się to w zgodzie z regulacjami unijnego prawa.

Gdy pracowano nad dyrektywą gazową, wyjściowa koncepcja była taka, by miała ona jak najszersze zastosowanie w wymiarze geograficznym, w tym do różnych typów obszarów morskich, czyli nie tylko do wód terytorialnych.

Gdyby ta dyrektywa obejmowała też obszary specjalnych stref ekonomicznych państw UE, mielibyśmy do czynienia z sytuacją odwrotną. Większość NS2 podległaby prawu UE, a mniejsza część na rosyjskim odcinku – nie. Wówczas nikt nie zadawałby sobie trudu, by dzielić gazociąg.

Rosjanie już w 2019 roku gdy przyjęto dyrektywę, zasygnalizowali, że podział gazociągu to będzie jeden z wariantów, jaki będą starać się wdrożyć, by zminimalizować dotkliwość jej przepisów.

Pytanie, czy im się to uda i czy niemiecki regulator zaakceptuje argumentację Rosji.

Jeśli patrzeć na logikę tych argumentów, powinny być one odrzucone. Jednak prawnicy Rosji i zwolennicy NS2 na Zachodzie nie będą ustawać w wysiłkach by przekonać organy regulacyjne do swoich racji.

Pojawiła się także wypowiedź szefa PGNIG Pawła Majewskiego, który powiedział agencji prasowej, że „niemiecki regulator - zawieszając certyfikację operatora Nord Stream 2 - przychylił się do naszego stanowiska, że Nord Stream 2 AG jako spółka prawa szwajcarskiego nie może być operatorem systemu przesyłowego”. Dodał, że „decyzja BnetzA potwierdza skuteczność działań procesowych GK PGNiG (…). Odbieramy ją jako pierwszy krok w kierunku zapewnienia egzekwowania prawa Unii Europejskiej wobec projektu Nord Stream 2. Na kolejnych etapach postępowania będziemy zmierzali do uwzględnienia przez organy regulacyjne zasady solidarności energetycznej oraz wymogów prawa UE".

To sugestia, że mamy nadzieję, na odrzucenie argumentów Rosji przez niemieckiego operatora?

Polska, włączając się w proces certyfikacji, chce mieć wgląd we wszystkie kroki, które są podejmowane. Jest to logiczne z punktu widzenia wszystkich, którzy są przeciwni temu projektowi.

Chodzi o to, aby sygnalizować na każdym etapie tej procedury takie rozwiązania czy interpretacje prawne, które byłyby formą obejścia prawa.

Trzeba wskazywać na niezgodności stanu faktycznego z tym, co ustalono i domagać się przestrzegania prawa europejskiego.

A Rosjanie chcą zrobić tak, by certyfikacja całego gazociągu, sprowadziła się do podporządkowania tylko małej jego części prawu unijnemu.

Rosjanie starają się wykorzystać niejasności w dyrektywie. Moim zdaniem obecne w niej rozgraniczenie wprowadzono celowo na pewnym etapie prac nad jej zapisami.

Na czym polega certyfikacja, o której mowa?

Nie jest to już certyfikacja techniczna, nie dotyczy odbioru fizycznego. Obecna certyfikacja dotyczy przepisów unijnego prawa energetycznego, czyli że trzeba stosować takie zasady jak rozdział właścicielski, by jeden podmiot nie kontrolował wszystkich segmentów, związanych z dostawami gazu, żeby jeden podmiot nie był dostawcą gazu, właścicielem sieci infrastruktury i jeszcze sprzedającym surowiec odbiorcom indywidualnym. Chodzi także to to, by do rurociągu miała dostęp strona trzecia, by dany podmiot eksportujący gaz nie mógł monopolizować infrastruktury. Do tego dochodzi kwestia ustalenia sprawiedliwych taryf przesyłowych, które podlegają kontroli ze strony Komisji Europejskiej. To cały szereg różnych rozwiązań prawnych, które stanowią wyzwanie dla podmiotów, które działają tak jak Gazprom, to znaczy kontrolują wszystkie segmenty, od wydobycia przez przesył, po własność infrastruktury.

Gazprom jest w oczywisty sposób zainteresowany kontrolą wszystkich segmentów biznesu gazowego. To, co się dzieje w Europie od wielu lat (proces liberalizacji reguł funkcjonowania rynku gazowego) pozostaje w kontrze do praktyk preferowanych przez Gazprom. 

Strona rosyjska próbuje sobie poradzić z tym problemem, wedle własnego i stałego schematu. Po pierwsze strona rosyjska, próbuje podważać wdrażane w UE regulacje prawne. Jeszcze w lipcu 2019 r. spółka Nord Stream 2 AG zaskarżyła dyrektywę do Trybunału Sprawiedliwości UE, wnosząc sprawę przeciwko Radzie UE i Parlamentowi Europejskiemu. Co prawda 20 maja 2020 r.  Sąd Unii Europejskiej uznał skargę za niedopuszczalną, ale spółka Nord Stream 2 AG wniosła od tego postanowienia odwołanie do Trybunału Sprawiedliwości UE i sprawa wciąż jest w toku.   

Po drugie, Rosja przez cały czas próbuje uzyskać wyłączenie spod restrykcji wynikającej z dyrektywy gazowej. Co prawda pierwotny wniosek w tej sprawie spotkał się z negatywną decyzją BNetzA, wydaną jeszcze w maju 2020 r., ale  Rosjanie kontynuują działania zmierzające zakwestionowania tego rozstrzygnięcia przed niemieckimi sądami. Na obecnym stadium sprawa toczy się przed niemieckim sądem najwyższym (Federalny Trybunał Sprawiedliwości w Karlsruhe) .

 

Ponadto spółka Nord Stream 2 AG we wrześniu 2019 r. pozwała także Unię Europejską w trybunale arbitrażowym, kwestionując dyrektywę jako akt prawny, twierdząc, że narusza ona zobowiązania Unii Europejskiej, wynikające z Traktatu Karty Energetycznej.

Reasumując, rosyjska strategia opiera się na dwóch rodzajach działań: próbach podważenia/uchylenia niekorzystnych regulacji oraz próbach obejścia niewygodnego prawa. Dopiero ostatecznością będzie pełne podporządkowanie się przepisom. Nastąpi to wówczas gdy okaże się, że nie udało się podważyć przepisów, ani ich obejść.

PGNiG zauważył także w komunikacie wydanym przez swego prezesa, że "W naszej ocenie, z perspektywy prawnej nie jest możliwe dokonanie certyfikacji spółki zależnej Nord Stream 2 AG, jako niezależnego operatora gazociągu. Nie jest także możliwe ustanowienie operatora stosującego prawo Unii Europejskiej wyłącznie na wodach terytorialnych Republiki Federalnej Niemiec".

Są różne modele zastosowania reguły unbundlingu. Jest tzw. model nadzoru właścicielskiego, najbardziej radykalny, gdzie trzeba rozdzielić własność segmentów, o których mówiliśmy wcześniej. Są modele luźniejsze, ITO i ISO.

Rosjanie chcą certyfikować gazociąg w modelu ITO, jako niezależnego operatora przesyłu, czyli podmiot powiązany własnościowo, kapitałowo (z dostawcą), ale gwarantujący niezależność decyzji.

Trudno to będzie Moskwie wykazać. Wszyscy zwracają uwagę, że specyfika spółek kontrolowanych przez Rosjan jest taka, że trudno będzie mówić o niezależności, ujmując to eufemistycznie.

De facto rosyjska gra może mieć jednak różne skutki? Rosja liczy na to, że uda jej się przeforsować podział gazociągu. Jednak jeśli nie będzie na to zgody, czy Berlina, czy KE,  to certyfikacji nie będzie? Czy tylko się opóźni?

Nie wierzę w to, że proces certyfikacji może zatopić Nord Stream 2. W przypadku tego projektu ścierają się dwie siły: te, które są temu projektowi przeciwne oraz jego orędownicy (Rosja i jej europejscy partnerzy, na czele z Niemcami i Austrią), którzy chcą zrealizować ten projekt w wersji jak najkorzystniejszej dla siebie.

Będziemy oglądać różne odsłony tej batalii. Moim zdaniem trudno spodziewać się, że najbardziej zainteresowane strony zrezygnują z tego projektu.

Obecnie starcie zwolenników i przeciwników NS2 wychodzi na korzyść tych, którzy ten projekt realizują, Rosji, Niemiec, także Austrii.

Sądzę, że proces certyfikacji może być czasochłonny, może być kosztowny, ale nie „zatopi” rurociągu. Niemniej jednak od tego jak się zakończy, będzie zależało, czy gazociąg będzie rentowny, czy nie, od kiedy zacznie działać i na jakich warunkach Rosja będzie mogła czynić z tego gazociągu użytek. Rezultaty procesu certyfikacyjnego są istotne, jeśli chodzi o czas i tryb uruchomienia gazociągu. Ta saga prawna może jeszcze trochę potrwać. Rosjanie liczą na to, że na decyzje urzędników i polityków wpływ wywrze kryzys gazowy w Europie.

Jedną rzeczą są warunki funkcjonowania NS2, drugą rzeczą są zagrożenia płynące z racji tego, że gazociąg powstanie. Rosja zachowuje się coraz bardziej agresywnie. Pytanie, czy kwestie bezpieczeństwa jednak nie okażą się w pewnym momencie ważniejsze. Koszty mogą być bardzo duże, bo przy złych intencjach Rosji NS2 zwiększy znacznie ryzyka szantażu gazowego i innych agresywnych działań.

To prawda. Niemniej trzeba pamiętać, że trudnych sytuacji w relacjach UE-Rosja mieliśmy w ostatnim czasie więcej. Planom budowy NS2 nie przeszkodziły ani napięcia między Rosją i Ukrainą, ani próba otrucia Skripala, ani Nawalnego, ani inne wydarzenia. Co więcej, wydawało się, że ogłoszenie takiego projektu w 2015 roku, czyli rok i kilka miesięcy po aneksji Krymu, jest absolutnie nierealne, a jednak miało miejsce i to z udziałem najbardziej wpływowego kraju UE, jakim są Niemcy. I następnie mimo wielu napięć w relacjach Rosji z Zachodem projekt był konsekwentnie realizowany, a interesariusze NS2 po stronie europejskiej, w tym przede wszystkim Niemcy, nie wycofali się z projektu.

Trudno wyobrazić sobie coś, co mogłoby zmienić nastawienie Niemiec. Myślę, że na tym opiera się właśnie rosyjska kalkulacja. Moskwa uważa, że jeśli to wszystko, co wydarzyło się do tej pory, nie wpłynęło na stanowisko Berlina, to znaczy, że presja, którą się wywiera na Zachód, nie wpłynie na budowę NS2, a może i jej pomoże.

Putin w ostatnich wystąpieniach punktował błędy UE w zakresie polityki energetycznej. Zostawiając na boku ich zasadność, widać, że zbudował całą narrację, która ma racjonalizować uruchamianie gazociągów takich jak NS2, czy rewidowanie zasad współpracy z Rosją, odchodzenie od pomysłów regulacyjnych, przemyślenie założeń polityki klimatycznej, które miałyby negatywny wpływ na Rosję i rosyjskich eksporterów.

Pytanie, czy rosyjska kalkulacja jest słuszna, czy trafi do decydentów w starej Europie.

Myślę, że Rosjanie bazują na doświadczeniach wcześniejszych kryzysów gazowych, które urządzili Europie, w tym kryzysu z lat 2008/2009, który dotyczył relacji energetycznych w trójkącie Rosja  - Ukraina – Unia Europejska. Z jednej strony ten kryzys oznaczał, że w UE przyjęto szereg różnych rozwiązań regulacyjnych, które były dla Rosji niekorzystne, podnoszono kwestie bezpieczeństwa energetycznego itd., ale z drugiej strony od tego momentu Rosjanie zdążyli wybudować trzy nowe gazociągi eksportowe: NS1, Turk Stream, NS2.

Wydawałoby się, że owszem uznano, iż działania Rosji są zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa energetycznego, a wszystko to jest wpisane w dokumenty strategiczne. Zapisano, że trzeba myśleć o dywersyfikacji, ale jednocześnie powstały trzy duże gazociągi z Rosji do Europy. Po drugie, udział Rosji w europejskim rynku gazowym był najwyższy w historii w tej dekadzie, sięgając w niektórych latach 37 - 38 procent. Jeśli Moskwa patrzy na to z tej perspektywy – to kryzysy jej się opłacają, bo choć wiele się mówi o dywersyfikacji, to z drugiej strony Rosja może pochwalić się realizacją poważnych projektów z Europą.

A zatem bilans kryzysów w logice Rosji wypada pozytywnie. I okazuje się, że generowanie sytuacji kryzysowych to dla Moskwy nie jest czymś, co per saldo wychodzi na minus.

Może i pewne tendencje dywersyfikacyjne ulegają pogłębieniu, ale jeśli Kreml dotrze przynajmniej do części decydentów europejskich, przekonując ich, że przecież racjonalniej jest się z Rosją ułożyć i normalizować relacje, ustalać warunki tak, by były korzystne też dla Rosji – no to wtedy kalkulacja Moskwy nie jest tak do końca błędna. Jeśli zderzyć to z historią i efektami działań Rosji, to nie dziwię, się że mogą opierać swoją politykę na takich właśnie kalkulacjach.

Czyli summa summarum Rosja może być przekonana, że eskalacja kryzysów jej się opłaca.

Po aneksji Krymu owszem, wiele się wydarzyło, mamy rozwój unii energetycznej, powstały nowe interkonektory, są kraje, które zbudowały terminale LNG, jak Polska i Litwa. To jest też pokłosie rosyjskiej polityk i wyzwań jakie generuje dla bezpieczeństwa europejskiego (w tym energetycznego). Część krajów zdecydowała, że muszą dywersyfikować źródła dostaw, skoro Rosja potrafi wykorzystywać dostawy surowców w sensie politycznym.

Zatem owszem, mają miejsce zmiany, które są dla Rosji niekorzystne. Jednak jeśli spojrzeć na szerszy bilans: trzy nowe gazociągi, rosnące udziały w rynku, to liczby wskazują, że Moskwa może kalkulować, iż koszty agresywnej polityki (choćby wobec Ukrainy) nie są wcale tak wysokie.  

Z kolei wciąż toczą się rozmowy między Stanami Zjednoczonymi a Niemcami w kwestii realizacji lipcowego porozumienia dotyczącego NS2. Czy jego realizacja może unieszkodliwić, osłabić NS2?

Podstawową słabością tego porozumienia jest jego ogólny i stricte polityczny charakter. Nie rodzi ono bowiem żadnych sztywnych, możliwych do wyegzekwowania zobowiązań. To porozumienie nie nakłada także na Rosję żadnych obowiązków dotyczących utrzymania tranzytu gazu po 2024 r., czyli wygaśnięciu obowiązujących aktualnie umów tranzytowych.

Owszem, na bazie porozumienia powołano przedstawiciela Niemiec ds. rozmów z Rosją w sprawie utrzymania tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę, ale to nie daje żadnych gwarancji wypracowywania wiążących porozumień. Co więcej, niedługo po  podpisaniu tego porozumienia wypowiedział się rzecznik Kremla, który oświadczył, że przecież nie podpisywano go z Rosją, więc trudno oczekiwać by Moskwa się do czegoś zobowiązywała w tym zakresie. To może potwierdzać, że siła tego porozumienia jest niewielka.

Czyli jedyną nadzieją są regulacje unijne, które mogą doprowadzić do ograniczonej rentowności NS2.

Możliwe są ograniczenia dotyczące rentowności tej inwestycji, choć nie przesadzałbym, jeśli chodzi o ich skalę. Szczególnie ostrożnie należy podchodzić do sygnałów wieszczących  możliwe bankructwo tej inwestycji. Niemniej jednak wiele od regulacji zależy. Będą miały wpływ na to, ile gazu będzie mogło płynąć nową magistralą; będą miały wpływ na sposób ustalania taryf przesyłowych.  

Inna sprawa, że NS2 – z perspektywy Moskwy - już spełnił z nawiązką jedno ze swoich zadań politycznych – poróżnił poważnie kraje europejskie, ale stał się także kością niezgody w relacjach transatlantyckich i to za kadencji republikańskiej, jak i demokratycznej.

Najgorsze jednak jeszcze przed nami? Jeszcze jakiś czas temu, kilka lat temu, szef Gazpromu otwarcie zapowiadał, że tranzyt przez Ukrainę zostanie zamknięty, i zapewne trzeba się liczyć się z tym, że tak się stanie.

Rosjanie prowadzą swoją grę, jak zawsze, bardzo konsekwentnie. Z jednej strony, Kreml oświadcza, że jest gotowy kontynuować tranzyt przez Ukrainę, ale… i jak niektórzy mówią, to co przed „ale”, zupełnie się nie liczy.

Moskwa zatem twierdzi, że gotowa jest kontynuować tranzyt pod warunkiem, że będzie to dla niej ekonomicznie opłacalne. Jest to jednak bardzo względny miernik. Nie jest bowiem jasne, co Rosja uzna za akceptowalne w takim ujęciu. Ponadto wiele wskazuje na to, że drugim warunkiem jest zmiana kursu w polityce zagranicznej Ukrainy. Kreml oczekuje, że Kijów zrewiduje swoje priorytety, a przede wszystkim zrezygnuje z polityki zacieśniania współpracy z Zachodem.

To znaczy chodzi o to, by Ukraińcy przestali się uznawać za naród ukraiński, bo przecież Putin napisał w niedawnym, oburzającym artykule, że naród ukraiński nie istnieje, że jest to naród rosyjski… To jest nie do akceptacji, takie oświadczenia powinny spotykać się z sankcjami.

Jest to cyniczna gra Rosji. Putin nie dodaje, że w kwestii NS2 chodzi o kalkulację ekonomiczną, ale i polityczną. Kreml chce, by Kijów wstrzymał współpracę z UE, ze Stanami Zjednoczonymi.

Moskwa chce doprowadzić do jak najszybszego uruchomienia NS2, dlatego też wywiązuje się z obecnego kontraktu, który obowiązuje do końca 2024 roku. Wiele wskazuje na to, że obecnie Kreml nie planuje podejmować żadnych sztywnych zobowiązań dotyczących tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę po 2024 r.

To niepokojące. Do tego widzimy, co się dzieje z gazociągiem Jamał-Europa.

Tu także Rosja może ograniczać przesył.

Rosja może także rozgrywać te dwa szlaki przeciwko sobie. Kreml nie ma teraz stałego kontraktu tranzytowego z Polską, zatem rezerwuje przepustowość na gazociągu wedle uznania. Na grudzień nie zarezerwował wcale. Na pierwsze trzy kwartały przyszłego roku kalendarzowego także. Być może podsycanie rywalizacji między szlakami polskim i ukraińskim okaże się dla Moskwy ważniejsze.

Udało się doprowadzić do tego, by strona ukraińska została dopuszczona do procesu certyfikacji. Czy ma to duże znaczenie?

Ważne, by te podmioty, które potencjalnie dotkną skutki budowy NS2, były dopuszczone do procesu certyfikacji. Pozwala to nie tylko mieć wgląd w kluczowe dokumenty, ale także artykułować swoje racje i podnosić argumenty wskazujące na różnego typu zagrożenia płynące z realizacji tej inwestycji. Trudno przesądzić jednocześnie jaki będzie wpływ głosów płynących od stron trzecich na ostateczne decyzje niemieckiego regulatora czy Komisji Europejskiej. Trudno przesądzić w jakim stopniu racje przeciwników zostaną wzięte pod uwagę. Nie ulega jednak dla mnie wątpliwości, że sporny gazociąg NS2 prędzej czy później będzie certyfikowany.

Dobrze, że realistycznie przedstawia pan obecną sytuację. To jednak mimo wszystko tragiczny przebieg wydarzeń, gdyż budowa takiego projektu jak NS2 nie powinna mieć miejsca w Europie, gdzie Rosja staje się demonstracyjnie coraz bardziej agresywna.

Oczywiście, że taki projekt nie powinien być realizowany. W obecnej sytuacji, gdy widać, że Moskwa stosuje polityczną grę, by uruchomić NS2, w obliczu kryzysu gazowego, należałoby oczekiwać politycznej decyzji w sprawie tego gazociągu. Berlin powinien przekazać Moskwie, że Kreml, szantażując Europę potwierdza najgorsze obawy Europy Środkowo-Wschodniej i związku z tym Berlin zawiesza polityczną ochronę tego projektu, jest gotów na moratorium w zakresie eksploatacji rurociągu. Tymczasem takiego jednoznacznego sygnału z Berlina nie ma – stąd Rosja kontynuuje plan, uznając, że trzeba naciskać na Europę dalej.

Sam fakt ukończenia tego rurociągu przywodzi na myśli pesymistyczne prognozy, to, co się dzieje teraz, tym bardziej.

Miałam nadzieję, że Zachód nie pozwoli na dokończenie NS2, gdyż ten projekt otwarcie uderza w jego interesy, w sposób, którego nie da się przeoczyć czy ukryć, działania Rosji stają się coraz bardziej niebezpieczne, a ona sama w coraz mniejszym stopniu radykalna w swoich działaniach. To niesie ze sobą poważne zagrożenia bezpieczeństwa. A do tego Moskwa przestała chyba w ogóle uwzględniać w swoich planach krytyczne głosy płynące z Zachodu.

Można było zatrzymać NS2, gdyby Berlin na którymś etapie cofnął mu swoje poparcie polityczne. Gdy pojawiały się kolejne zawirowania w relacjach z Moskwą, wydawało się, że teraz już Niemcy muszą wyciągnąć wnioski w sprawie NS2, przysłuchiwałem się zawsze, co mówi niemiecki rząd.

Niemcy mówili zaś, że owszem, mamy problem polityczny, ale NS2 to coś zupełnie innego, to projekt gospodarczy, to są dwie różne rzeczy. Dla mnie był to jednoznaczny sygnał, że nie zmienią podejścia do tego gazociągu.

Choć bynajmniej nie można oddzielać energetycznych projektów Kremla od jego agresywnej polityki.

Okazało się, że rozmaite, trudne do zaakceptowania działania Kremla (i w polityce wewnętrznej i zagranicznej), nie skłoniły Berlina do rezygnacji z NS2.  To powinno być podstawą do szerszych wniosków i metawniosków ekspertów, prognoz, dotyczących przyszłości.

Bo rzeczywiście z punktu widzenia lojalności sojuszniczej i tego, po której jest się stronie, postępowanie Berlina jest zadziwiające.

I w tym kontekście lepiej można zrozumieć, dlaczego wstrzymanie certyfikacji nie jest tym sygnałem, którego byśmy wszyscy oczekiwali.

Niestety, na to wygląda. Podejście normatywno-legalistyczne jest bardzo charakterystyczne dla Niemiec. Jest niezależny organ regulacyjny, jest procedura… W maju 2020 r. ten sam regulator odmówił NS2 wyłączenia spod dyrektywy gazowej.

Nie działa on na zamówienie polityczne. W tym przypadku oznacza to, że decyzja o wstrzymaniu certyfikacji nie wiąże się np. z jakimś sygnałem ze stron niemieckich władz. Wstrzymanie certyfikacji wynika z przesłanek formalno-prawnych.

W Polsce trudno było uwierzyć, że taki projekt jak NS2 może zostać zrealizowany.

Oczywiście, trzeba jednak oddzielać to od prognozy, co najpewniej się stanie. Przed NS2 pojawiło się w ciągu ponad sześciu lat historii projektu sporo wyzwań, jednak żadne z nich go nie zatrzymało.

NS2 nie powinien powstać.

Z tym większość komentatorów w Polsce jest zgodna. Jednak ważne jest by rozdzielać kwestię zasadności inicjowania pewnych projektów od chłodnej oceny perspektyw ich realizacji. To jest właśnie przypadek Nord Stream 2. Powszechny w polskiej debacie publicznej sprzeciw wobec tej inwestycji często przesłaniał zdolność chłodnej oceny perspektyw jej realizacji.

Jednak szuka się wciąż możliwości, by uniknąć najgorszego…

Szuka się możliwości minimalizowania kosztów, a zawsze warto mieć strategię zaplanowaną na kilka kroków naprzód.

Pojawiają się też czasami opinie, że w związku z polityką klimatyczną, NS2 przestanie mieć za jakiś czas duże znaczenie. Pytanie jednak, czy naprawdę UE zacznie odchodzić od gazu…

Rosjanie opierają swoje kalkulacje na konserwatywnych przesłankach dotyczących tempa zmian na strategicznych rynkach.

Rosjanie nie negują tego, że tzw. zielona agenda stanowi wyzwanie. Jednocześnie nie są przekonani, że w najbliższej dekady przysporzy to Kremlowi jakichś problemów, a w szczególności że wpłynie to na duże ograniczenia w przesyle gazu na rynek europejski.

Do tego, Moskwa próbuje częściowo dostosować się do aktualnych europejskich trendów. Przykładem są choćby plany UE dotyczące energetyki wodorowej. Rosja jest gotowa, by w obliczu tzw. rewolucji wodorowej, nie tyle produkować własny wodór, co eksportować gaz ziemny przeznaczony na produkcję tzw. błękitnego wodoru na terenie Niemiec czy innych krajów Unii Europejskiej.

Co więcej, Rosja próbuje niekiedy prezentować NS2 jako szlak do przesyłania dodatkowych ilości gazu, które mogą być wykorzystane do produkcji wodoru. W tym kierunku zmierzają też rozmowy Rosji i Niemiec dotyczące współpracy w zakresie gospodarki wodorowej. Buduje się już pod nią grunt polityczny. Chodzi o to, by dostawy przez NS2 zostały wpisane w priorytety Unii Europejskiej. To oczywiście paradoks, ale Moskwa podejmuje tego rodzaju wysiłki.

Podsumowując, Moskwa zakłada, że w ciągu dekady koniunktura w UE się nie pogorszy, co pozwoli Rosji co najmniej utrzymać swój udział w unijnym rynku gazowym. A może nawet, uwzględniając ambitną agendę wodorową, uda się słać do Europy jeszcze więcej gazu.

 

*** 

Z dr. Szymonem Kardasiem z Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl